Patryk Kurkowski: PZKosz zdany na sukces reprezentacji

Władze PZKosz są tak zdesperowane, że są gotowe sprzedać biało-czerwone barwy w imię chwilowego sukcesu. Chcą nam wcisnąć Amerykanina i wmówić, że to Polak. Nie chcę takiej reprezentacji.

 Redakcja
Redakcja

Grzegorz Bachański najwyraźniej tonie, skoro brzytwy się chwyta. Po kilku latach rządów i wciskania demagogicznego kitu, pokazał bowiem, iż jest kompletnie bezradny. Jedyną deską ratunku w trudnych czasach jest sukces reprezentacji Polski. Nasza jest - patrząc na chociażby zeszłoroczne mistrzostwa Europy - przeciętna lub słaba (w każdym razie zawodzi, gdy oczekiwania są spore), więc trzeba jej za wszelką cenę pomóc.

PZKosz wpadł zatem na "genialny" pomysł rodem z innych przeciętnych państw, które nie mają pomysłu na rozwój - naturalizujmy Amerykanina. W imię (ewentualnie) chwilowego sukcesu związek jest gotów sprzedać biało-czerwone barwy. Nie mamy bowiem do czynienia z koszykarzem, który grał w naszym kraju, który zna naszą kulturę, tudzież ma tutaj rodzinę. Nie, to dla nas całkowicie obcy człowiek. Całkiem prawdopodobne, iż AJ Slaughter miałby problem ze wskazaniem Polski na mapie Europy. Poza tym nie wyciągamy wniosków z przeszłości - David Logan już nam pokazał, ile znaczyły dla niego występy w biało-czerwonych barwach. Nawet jeśli w umowie między związkiem a zawodnikiem będą pewne paragrafy, to jak je wyegzekwować? Karą finansową? To poniżające...
Prawdę mówiąc nie chodzi tylko o samego koszykarza, który po prostu chętnie wykorzysta okazję do zdobycia paszportu. Znacznie bardziej martwią mnie działania Bachańskiego i Jacka Jakubowskiego, które są jak desperacja, wołanie o pomoc. Obaj kilka lat temu zapowiadali, iż wiele zmienią w polskiej koszykówce. Tymczasem na każdym kroku można usłyszeć, że odbili się od ściany. Właściwie to od pustej kasy. Nie wierzę w to, że nie mieli pojęcia, jak wygląda sytuacja finansowa PZKosz. Aktualnie to tylko szukanie wymówki i zrzucanie winy na poprzedników.

Czekałem kilka lat na konkretne ruchy, ale ich po prostu nie ma. Teraz przestaję już wierzyć, iż cokolwiek są w stanie zmienić. Może nie są tak autorytarni jak Roman Ludwiczuk, ale mam wrażenie, iż wcale nie działają lepiej. W tej sytuacji nie pozostało im nic innego jak porzucić wszystko na rzecz reprezentacji. Celem jest sukces - teraz, już.

Problem w tym, że... nie mamy zawodników światowej klasy. Za każdym razem wymieniamy Marcina Gortata, Macieja Lampego czy Michała Ignerskiego. Powiedzmy sobie jednak wprost - ile oni znaczą w skali Europy? Gortat gra naprawdę dobrze w NBA, ale takich jak on jest tam wielu. Poza tym pełni w Wizards inną rolę. Lampe ma sukcesy i jest solidny, ale np. w Barcelonie nie był gwiazdą. Ignerski to naprawdę niezły koszykarz, tyle że po przeciwnej stronie znajdziemy takich mnóstwo. Nawet jeśli dodamy do tego Slaughtera, to nadal nasza reprezentacja nie wygląda jak skazana na sukces. Nie na tle Litwy, Serbii, Hiszpanii, Francji, Chorwacji czy Słowenii. U nich wyrastają kolejni świetni zawodnicy, a u nas?
Sukces reprezentacji to nie jedyny problem. Bachański i spółka nawet nie starają się patrzeć w przyszłość - selekcjonera zwalniamy po jednym nieudanym turnieju, nie wprowadziliśmy asystenta, który w przyszłości mógłby objąć drużynę, wreszcie nie stawiamy na zawodników młodych.

Co prawda w tym roku doszło do odświeżenia kadry, tyle że zdecydowanie za późno. Zresztą mam wątpliwości, czy stawianie na Lampego i Gortata ma jeszcze jakikolwiek sens. Dotychczas na każdym turnieju z ich udziałem graliśmy poniżej oczekiwań. Nie wspominając już o tym, że sprowadzając Slaughtera pokazujemy naszym zawodnikom, iż... nie warto na nich stawiać, że w kadrze tylko marnują swój czas. Bo przyjdzie Amerykanin, który ich zastąpi.

To jeszcze nie koniec. Nie podoba mi się również sposób myślenia Bachańskiego. Mam wrażenie, że skoro nie potrafi rządzić związkiem mając wyraźnie ograniczone zasoby, to nie będzie też potrafił, mając większe pole do manewru. Zawsze będzie zbyt mało, zwłaszcza przy takim działaniu. PZPN ma sporo funduszy, ale nadal musi się zmagać z podstawowym czynnikiem - stymulacją rozwoju u młodych piłkarzy, zwiększeniem zasięgu.

W koszykówce o młodych się nie dba. Prezes związku stwierdził nawet, że lepsza jest jakość, niż ilość. Tyle że jedno wynika z drugiego - najlepszy zawodnik w gronie 100 osób niekoniecznie jest najlepszy w gronie dziesiątek tysięcy. Poza tym wybieranie kilku koszykarzy, aby nad nimi czuwać jest dość dziwne. Choćby dlatego, że każdy junior ma inne tempo rozwoju i wcale nie jest powiedziane, że ten, który w wieku 18-19 lat gra najlepiej, będzie też w gronie najlepszych za 5-10 lat. To widać choćby po reprezentacjach. Zresztą pokusiłbym się o tezę, że wspomniana ilość podnosi jakość i wymagania.

Patryk Kurkowski

Gortat i Lampe to samce alfa - rozmowa z Kordianem Korytkiem, byłym reprezentantem Polski

Czy jesteś zadowolony z działań PZKosz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×