Szpryca Zmory: 40 zawodników mogło zabetonować cały żużel. Teraz mamy w końcu szansę na świeżą krew [FELIETON]

"Do tej pory mogliśmy sobie wyobrazić, że żużel zamknie się w 40 nazwiskach i dojdzie do zabetonowania rozgrywek w wielu krajach. Zawodnik U24 i ograniczenie liczby lig to dobra zmiana. Mamy szansę na świeżą krew" - pisze Ireneusz Maciej Zmora.

Ireneusz Maciej Zmora
Ireneusz Maciej Zmora
Łaguta (czerwony) i Vaculik (biały) WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Łaguta (czerwony) i Vaculik (biały)
Szpryca Zmory to cykl felietonów Ireneusza Macieja Zmory, prezesa Stali Gorzów w latach 2012 - 2019, który wywalczył z klubem pięć medali DMP (w tym dwa złote).

***

Od sezonu 2021 w polskich ligach będzie obowiązywać przepis U24. Zauważyłem, że krytykuje go wąskie grono żużlowców. Specjalnie tym zdziwiony nie jestem, bo akurat ta grupa traci jedno z kilku źródeł zarobkowania. Jeśli spojrzymy jednak na wszystko nieco szerzej, to korzyści jest znacznie więcej niż strat.

Do tej pory bez problemu mogliśmy wyobrazić sobie sytuację, że 40 seniorów z ośmiu drużyn PGE Ekstraligi jest w stanie objechać pozostałe najlepsze europejskie ligi. To z kolei mogło doprowadzić do zabetonowania całego żużla i odebrania innym zawodników możliwości do rozwoju. Tymczasem w życiu i sporcie potrzebny jest dopływ świeżej krwi. Przepis o zawodniku do 24 roku życia wypchnął do eWinner 1. Ligi Nielsa Kristiana Iversena, Rune Holte czy Michaela Jepsena Jensena, ale sprawił, że w PGE Ekstralidze pojawiły się nowe twarze.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Kto lepiej jeździ drużynowo? Paweł Przedpełski porównał Jasona Doyle'a i Chrisa Holdera

Najważniejsze, że młodzież dostała nadzieję. Koniec wieku juniora przestanie się teraz kojarzyć z zakończeniem żużlowej kariery. Nowe regulacje sprawią, że niektórzy przetrwają i będą mogli w spokoju pracować nad swoim rozwojem na różnych poziomach rozgrywek. Gdyby nie U24, to z polskich juniorów kończących starty w tej kategorii wiekowej kontrakt w elicie podpisałby zapewne tylko Dominik Kubera. Norbert Krakowiak czy Rafał Karczmarz mieliby spory problem, żeby się przebić. Jeśli chodzi o żużlowców zagranicznych, to w PGE Ekstralidze pewnie pozostaliby Jaimon Lidsey czy Bartosz Smektała, ale już Jonas Jeppesen, Marcus Birkemose, Jan Kvech mieliby kłopot, by w niej regularnie startować.

Poza tym dzięki nowym regulacjom giełda transferowa była zdecydowanie ciekawsza. Ruchy kadrowe zostały wymuszone i kibice mieli więcej emocji. Skorzystała także eWinner 1. Liga, gdzie trafiło kilka markowych nazwisk. A to oznacza, że zwycięzca rozgrywek będzie mieć mniejszy problem ze zbudowaniem składu na PGE Ekstraligę po wywalczeniu awansu. Z pewnością obejrzymy również w kolejnych latach ciekawsze baraże.

Zawodnik do 24 roku życia w połączeniu z ograniczeniem liczby lig ma również wpływ na rozgrywki w innych krajach. Na pewno poradzą sobie Szwedzi, bo oni w większości przypadków będą ligą drugiego wyboru. Większych perturbacji nie obawiam się również w przypadku Duńczyków, którzy od dawna słyną z doskonałego szkolenia. Młodzież dostanie szansę i zapewne się obroni.

Największy kłopot widzę w przypadku Anglików. Przede wszystkim Brexit nie służy swobodnemu przemieszczaniu. Pojawia się logistyczny problem, bo jedna ekipa mechaników może obsłużyć Polskę, Szwecję czy Danię, ale na wyspach trzeba budować team od podstaw. Anglicy teraz zapewne sięgną chętniej po zawodników z Australii. Być może szansę otrzymają również inne nacje, które nie znajdą zatrudnienia w pozostałych ligach. Żużel na wyspach jest w najtrudniejszym położeniu, ale może je poprawić, jeśli działacze postawią na szkolenie młodzieży.

Przyznam też szczerze, że nie rozumiem narzekania doświadczonych zawodników, którzy mówią, że nie będą się rozwijać, że zabraknie im właściwego rytmu, bo ktoś ogranicza liczbę lig. Tomasz Gollob przez wiele lat jeździł w lidze polskiej i szwedzkiej. Do tego dochodziło Grand Prix. Został mistrzem świata. Ten sam model realizuje Bartosz Zmarzlik, który już dwa razy sięgnął po złoto. Nie trzeba zatem jeździć w trzech czy czterech ligach, żeby wejść na szczyt. Zawodnicy, którzy tak stawiają sprawę, opowiadają bajki. Kierują nimi względy finansowe, a nie chęć rozwoju i zdobywania laurów sportowych. Nie ma w tym jednak nic złego, bo mają do tego prawo, ale nazywajmy rzeczy po imieniu i nie wprowadzajmy kibiców w błąd. Moim zdaniem kierunek w żużlu jest dobry, a poza tym warto się zastanowić, czy nie powinniśmy kontynuować dalszego ograniczania startów.

Zobacz także:
Tomasz Gollob widzi światełko w tunelu
Wiktor Kułakow nie jest ofiarą regulaminu

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy zgadzasz się z Ireneuszem Maciejem Zmorą?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×