Powroty do przeszłości: Najwyższe wzloty żużlowych orłów w historii

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Począwszy od roku 1982, nastał okres wielkiej posuchy, gdy chodzi o polskie drużynowe złote laury, tak samo jak indywidualne. Nie było właściwie żadnych polskich zdobyczy na europejskich czy światowych żużlowych arenach. Polska - odizolowana fizycznie, technicznie i mentalnie - upadała coraz niżej. Żużel polski, wciąż popularny, jakościowo się staczał, w międzynarodowych rozdaniach wciąż rozbudzał nadzieje, ale praktycznie nie istniał. Oprócz nas - miłośników speedwaya zasmuconych bezprzykładną mizerią - tracili na tym przede wszystkim zdolni, dobrze wyszkoleni zawodnicy, Roman Jankowski, Andrzej Huszcza, Jerzy Rembas, Bolesław Proch, Piotr Pyszny, Wojciech Żabiałowicz, Wojciech Załuski, Zenon Kasprzak, Piotr Świst, Ryszard Dołomisiewicz, bracia Antoni i Eugeniusz Skupieniowie, Jan Krzystyniak, Mirosław Korbel, Dariusz Śledź, Adam Pawliczek, Henryk Bem i wielu innych.
Edward Jancarz, Zenon Plech i Ludwik Draga na jednym ze zgrupowań kadry polskich żużlowców Edward Jancarz, Zenon Plech i Ludwik Draga na jednym ze zgrupowań kadry polskich żużlowców
Czas polskiej żużlowej niemocy przełamany został dopiero z chwilą "wejścia smoka" - kosmicznego talentu Tomasza Golloba, który niczym lokomotywa pociągnął wagon wypełniony złotem dla Polski. I tak to trwa, choć sam bohater-lokomotywa powoli schodzi z torów.
Za sprawą Golloba przede wszystkim zaczęły się sypać nowe laury drużynowe Polaków w świecie. Nie sposób tu pominąć nazwisk kolegów Tomka, współautorów złotem tkanych dzieł, Sławomira Drabika (ponadto dwukrotnego mistrza Polski), Jarosława Hampela i Krzysztofa Kasprzaka - obu również medalistów IMŚ, Piotra Protasiewicza, Grzegorza Walaska, Runego Holty (również dwa razy IMP), Damiana Balińskiego, Adriana Miedzińskiego, Janusza Kołodzieja (trzykrotnego czempiona IMP). To za ich przyczyną wypłynęły w konsekwencji talenty ostatnich lat, dających Polsce kolejne złote medale mistrzostw świata (DPŚ), Patryk Dudek, Maciej Janowski i Piotr Pawlicki, no i wreszcie ten zuch nasz ostatni, złoty junior na dodatek w blasku brązu IMŚ seniorów, Bartosz Zmarzlik. Przyszłość musi rysować się w jasnych barwach, gdy utalentowani młodzi gniewni przejmują stery.

Skupiając się dziś na zwycięzcach spod biało-czerwonej flagi, nie zapominamy jednak o tych, którzy mieli trochę mniej szczęścia, na podium MŚ seniorów owszem stawali, zdobywali dla barw Polski medale, ale nieco gorszego kruszcu. Byli to po kolei (z pominięciem wyżej wymienionych medalistów): Joachim Maj (1962), Paweł Waloszek (1962, 1968, 1970, 1971, 1972), Jerzy Trzeszkowski (1967), Edmund Migoś (1968 i 1970), Jan Mucha (1970), Zdzisław Dobrucki (1972), Zbigniew Marcinkowski (1973), Andrzej Jurczyński i Andrzej Tkocz (1974), Piotr Bruzda (1975), Marek Cieślak i Jerzy Rembas (1976, 1977 i 1978), Bolesław Proch (1976), Bogusław Nowak i Ryszard Fabiszewski (1977), Andrzej Huszcza (1978 i 1980), Roman Jankowski (1980), Jacek Gollob i Dariusz Śledź (1994), Jacek Krzyżaniak (1997 i 2001), Sebastian Ułamek i Krzysztof Cegielski (2001), Wiesław Jaguś (2008), Przemysław Pawlicki i Krzysztof Buczkowski (2015).

To nie koniec polskich żużlowych triumfów w świecie. Martwić tylko musi, że ten tradycyjnie wąski i hermetyczny żużlowy świat kurczy się jeszcze bardziej. To już nie ta sama bajka, co jeszcze lat temu dwadzieścia, trzydzieści, a tym bardziej pięćdziesiąt. Gdy chodzi o speedway niepomiernie zubożała nam konkurencja. Na tym swoistym placu boju pomiędzy nadmuchanymi bandami zostały już praktycznie tylko Dania, wciąż mocna Australia, gasnące niestety Anglia i Szwecja, oraz Czechy i Rosja. Do tego grupka państw organizująca od wielkiego dzwonu zawody żużlowe, bardziej jako widowiskowe show dla wybranych, niż na serio braną dyscyplinę sportu motorowego. Słowem: czarna dziura przed nami. Obyśmy nie zostali sami...

Nie wiem czy tak szerokie otwarcie polskich granic, stadionów i klubów na słabnący żużlowy świat, poza wszystkim co dobre, nie przynosi i szkody. To może podcinać skrzydła ewentualnym ambitnym działaczom w innych krajach, bo, jak widać, wszystko co się w speedwayu rusza bierze azymut na Polskę. Żużlowe Eldorado nad Wisłą i pustka wokół?... Chyba nie takie przyświecały nam wizje, gdy ćwierć wieku temu ściągano mistrza świata Hansa Nielsena do Lublina, niczym istotę z innej planety.

Stefan Smołka

PS Martwić muszą trendy ostatnich lat. Mam na myśli tzw. budowanie składów ligowych prawie wyłącznie w oparciu o zakupy gwiazd i gwiazdeczek z innych klubów, czym - co naturalne - ekscytuje się cała żużlowa Polska, z jednoczesnym zaniedbywaniem (z małymi wyjątkami) procesu szkolenia własnych wychowanków. To jest legalne, ale nie służy dobrej przyszłości. Potrzebny jest umiar w zakupach i budowanie na mocnym fundamencie w postaci bazy szkoleniowej. Niepokoi również powracający wciąż zamysł manipulowania składami zespołów ligowych poprzez lansowane tu i ówdzie projekty wprowadzenia na powrót KSM do rozgrywek ligowych, czy też hermetycznego zamknięcia lig, bez możliwości spadków i awansów. Takie metody ewidentnie prowadzą do zabijania ducha sportu.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×