Magic Johnson - po prostu showtime cz. IX

- Ludzie dokonują w życiu różnych wyborów. Piją, palą, objadają się. Ale to nie moja bajka. Ja największą przyjemność czerpałem z kontaktów z kobietami - mówi Magic Johnson.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Po tym jak gwiazdor Los Angeles Lakers ogłosił publicznie, że jest nosicielem wirusa HIV, pojawiło się wiele domysłów odnośnie tego jak się nim zaraził. Isiah Thomas, niedawno jeszcze wielki przyjaciel Johnsona, ponoć rozgłaszał, że Magic jest homoseksualistą. Ten natomiast obraził się na kumpla i zdecydowanie temu zaprzeczał. W końcu miał żonę, a wcześniej sporo się mówiło o tym, że nie stronił od towarzystwa płci pięknej. I tak właśnie było w rzeczywistości. Jego związek z Cookie do momentu ślubu stanowił jedną wielką passę rozstań i powrotów, pomiędzy którymi Johnson nie żył w celibacie. - Ludziom trudno jest zrozumieć jak mogłem jednocześnie kochać Cookie i spotykać się z innymi kobietami - opowiada legendarny gracz Jeziorowców. - Tymczasem jedna część mnie cały czas była przy niej. To był prawdopodobnie Earvin. Magic natomiast był singlem pochłoniętym pracą, wychodził z kumplami na miasto i umawiał się z dziewczynami, żeby się zrelaksować. Earvin nie musiał specjalnie zabiegać o względy kobiet. Koszykarze Lakersów należeli do najbardziej rozpoznawalnych osób w "Mieście Aniołów". Przedstawicielki płci pięknej same dawały Magicowi numery telefonów lub nawet same do niego dzwoniły. Czarne, białe, latynoski oraz Azjatki. Głównie dobrze wykształcone i bardzo otwarte, choć zdarzały się wyjątki. Przez sypialnię Johnsona przewinęła się ich niezliczona ilość, ale gwiazdor nigdy nie lubił się tym chwalić. Cenił swoją prywatność i nie robił z siebie playboya w stylu Wilta Chamberlaina. Był młody i korzystał z życia. Postępował jednak bardzo nierozsądnie i skończyło się to zarażeniem wirusem HIV, co na początku lat dziewięćdziesiątych kojarzyło się tylko z AIDS i rychłą śmiercią. Magic pragnął jednak jak najszybciej zerwać z tym stereotypem. Założył fundację, która skupia się na walce z tą chorobą, a także prowadzi inną działalność charytatywną. Wstąpił również do narodowej komisji, zajmującej się przeciwdziałaniem AIDS. Cookie nie była głupia. Gdy nie była z Earvinem, doskonale wiedziała, że ten ją kocha, lecz jako wolny strzelec korzysta ze wszystkich możliwych uciech. - Kiedy mówimy o nim oraz o kobietach, kluczową rolę odgrywa w tym wszystkim miasto Los Angeles - mówi żona Johnsona. - Gdyby Magic został wybrany w drafcie przez Cleveland, Detroit, Milwaukee czy nawet Nowy Jork, wzięlibyśmy ślub o wiele wcześniej. Ale LA to zupełnie inna bajka - kraina gwiazd i fantazji. Ten facet znalazł się w samym oku cyklonu. Miał zaledwie dwadzieścia lat, gdy trafił w to miejsce i zaczął poznawać tych wszystkich pięknych ludzi. Rozgrywający Lakersów kochał kino oraz muzykę pop. Ciągle zapraszano go na premiery czy rozdania nagród MTV, a on naprawdę rzadko kiedy odmawiał. W restauracji witał się z Julią Roberts, a w Great Western Forum z Jackiem Nicholsonem. Choć Magic z powodów zdrowotnych nie pojawiał się na parkietach NBA w sezonie 1991/92, nie zamierzał tak łatwo rezygnować z kariery. W głębi duszy wierzył, że zrobi sobie przerwę od basketu, a potem wróci do gry. Fani również nie spisywali go na straty, czemu dali wyraz w głosowaniu na pierwszą piątkę ekipy Zachodu na lutową All-Star Game w Orlando. Wyniki rozpętały prawdziwą burzę. Między innymi Byron Scott, A.C. Green oraz Karl Malone uważali, że Magic nie powinien grać w tym meczu. Pierwszy głosił, że Earvin musi zadbać o swoje zdrowie. Drugi twierdził, iż koszykarz, który w sezonie zasadniczym nie rozegrał ani jednego spotkania, nie zasługuje na występ w Meczu Gwiazd. Trzeci natomiast nie owijał w bawełnę i otwarcie przyznał, że boi się zakażenia HIV.
Urodzony w Lansing rozgrywający nie chciał jednak przegapić swojej szansy. Nie grał w oficjalnych meczach, lecz cały czas trenował i starał się utrzymać formę. 9 lutego 1992 roku na parkiecie Orlando Arena uzbierał 29 punktów, 5 zbiórek, 9 asyst oraz dwa przechwyty. Publika wiwatowała, a on jak za starych dobrych lat toczył pojedynki z Michaelem Jordanem czy Isiah Thomasem. Zachód rozgromił Wschód 153-113, a jego rzut za trzy "oczka" w końcówce czwartej kwarty był najczęściej powtarzanym zagraniem w telewizyjnych migawkach. W takiej sytuacji statuetkę MVP mógł otrzymać tylko jeden zawodnik. - Będąc tam czułem się jak reprezentant wszystkich nosicieli wirusa HIV oraz chorych na AIDS - wspomina Magic. - Chciałem pokazać światu, że osoby z HIV mogą biegać, skakać i grać w koszykówkę. Chciałem udowodnić, że podczas gry przeciwko takim osobom nie można się zarazić, i że można nas przytulać, całować czy przewracać. W pewnym sensie czułem również, że jestem tam dla ludzi dotkniętych przez różne dolegliwości czy zmagających się z niepełnosprawnością. Pragnąłem im przekazać, że powinni być ponad tym wszystkim i dalej iść przez życie.
fot. Steve Lipofsky fot. Steve Lipofsky
Earvin w Meczu Gwiazd na Florydzie zaprezentował się na tyle dobrze, że znalazł się również w składzie reprezentacji USA na igrzyska olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku. Ekipa ta ze względu na swoją siłę rażenia ochrzczona została mianem "Dream Teamu". Chuck Daly, wspomagany przez Lenny'ego Wilkensa, oprócz Magica powołał dziesięciu zawodników NBA formatu all-star oraz najlepszego gracza ligi akademickiej. Byli to: Charles Barkley, Larry Bird, Clyde Drexler, Patrick Ewing, Michael Jordan, Christian Laettner, Karl Malone, Chris Mullin, Scottie Pippen, David Robinson i John Stockton. - Nie byłem już aktywnym zawodnikiem, ale cały czas ćwiczyłem, co bardzo ułatwiło mi przygotowania - opowiada Johnson. - Każdy dzień rozpoczynałem od dwóch godzin podnoszenia ciężarów. Potem półtorej godziny treningu rzutowego, odpoczynek w domu i popołudniowa gierka na UCLA z graczami akademickimi, takimi jak Reggie Miller czy Shaquille O'Neal.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×