Ayrton Senna - król deszczu cz. IX

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po powrocie z Nowego Jorku do Europy Ayrton nie wiedział, czy wystartuje w zmaganiach Formuły 1 w sezonie 1990. Chodziło o zapłatę stu tysięcy dolarów grzywny za występek w poprzedniej kampanii.

W tym artykule dowiesz się o:

[color=#000000]

Po wydarzeniach na torze Suzuka w 1989 roku, za które nałożona została na niego stosowna kara, Senna nie przebierał w słowach. Uważał, że władze zarządzające mistrzostwami świata F1 sprzyjały wówczas Alainowi Prostowi. Z tego też powodu Brazylijczyk ani myślał uiścić wyżej wymienionej grzywny. Tymczasem włodarze[/color] nakazywali "Beco" zapłacić karę i przeprosić za swoje słowa, grożąc odrzuceniem jego wniosku o przyznanie superlicencji, niezbędnej do występów w najbardziej prestiżowej serii wyścigowej. Obie strony twardo obstawały przy swoich racjach, a upływ czasu działał na niekorzyść wszystkich. Formuła 1 mogła bowiem stracić świetnego kierowcę, a on szansę na drugi w karierze tytuł mistrzowski.

15 lutego 1990 roku upływał termin załatwienia wszystkich niezbędnych formalności, potrzebnych do uzyskania superlicencji. Ron Dennis był gotów wyłożyć sto tysięcy funtów, lecz wystosować oficjalnych przeprosin w imieniu Ayrtona już nie mógł. Brazylijczyk tymczasem nie zamierzał robić z siebie pośmiewiska. Prezydent FISA, Jean-Marie Balestre, w pewnym momencie poczuł, że grunt zaczyna mu się palić pod nogami i obwieścił: - Myślę, że wielu z was nie miało litości dla Senny, wymagając od niego oświadczenia, które nie odzwierciedla jego myśli. Później stwierdził, że stanowisko FISA w sprawie "Beco" zostało źle zinterpretowane przez media, i że władze wcale nie wymagają od kierowcy przeprosin, a tylko odwołania krzywdzących słów o faworyzowaniu Alaina Prosta. - Senna nie jest sam - dodał Balestre. - Ma menadżera zespołu, Rona Dennisa. Uważamy, że znajduje się pod jego złym wpływem. Słowa prezydenta FISA rozwścieczyły szefa McLarena, ale ten nie miał czasu na polemikę, gdyż musiał ratować przyszłość swojego teamu. 15 lutego ogłoszono, że tymczasowymi kierowcami brytyjskiego zespołu będą Gerhard Berger oraz Jonathan Palmer. FISA natomiast poinformowała, iż Ayrton Senna do północy dnia 15 lutego nie uregulował swoich spraw, w związku z czym jego wniosek o przyznanie superlicencji został odrzucony. Dziesięć minut po tym Dennis wykonał telefon do Balestre. Kilka godzin później Ayrton Senna wydał oświadczenie, w którym przyznał się do pomyłki, po czym został wpisany na listę kierowców z superlicencją.

Sezon 1990 zapowiadał się jeszcze bardziej pasjonująco niż poprzedni ze względu na to, że Ferrari znów dysponowało dwoma świetnymi jeźdźcami - Alainem Prostem oraz Nigelem Mansellem. Wobec tego kibice ostrzyli sobie zęby na pojedynki asów włoskiej stajni z wybrańcami McLarena - Ayrtonem Senną i Gerhardem Bergerem. W stawce rywalizował też wciąż szybki Nelson Piquet z Benettona. Kluczem "Beco" do sukcesu oprócz znakomitego bolidu miało być doskonałe przygotowanie kondycyjne pod okiem Nuno Cobry. - W 1984 roku był chudym i niezwykle zdeterminowany młodym chłopakiem - wspomina osobisty trener Brazylijczyka. - Początkowo miał problem z przebiegnięciem dziesięciu okrążeń stadionu lekkoatletycznego, ale stopniowo się poprawiał i stał się wytrzymałym sportowcem, który jest w stanie zrobić czterdzieści czy pięćdziesiąt "kółek". Nie był atletą, lecz zmienił się drastycznie.

[i]

- Ciągle idę naprzód i poznaję swoje ograniczenia fizyczne oraz psychiczne. To mój sposób na życie[/i] - mawiał Ayrton Senna. Wyścigi niemal od zawsze były całym światem Brazylijczyka z Sao Paulo. - Oczywiście momentami się zastanawiam jak długo będę w tym uczestniczył, gdyż istnieją aspekty, które sprawiają, że życie profesjonalnego kierowcy nie jest łatwe. Ale ja po prostu uwielbiam wygrywać. Sezon 1990 wystartował 11 marca w USA na torze w Phoenix. W kwalifikacjach sparaliżowanych przez deszcz nieoczekiwanie triumfował Gerhard Berger, a Ayrton Senna zajął dopiero piąte miejsce. Austriak wyścigu jednak nie ukończył ze względu na awarię sprzęgła, a "Beco" systematycznie przedzierał się na coraz wyższe pozycje, by na trzydziestym piątym okrążeniu minąć liderującego Jeana Alesiego i ostatecznie zwyciężyć. Alain Prost nie ukończył gonitwy w stanie Arizona, lecz już dwa tygodnie później na Interlagos w rodzinnym mieście Ayrtona Senny zgłosił aspiracje do obrony tytułu. Z pole-position startował Brazylijczyk, ale Francuz wykorzystał jego problemy na trasie po kolizji z Satoru Nakajimą i odniósł zwycięstwo.

Przed trzecią odsłoną kampanii 1990, Grand Prix San Marino, pojawiły się plotki, iż "Beco" w kolejnych zmaganiach przeniesie się do Ferrari. Mówiło się nawet o tym, że reprezentant Kraju Kawy podpisał już kontrakt z włoską "stajnią". Obie strony szybko zaprzeczyły tym pogłoskom. Kierowca nie wykluczył jednak, że pewnego dnia zasiądzie w czerwonym bolidzie. - Każdy, kto już od jakiegoś czasu jest w Formule 1, marzy o tym, że pewnego dnia dołączy do Ferrari, bo to team, który cieszy się największym prestiżem - mówił. - Mogłem się przenieść do tego zespołu rok lub dwa lata temu. Jestem pewien, że ta chwila w przyszłości nastąpi. Kiedy? Czas pokaże.

Zmagania 1990 to trzeci z rzędu sezon pod znakiem rywalizacji Ayrtona Senny z Alainem Prostem. Tym razem to Brazylijczyk był górą, a Francuz cały czas znajdował się za jego plecami, ale w bezpiecznej odległości. Na trzy wyścigi przed końcem rywalizacji "Beco" miał nad Prostem osiemnaście punktów przewagi i drugi w karierze tytuł mistrza świata na wyciągnięcie ręki. Kierowca Ferrari by go pokonać, musiał wygrać bowiem trzy ostatnie gonitwy i liczyć, iż jego rywal w każdej z nich będzie daleko z tyłu. - Obaj jesteśmy profesjonalistami i to co się stało w ubiegłym roku, nie ma już znaczenia - twierdził Prost. - Jeśli obaj moglibyśmy podejść do sprawy w ten sposób, byłoby wspaniale. - Jesteśmy prawdziwymi profesjonalistami - odparł Senna. - Liczy się tylko teraźniejszość. Ja już nie myślę o tym, co działo się w zeszłym roku. Nie oznacza to, że wówczas nie było to istotne, ale to już przeszłość. Jeśli on jest gotów zaakceptować ten fakt, ja zgadzam się uścisnąć jego dłoń. Pozornie konflikt pomiędzy Ayrtonem a Alainem wydawał się być zażegnany, lecz podświadomie każdy wiedział, że sytuacja została opanowana tylko do momentu kolejnego sporu. [ad=rectangle] W Grand Prix Hiszpanii w Jerez Prost zwyciężył, a Senna nie dotarł do mety z powodu awarii bolidu. Podczas wyścigu Brazylijczyk wciąż był poruszony fatalnym wypadkiem Martina Donnelly'ego w czasie sesji kwalifikacyjnej. Brytyjczyk z ogromną siłą uderzył w ogrodzenie i wypadł z kokpitu. Cudem uniknął śmierci, lecz na tory F1 już nie wrócił. Przed podróżą do Japonii reprezentant Kraju Kawy miał w dorobku 78 "oczek", a jego największy rywal 69. Na Suzuce "Beco" musiał więc mieć się na baczności, żeby w głupi sposób nie zaprzepaścić szans na tytuł.

fot. Norio Koike©ASE
fot. Norio Koike©ASE

W Kraju Kwitnącej Wiśni szydło wyszło z worka i okazało się, że pojednanie pomiędzy Senną a Prostem zostało zaaranżowane jedynie na potrzeby mediów. Wrzało już w przeddzień wyścigu. Brazylijczyk twierdził, że pierwsze pole startowe zostało umiejscowione po złej stronie toru, co stwarzało przewagę dla zawodnika startującego z drugiego pola. Zwrócił się więc do włodarzy wyścigu o przeniesienie pole-position z wewnętrznej na zewnętrzną. Otrzymał zapewnienie, iż jego prośba zostanie spełniona, po czym wygrał kwalifikacje przed Prostem. Po wszystkim jednak przekazano mu złe wieści: nie będzie żadnej zmiany. - Starasz się być uczciwy oraz dobrze wykonywać swoją pracę i co się dzieje? Zostajesz wydymany przez idiotów! - grzmiał Senna. - Jeśli z powodu źle umiejscowionego pierwszego pola Prost w niedzielę odpali ze startu i będzie się starał na mnie założyć w pierwszym zakręcie, to ja do tego nie dopuszczę. Lepiej, żeby w ogóle nie próbował, bo mu się to nie uda. Jak "Beco" zapowiadał, tak zrobił. Na pierwszym zakręcie w wyniku kolizji bolidy Ferrari i McLarena stały w chmurze pyłu, a Ayrton Senna mógł świętować swój drugi tytuł mistrzowski, gdyż Grand Prix Australii nie mogła już nic zmienić w klasyfikacji czempionatu.

[i]

- Zrobił to specjalnie[/i] - mówił po wszystkim Prost. - Wiedział, że jeśli dobrze wyjdę ze startu, to nie będzie miał szans, bo mam lepszy bolid. Dlatego trącił mnie i w ten sposób został mistrzem świata. Może to dobre dla niego, ale na pewno niesportowe. Obrzydliwe. Francuz potrafił pogodzić się z porażką, lecz nie mógł znieść sposobu, w jaki Ayrton postanowił rozstrzygnąć losy tytułu. Twierdził, że Brazylijczyk w wiadomej sytuacji z premedytacją nie zahamował i nie tylko zachował się nieuczciwie, ale również bardzo nieodpowiedzialnie. - Nie jestem przygotowany do konkurowania z ludźmi, którzy nie boją się śmierci - dodał Prost.

"Beco" w kampanii 1990 wygrał sześć wyścigów, dziesięciokrotnie startując z pole-position. Zapracował na tytuł mistrzowski, choć akcja z Suzuki odcisnęła spore piętno na jego wizerunku. Gorąco było zarówno w mediach, jak i na najwyższych szczeblach władzy F1. On tymczasem obstawał przy swoim twierdząc, że gdyby pierwsze pole umiejscowiono na zewnętrznej, to do kolizji z Prostem na pewno by nie doszło. - To on zamknął drzwi, a nie ja - bronił się. - On jednak zawsze ma swój punkt widzenia. Próbował mnie zniszczyć, ale mu się to nie uda. Wiem co mogę robić, a czego nie i jego opinia w tym temacie w ogóle mnie nie interesuje.

Jeszcze w trakcie sezonu 1990 Ayrton przedłużył kontrakt z McLarenem, choć tylko o rok, zapewniając sobie wpływy w wysokości piętnastu milionów dolarów. Tymczasem jego związek z Xuxą przeszedł już historii. Parę wciąż łączyło uczucie, lecz żadna ze stron nie chciała rezygnować ze swojego życia zawodowego. - Łączyło nas bardzo wiele - opowiada kobieta. - Wiedziałam jednak, że pod względem logistycznym ta relacja nie ma szans. Nie dało się być razem, kiedy jedna osoba robiła karierę w Europie, a druga w Brazylii. - Tylko raz w życiu myślałem o założeniu prawdziwej rodziny, takiej z dziećmi - mówił Ayrton. - Właśnie wtedy, gdy byłem w związku z Xuxą. Neide i Milton traktowali wybrankę swojego syna jak rodzoną córkę, ale to nie wystarczyło. Choć Ayrton i Xuxa nie byli razem już w 1990 roku, to kobieta jeszcze przez około dwa lata pełniła rolę oficjalnej partnerki kierowcy.

Odpoczywając od trudów rywalizacji w F1, "Beco" nabył ogromne ranczo w Tatui, położonym około sto dwadzieścia kilometrów od Sao Paulo. Z posiadłości stworzył prawdziwy raj, gdzie nie tylko hodował bydło i uprawiał warzywa, ale również grał w tenisa na prywatnym korcie czy ścigał się gokartami z siostrzeńcami na świeżo wybudowany torze. Wierzył, że jeszcze kiedyś założy rodzinę i będzie miał własne dzieci, lecz chwilowo się na tym nie skupiał i otaczał miłością pociechy Viviane. Na ranczu w Tatui wraz z przyjacielem z dzieciństwa, Celso di Santim, oddawał się również jednej ze swoich największych pasji, czyli miniaturowym modelom samolotów. Był obrzydliwie bogaty, ale wciąż pozostawał sobą, czyli lekko nieśmiałym i szczerym chłopakiem. Ayrton nie tylko wydawał zarobione na torze wyścigowym miliony dolarów. Jako syn wytrawnego biznesmena miał smykałkę do interesów i zainwestował w szesnastopiętrowy budynek w Sao Paulo, gdzie miała się mieścić siedziba firmy Ayrton Senna Promotions Ltd. W tym samym czasie wymyślił również swoje oficjalne logo, podwójną literę "S", którym zaczęto sygnować produkty znajdujące się pod jego patronatem.

"Beco" wiedział, że każda dominacja musi kiedyś się skończyć, dlatego jego najnowsza umowa z McLarenem obowiązywała jedynie przez jeden sezon. Od kampanii 1991 funkcjonowała również nowa punktacja w mistrzostwach świata, według której do klasyfikacji czempionatu wliczały się wszystkie wyścigi. Każdy punkt był więc na wagę złota. Podczas gdy większość teamów podążała za nowym trendem, polegającym na ładowaniu w bolid jak największej ilości elektroniki, "stajnia" pod wodzą Rona Dennisa obrała nieco inny kierunek, pakując pod maskę bolidu McLaren MP4/6 innowacyjny silnik V12, lecz w pozostałych aspektach trzymając się konwenansów. Widząc konstrukcje konkurencji, zwłaszcza Williamsa, reprezentant Kraju Kawy był pełen obaw co do konkurencyjności swojego pojazdu, ale jego wątpliwości minęły wraz z otwierającą sezon Grand Prix USA. "Beco" wygrał nie tylko w Phoenix, a również w trzech następnych gonitwach, rozgrywanych kolejno w Sao Paulo, San Marino oraz Monte Carlo.

Ayrtona najbardziej cieszył oczywiście triumf na ojczystej ziemi, który udał mu się po raz pierwszy od debiutu w F1 w sezonie 1984. Do pięćdziesiątego okrążenia wydawało się, że Brazylijczykowi nic nie jest w stanie przeszkodzić w odniesieniu zwycięstwa, lecz nagle posłuszeństwa odmówiła skrzynia biegów i był zmuszony wrzucać piątkę bezpośrednio po trójce. Gdy opanował sytuację, skrzynia zaczęła kompletnie wariować. "Beco" lewą ręką musiał prowadzić bolid, a prawą cały czas trzymać drążek zmiany biegów. Tymczasem Nigel Mansell zbliżał się do niego w szybkim tempie i objęcie prowadzenia przez kierowcę Ferrari wydawało się być tylko kwestią czasu. Brytyjczyka jednak również dopadł pech w postaci awarii... skrzyni biegów. Mansell odpadł z rywalizacji, a do mety pozostawało zaledwie jedenaście "kółek". Senna wciąż znajdował się na czele stawki z czterdziestosekundową przewagą nad Riccardo Patrese z Williamsa. Sytuacja wyglądała na opanowaną, lecz siedem okrążeń przed końcem wyścigu skrzynia biegów w pojeździe Brazylijczyka praktycznie przestała działać. Funkcjonowała tylko szóstka, a kierowca McLarena nie czuł już prawej ręki od przytrzymywania drążka. Patrese na każdym "kółku" zyskiwał kilka sekund, aż w końcu i jego bolid dopadła awaria... skrzyni. Włoch jednak wciąż zbliżał się do reprezentanta Kraju Kawy. Trzy okrążenia przed finiszem zaczął padać deszcz. Ayrton widział już Riccardo w lusterku i zaczął modlić się do Boga o to, żeby jego samochód wytrzymał trudy rywalizacji. Udało się. Silnik skonstruowany przez Hondę umarł tuż po finiszu, a Senna zwyciężył z przewagą niecałych trzech sekund nad Patrese. - Fizycznie jestem wykończony, lecz Bóg pozwolił mi wygrać i jestem z tego powodu szczęśliwy – powiedział do dziennikarzy zaraz po tym jak z olbrzymim trudem wydostał się z kokpitu.

fot. Norio Koike©ASE
fot. Norio Koike©ASE

"Beco" w kampanii 1991 wywalczył 96 "oczek", odnosząc siedem zwycięstw w szesnastu wyścigach. Osiem razy startował z pierwszego pola, a aż dwunastokrotnie stał na podium. Przed Grand Prix w Meksyku miał wypadek na skuterze wodnym, po którym założono mu na głowie dziesięć szwów, ale i on nie był w stanie przerwać jego mistrzowskiego pochodu. Brazylijczyk po tym zdarzeniu startował w specjalnie zmodyfikowanym kasku, a planów o trzecim tytule czempiona globu nie zdołała mu pokrzyżować również bolesna kraksa podczas lipcowych testów w Hockenheim czy kolejny konflikt z Alainem Prostem, powstały w trakcie wyścigu w tym samym mieście. To jednak nie z Francuzem Ayrton tym razem rywalizował o tytuł. Jego największym oponentem sezonie 1990 był Nigel Mansell, który przed Grand Prix Węgier miał na koncie zaledwie 8 punktów mniej niż Brazylijczyk. Po serii triumfów na początku zmagań Senna złapał lekką zadyszkę, ale na Hungaroringu wrócił do wcześniejszej dyspozycji i po raz trzeci w karierze zakończył zmagania jako mistrz świata. Brytyjczyka pokonał o aż 24 "oczka", a brązowy medal wywalczył Riccardo Patrese. Skonfliktowany ze wszystkimi Alain Prost uplasował się na dopiero piątej pozycji. - To był sezon pełen emocji, presji i stresu - mówił trzykrotny już czempion globu. - To były najbardziej konkurencyjne mistrzostwa świata, w jakich brałem udział. Rywalizowałem z różnymi kierowcami, samochodami i silnikami, a nie tylko z kolegą z teamu. Dlatego zwycięstwo było bardzo trudne.

Koniec części dziewiątej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Specjalne podziękowania dla Priscili Nishimori oraz Instytutu Ayrtona Senny w Sao Paulo za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Tom Rubython - The Life of Senna, Playboy, globo.com, v-brazil.com.

Poprzednie części: Ayrton Senna - król deszczu cz. I Ayrton Senna - król deszczu cz. II Ayrton Senna - król deszczu cz. III Ayrton Senna - król deszczu cz. IV Ayrton Senna - król deszczu cz. V Ayrton Senna - król deszczu cz. VI Ayrton Senna - król deszczu cz. VII Ayrton Senna - król deszczu cz. VIII

Źródło artykułu:
Komentarze (0)