Grzegorz Dzikowski trenerem Włókniarza

pierwszym wirażu, tam gdzie zawsze. Zresztą była grupa kibiców z Tarnowa, którzy zwykle bywali wtedy na meczach ligowych w Rybniku. Pamiętam jak upadł na tor Bogusław Nowak, ominęli go jadący za nim zawodnicy, jako ostatni jechał Grzegorz Dzikowski i... z całym impetem wjechał w leżącego kolegę. Ten wypadek pamiętam od 21 lat dokładnie. Nic podobnego ani przedtem, ani potem na własne oczy nie widziałem. Stadion zamarł, wszyscy sobie zadawali pytanie: jak można nie było widzieć? Sprawca wypadku powiedział, że oślepiło go słońce. Ale chyba nie to było najgorsze. Bogusław Nowak, śmiem twierdzić, wtedy jeden z najlepszych polskich żużlowców, znalazł się w szpitalu w Piekarach Śląskich, a jego kolega jego losem się nie interesował. Pisał o tym obszernie katowicki Sport, który wtedy regularnie czytałem. Wrzenie w środowisku żużlowym było tak duże, że, jak pamiętam, Grzegorz Dzikowski został poddany badaniom, które miały określić, czy odpowiednio reaguje na bodźce wzrokowe i czy może w ogóle uprawiać ten sport. Bardzo się cieszę, że pan Bogusław Nowak nie załamał się i znalazł swoje miejsce w życiu. Jednak, gdy widzę go na wózku inwalidzkim, zawsze siebie pytam, czy rzeczywiście musiało do tego dojść? Przypominam sobie również ten wypadek. Teraz będzie mi go przypominał obecny trener CKM-u.