Żużel. Czy żużel potrzebuje menadżerów? Jakie efekty dawały zmiany na tym stanowisku? (analiza)
W sporcie często niezwykle ważną rolę odgrywają menadżerowie drużyn. Ustalanie taktyki, przeprowadzanie zmian w odpowiednim momencie, przygotowanie zespołu do spotkania. Czy w żużlu ta funkcja jest aż tak potrzebna?
Mimo wszystko dobry menadżer na pewno potrafi wykrzesać więcej z pojedynczych żużlowców, przeprowadzać odpowiednie ruchy taktyczne podczas meczu i choć spektakularnych rozwiązań, na które mało kto by wpadł w żużlu jest jak na lekarstwo, to nie można ich całkiem bagatelizować, ponieważ w pewnych momentach mogą okazywać się zbawienne dla danych drużyn.
Jakie efekty przynosiły zmiany na stanowisku menadżera?
Na pierwszy strzał Piotr Baron, który objął Fogo Unię Leszno przed sezonem 2017, po fatalnym roku pod wodzą Adama Skórnickiego, kiedy "Byki" zajęły 7. miejsce w PGE Ekstralidze. Jedyna zmiana w kadrze drużyny to przyjście Janusza Kołodzieja w miejsce Tobiasza Musielaka. I zamiast walki o utrzymanie była udana batalia o złoto. Dobry transfer, lepsza forma Piotra Pawlickiego, Emil Sajfutdinow w pełni zdrowia, świetna formacja juniorska - to kluczowe elementy sukcesu Unii w 2017.
ZOBACZ WIDEO Mistrz świata zdradził, ile wydaje na sprzęt. Suma przyprawia o zawrót głowyW tym samym roku, choć na późniejszym etapie rozgrywek, Jacek Frątczak zastąpił Jacka Gajewskiego w Get Well Toruń, aby uchronić drużynę przed spadkiem. Ta zmiana nie przyniosła poprawy, jeśli chodzi o postawę zawodników. Zielonogórzanin biegał, skakał, motywował, starał się, aby zespół był jak najlepiej przygotowany do spotkań. Niestety, słaba forma żużlowców i problemy okazały się zbyt ciężkie do opanowania. Bilans torunian pod wodzą Frątczaka w 2017 roku w ekstralidze to trzy porażki i jedno zwycięstwo. Klub przed spadkiem uchroniła wpadka dopingowa Grigorija Łaguty. Na koniec baraż z Wybrzeżem, który okazał się ciężką przeprawą.
Właśnie zmiana menadżera w trakcie sezonu daje chyba najlepszą odpowiedź na pytanie, czy ta funkcja ma większy wpływ na postawę drużyny. Ciężko wykrzesać dużo więcej, jeśli zawodnicy nie jadą tak jak można było tego oczekiwać. A mało prawdopodobny jest scenariusz, że ktokolwiek na tym stanowisku poprawi dyspozycje doświadczonych, rozjeżdżonych żużlowców, będących po udanym okresie przygotowawczym i mających dostęp do najlepszych tunerów.
Praktycznie każdy menadżer w żużlu osiągał sukcesy jak i bolesne porażki. Najwięcej zależy najzwyczajniej w świecie od dyspozycji zawodników, na którą nie mają oni wielkiego wpływu. Adam Skórnicki przejął stery w Falubazie, w pierwszym sezonie było kiepsko, bo i skład był nienajlepszy. Kiedy w następnym roku zamiast Jacoba Thorssella i Grzegorza Zengoty byli Martin Vaculik i Nicki Pedersen, drużyna nie walczyła o utrzymanie, a o medale.
Marek Cieślak we Włókniarzu z roku na rok ma do swojej dyspozycji coraz solidniejszy zespół, więc i wyniki są lepsze. Betard Sparta Wrocław słynie ze stabilności, więc Dariusz Śledź właściwie utrzymał status quo - szersza kadra pozwoliła "Spartanom" zająć jedną pozycję wyżej w porównaniu z sezonem 2018.
Menadżerowie z pewnością mają jakiś wpływ na postawę całej drużyny, mogą dobrze kontrolować ruchy taktyczne, zbudować fajną atmosferę, wykazać się zaangażowaniem, jednak nie zmienia to diametralnie obrazu, który i tak byśmy zobaczyli, ponieważ najwięcej zależy od formy głównych aktorów. Nie można powiedzieć, że ta funkcja jest niepotrzebna, bo nawet jeden ugrany w jakiś sposób punkt czasami może okazać się na wagę złota, jednak gdyby kluby żużlowe postanowiły zrezygnować z menadżerów, wszystko wyglądałoby podobnie.
Zobacz także: Żużel. Koronawirus. Co z klubami, które wypłaciły kwoty za podpis? Jeśli sezon ruszy, to nie będzie tragedii
Zobacz także: Żużel. Zarząd PGE Ekstraligi napisał list do zawodników w sprawie koronawirusa. Czas trudnych decyzji
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>