Powroty do przeszłości: Najwyższe wzloty żużlowych orłów w historii
Skupiając się dziś na zwycięzcach spod biało-czerwonej flagi, nie zapominamy jednak o tych, którzy mieli trochę mniej szczęścia, na podium MŚ seniorów owszem stawali, zdobywali dla barw Polski medale, ale nieco gorszego kruszcu. Byli to po kolei (z pominięciem wyżej wymienionych medalistów): Joachim Maj (1962), Paweł Waloszek (1962, 1968, 1970, 1971, 1972), Jerzy Trzeszkowski (1967), Edmund Migoś (1968 i 1970), Jan Mucha (1970), Zdzisław Dobrucki (1972), Zbigniew Marcinkowski (1973), Andrzej Jurczyński i Andrzej Tkocz (1974), Piotr Bruzda (1975), Marek Cieślak i Jerzy Rembas (1976, 1977 i 1978), Bolesław Proch (1976), Bogusław Nowak i Ryszard Fabiszewski (1977), Andrzej Huszcza (1978 i 1980), Roman Jankowski (1980), Jacek Gollob i Dariusz Śledź (1994), Jacek Krzyżaniak (1997 i 2001), Sebastian Ułamek i Krzysztof Cegielski (2001), Wiesław Jaguś (2008), Przemysław Pawlicki i Krzysztof Buczkowski (2015).
To nie koniec polskich żużlowych triumfów w świecie. Martwić tylko musi, że ten tradycyjnie wąski i hermetyczny żużlowy świat kurczy się jeszcze bardziej. To już nie ta sama bajka, co jeszcze lat temu dwadzieścia, trzydzieści, a tym bardziej pięćdziesiąt. Gdy chodzi o speedway niepomiernie zubożała nam konkurencja. Na tym swoistym placu boju pomiędzy nadmuchanymi bandami zostały już praktycznie tylko Dania, wciąż mocna Australia, gasnące niestety Anglia i Szwecja, oraz Czechy i Rosja. Do tego grupka państw organizująca od wielkiego dzwonu zawody żużlowe, bardziej jako widowiskowe show dla wybranych, niż na serio braną dyscyplinę sportu motorowego. Słowem: czarna dziura przed nami. Obyśmy nie zostali sami...
Nie wiem czy tak szerokie otwarcie polskich granic, stadionów i klubów na słabnący żużlowy świat, poza wszystkim co dobre, nie przynosi i szkody. To może podcinać skrzydła ewentualnym ambitnym działaczom w innych krajach, bo, jak widać, wszystko co się w speedwayu rusza bierze azymut na Polskę. Żużlowe Eldorado nad Wisłą i pustka wokół?... Chyba nie takie przyświecały nam wizje, gdy ćwierć wieku temu ściągano mistrza świata Hansa Nielsena do Lublina, niczym istotę z innej planety.
Stefan Smołka
PS Martwić muszą trendy ostatnich lat. Mam na myśli tzw. budowanie składów ligowych prawie wyłącznie w oparciu o zakupy gwiazd i gwiazdeczek z innych klubów, czym - co naturalne - ekscytuje się cała żużlowa Polska, z jednoczesnym zaniedbywaniem (z małymi wyjątkami) procesu szkolenia własnych wychowanków. To jest legalne, ale nie służy dobrej przyszłości. Potrzebny jest umiar w zakupach i budowanie na mocnym fundamencie w postaci bazy szkoleniowej. Niepokoi również powracający wciąż zamysł manipulowania składami zespołów ligowych poprzez lansowane tu i ówdzie projekty wprowadzenia na powrót KSM do rozgrywek ligowych, czy też hermetycznego zamknięcia lig, bez możliwości spadków i awansów. Takie metody ewidentnie prowadzą do zabijania ducha sportu.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.