Ayrton Senna - król deszczu cz. III

- Nie było łatwo. Czasem bałam się kupić szampon, bo istniało ryzyko, że wtedy nie będziemy mieli co jeść - wspomina Liliane Vasconcelos Souza małżeństwo z Ayrtonem Senną.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

Młody kierowca prawie wszystkie zarobione w wyścigach kartingowych pieniądze inwestował w rywalizację w Formule Ford. Para na Wyspach czuła się niczym przybysze z innego świata. Sytuację maksymalnie komplikował brak znajomości języka angielskiego, a niskie temperatury panujące aż do maja również nie napawały optymizmem. Na szczęście Brazylijczykami odpowiednio zaopiekował się Ralph Firman wraz z żoną. - Byliśmy naprawdę bardzo blisko w tamtym czasie - opowiada szef zespołu Van Diemen. - Podobnie jak inni kierowcy zagraniczni Ayrton mógł polegać na nas, a w szczególności na mojej małżonce, która wszystko mu organizowała.

Liliane była bardzo rozczarowana życiem w Anglii. Musiała zrezygnować z luksusowej posiadłości w Sao Paulo na rzecz domku typowego dla klasy średniej. Centralne ogrzewanie ustawiała na maksymalną temperaturę, a i tak ciągle dokuczało jej zimno. Gdy nastawał weekend wyścigowy, pojawiała się w padoku u boku męża, ale właściwie nie miała tam nic do roboty. Początkowo starała się cieszyć swoją nową rolą, ale z biegiem czasu jej związek z Senną coraz bardziej się komplikował. Kochała go, lecz on bardziej niż ją ubóstwiał swój bolid. Żeby zabić nudę, zaczęła gotować dla całego teamu. Jej specjalność to cuca banana - brazylijskie ciasto bananowe. - Wcześniej ja miałam swoje życie i on miał swoje - wspomina kobieta. - To ja zamieszkałam w jego życiu, co wiązało się z poświęceniem przez pełne 24 godziny. Gdy miał wyścig lub testy, byłam przy nim. Zawsze jednak znajdowałam się na drugim miejscu. Na pierwszym zawsze była kariera, ale wiedziałam, na co się decyduję. Ayrton nie bez problemów przystosował się do nowego środowiska, jednak bardzo szybko znalazł nić porozumienia z mechanikami teamu Van Diemen i od tego momentu traktowano go jak starego znajomego. Spece od spraw technicznych wołali na Sennę "Harry", gdyż ciężko im było wymówić jego prawdziwe imię. Ponadto do zespołu należało dwóch innych Latynosów, Enrique Mansilla i Alfonso Toledano, dzięki czemu młody kierowca czuł się jeszcze bardziej jak w domu. Jego pierwszy wyścig w bolidzie miał miejsce 1 marca 1981 roku na torze Brands Hatch w ramach mistrzostw P&O Ferries Formuły Ford 1600. Brazylijczyk ukończył zmagania na piątej pozycji, osiem sekund za triumfatorem. - Nie miałem przyjemności z jazdy, bo bolid nie był dostatecznie szybki - mówił na gorąco. - Nie posiadałem żadnego doświadczenia, lecz mimo wszystko zająłem piąte miejsce, co jest dla mnie swego rodzaju bonusem. To był pierwszy i ostatni występ "Beco" w mistrzostwach P&O Ferries. Senna postanowił skoncentrować się na dwóch innych głównych seriach Formuły Ford 1600 - Townsend Thoresen (TT) oraz RAC. Przesiadł się również z bolidu Van Diemen RF80 do pojazdu oznaczonego symbolem RF81. Już 8 marca po wyścigu na torze Thruxton stał na trzecim stopniu podium, a tydzień później na Brands Hatch podczas intensywnych opadów deszczu odniósł swoje pierwsze zwycięstwo. W międzyczasie robiło się o nim coraz głośniej, wobec czego potrzebował osoby, która zajmie się jego wizerunkiem w mediach. Ayrton marzył o karierze w Formule 1, ale miał świadomość, że to wymaga olbrzymich nakładów finansowych. Mieszkał poza ojczyzną, więc sam musiał zadbać o to, żeby w Kraju Kawy odpowiedni ludzie o nim usłyszeli. W tym celu zatrudnił początkującego profesjonalnego fotografa, Keitha Suttona, pracującego dla jednego z brazylijskich magazynów o sportach motorowych.
- Jego talent eksplodował właśnie tamtego dnia - wspomina Ralph Firman chwilę pierwszego triumfu Ayrtona Senny w Formule Ford. - Jego siłą było to, że potrafił się całkowicie poświęcić w imię sukcesu. Głównie dzięki temu tyle osiągnął. Po wyścigu na Brands Hatch radość ogarnęła nie tylko "Beco" oraz cały team Van Diemen. Liliane obserwowała całe zmagania w padoku, a gdy jej mąż minął linię mety, miała w oczach łzy. Na podium stała razem z nim, obejmując go za szyję. Wieniec laurowy, puchar oraz czek na siedemdziesiąt funtów stanowiły jedynie dodatek. Na drugi triumf "Harry" czekał ponad miesiąc, a w międzyczasie prześladowała go druga lokata, którą zajmował w trzech kolejnych wyścigach. 24 i 25 maja znów jednak był najlepszy. Najpierw triumfował na Oulton Park, a następnie na Mallory Park. Ralph Firman początkowo podchodził do talentu młodego Brazylijczyka z pewną rezerwą, ale po pewnym czasie nabrał przekonania, że współpracuje z prawdziwym diamentem, który wymaga tylko oszlifowania. - W połowie tamtego sezonu już wiedziałem, że on kiedyś zostanie mistrzem świata Formuły 1 - wspomina. - To nie było żadne olśnienie czy coś w tym rodzaju. Po prostu stopniowo uzmysłowiłem sobie, że jest w stanie pokonać dzielącą go od tego drogę.
fot. Norio Koike©ASE fot. Norio Koike©ASE
Każdy pasjonat sportów motorowych wie, że wyścigi nie są zajęciem dla mięczaków. Najtwardsi zawodnicy często są jednocześnie ubóstwiani oraz znienawidzeni za swój styl jazdy. Punkt widzenia zależy przede wszystkim od punktu siedzenia. Senna nie zawsze wygrywał i nie zawsze potrafił utrzymać prowadzenie do samego końca. Nie był cyborgiem i dało się go wyprzedzić. Sztuki tej dokonał Rick Morris w czerwcowej gonitwie serii RAC na słynnym torze Silverstone. Cała akcja rozegrała się na ostatnim zakręcie szykany Woodcote. Senna zablokował atak Morrisa po wewnętrznej, ale ten przeniósł się na zewnętrzną i minął Brazylijczyka tuż przy krawężniku. Zrobił to naprawdę popisowo, a Ayrton wpadł w furię. Był tak wściekły, że tydzień później na Oulton Park w wyścigu serii TT zepchnął oponenta z toru już na pierwszym okrążeniu i zwyciężył z dużą przewagą. - Senna to pierwszy brazylijski zawodnik, z którym naprawdę nie mogłem się dogadać - mówi Rick Morris.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×