Wyłóżmy karty na stół - rozmowa z Maciejem Polnym, byłym prezesem Wybrzeża Gdańsk

Damian Gapiński
Damian Gapiński

Czy budowanie klubu wokół silnego sponsora jakim był Lotos na dłuższą drogę nie było ryzykowne?

- Nie mieliśmy innego wyjścia. Grupa Lotos to firma, która wyciągnęła do nas pomocną dłoń w momencie, gdy byliśmy w trudnej sytuacji, ratując w Gdańsku żużel. Podjąłem się tej roli i to ja dobierałem współpracowników. Decydowałem, w jakim kierunku pójdzie klub. Pomógł nam również Tadeusz Zdunek, który wyłożył pieniądze na wpisowe, ale zostały mu one zwrócone w całości. To również ja zaprosiłem do współpracy trenera Grzegorza Dzikowskiego. Wspólnie chcieliśmy, aby żużel funkcjonował i wspólnie to realizowaliśmy. Bez Lotosu żużla w Gdańsku wówczas by nie było. Ale obok Grupy Lotos tak jak powiedziałem pojawiło się z czasem około 80 innych podmiotów. Grupa "200" to pomysł, który na pewno daje szanse przetrwania w warunkach II ligi, może I ligi, ale czy na pewno w Ekstralidze? Bez dużych sponsorów nie, ale to cenna inicjatywa i sam jestem skłonny zostać jej członkiem. Tylko czy Tadeusz Zdunek się na to zgodzi? Cały czas uważam, że gdański żużel ma łączyć, a nie dzielić i przypominam o tym obecnym władzom. Od dziecka kibicowałem Wybrzeżu. Mam ten klub w sercu nadal, nawet pracując jako prezes starałem się do tego tak podchodzić. Nie na zasadzie odrabiania pańszczyzny. Także tak jak obecny prezes, z racji małej liczby zatrudnionych osób, szczególnie w okresie zimowym, byłem w klubie wszystkim, skończywszy na sprzątaczce i równie dobrze mogłem pełnić funkcję dyrektora, co może mniej kułoby w oczy. Tylko nie byłem w stanie robić tego kosztem swojej firmy. Prowadzenie klubu to praca 24 godziny na dobę. Trzeba wszystkiego pilnować, czasami pożyczać i stawiać na szalę własne środki. To normalne, że za wykonaną prace należy się wynagrodzenie. Inaczej wychodzą takie sprawy jak w ostatnich dwóch sezonach. Ktoś mnie ostatnio zapytał czy podałbym na zgodę rękę Zdunkowi. Odpowiedziałem oczywiście, że tak, chociaż od zawsze była pomiędzy nami różnica zdań. Nie dochodziło jednak do kłótni, o czym wspominał Tadeusz Zdunek w niedawnym wywiadzie. To prawda, że proponował różne rozwiązania w funkcjonowaniu klubu, ale uznałem, że niczego dobrego nie wróżą. Wtedy ja byłem prezesem, a nie on czy trener Dzikowski i to ja odpowiadałem za klub, podejmując decyzje.

Mimo obecności tak możnego sponsora nie udało się jednak zbudować silnego klubu. Balansowaliście na krawędzi Ekstraligi i I ligi. Gdzie popełniono błąd?

- Myślę, że przede wszystkim na etapie kontraktowania zawodników. Nie można za to winić tylko trenera. Winę za te ruchy ponosi ówczesny zarząd ze mną jako prezesem na czele, który ostatecznie podpisywał kontrakty. To spowodowało, że balansowaliśmy na krawędzi obu lig. Teraz jestem mądrzejszy o doświadczenia, które wówczas zdobyłem. Zresztą Tadeusz Zdunek również przyznaje, że człowiek uczy się na błędach. Mam nadzieję, że uda mu się wyprowadzić klub na prostą, co notabene w jego przypadku to także obowiązek. Nie mam wątpliwości, że akceptował działania poprzedniego zarządu. Szkoda tylko, że przez hasło "każdy jest lepszy niż Polny" brakowało nadzoru spółki. Gdyby w taki sposób prowadził własną firmę, nie byłoby go już dawno na rynku.

Tadeusz Zdunek mówi, że dług w momencie odejścia Roberta Terleckiego wynosił 4 miliony złotych. Szok?

- Dla mnie to jest ogromny szok. Powiem jednak szczerze, że ten wynik mógł być gorszy. Przecież powiedziałem, że wiele przychodów, które były wypracowane przez mój zarząd, zostało zapisanych na konto wpływów w 2013 roku czyli na poczet działań kolejnego zarządu spółki.

Jakie było największe zadłużenie klubu za czasów pana prezesury?

- Mówiłem o tym kiedyś otwarcie, że po spadku z Ekstraligi mieliśmy dług na poziomie 1,8 miliona złotych. Doskonale sobie jednak z nim przez dwa lata poradziliśmy. Wprowadziliśmy oszczędności. Nie było planu awansu w kolejnym sezonie. W tym pechowym sezonie, kurs euro poszedł do góry, a kontrakty z zawodnikami podpisywano jeszcze w tej walucie. Dwóch poważnych sponsorów się wycofało. Przegrywaliśmy mecze, co wpłynęło także na frekwencję. Spółka w kolejnych latach wypracowywała jednak zyski. Generalnie dzisiaj nie ma już aż tak niebotycznych kontraktów. Proszę spojrzeć na I i II ligę. Tutaj w większości klubów nie płaci się zawodnikom za same podpisy pod kontraktami. Za mojej kadencji było to nie do pomyślenia.

Czy miasto Gdańsk biorąc pod uwagę także obecność innych klubów sportowych, stać na zespół żużlowy na wysokim ekstraligowym poziomie?

- Miasto Gdańsk niejednokrotnie udowodniło, że Wybrzeże i żużel jest ważnym klubem sportowym. Zawsze mogliśmy liczyć na wsparcie miasta. Tyle, że dzisiaj łatwiej kieruje się klubem. Oczekiwania zawodników są mniejsze niż chociażby rok temu. Zmierza to wszystko we właściwym kierunku. Dodatkowo kluby mogą liczyć na wsparcie organizatorów rozgrywek, którzy pozyskują sponsorów. Poza tym, nie zapominajmy, że jest w Gdańsku grupa młodych zawodników, która może w przyszłości decydować o obliczu zespołu. Powiem nieskromnie, że to nasza zasługa oraz wsparcia szkolenia ze strony właśnie miasta, ale także Grupy Lotos. Wystarczy zresztą przypomnieć wyniki uzyskane przez młodzież w 2012 roku. Najważniejsza jest jednak dobra atmosfera wokół klubu. Nie można powracać do przeszłości. Każdy popełnił jakieś błędy. Polny, Zdunek czy Terlecki. Trzeba też dotrzymywać słowa i być konsekwentnym w działaniach. Tymczasem już słyszę, że część osób, która miała wejść w struktury zarządu i komisji rewizyjnej stowarzyszenia wycofuje się. Czyli wniosek jest taki, że środowisko żużlowe, zarówno sponsorskie jak i kibicowskie nie jest zbyt silne i brakuje integracji. Odczułem to na własnej skórze, odczuwał to Terlecki, a teraz Zdunek.

Dość groteskowo brzmią słowa, że dzisiaj prowadzi się łatwiej klub w świetle problemów licencyjnych kilku z nich…

- Ale to nie są problemy, które wynikają z zeszłego sezonu. One narastały na przestrzeni lat, kiedy miało miejsce przebijanie kontraktów. My też w tym uczestniczyliśmy, ale nie mieliśmy wyjścia, próbując po awansie utrzymać się w Ekstralidze. Dzisiaj naprawdę prezesi zaczynają rozumieć, że można klub doprowadzić do katastrofy. Pokłosie poprzednich sezonów to kadłubowa II liga. Właśnie dlatego zrobiliśmy jako GKSŻ zebranie w Krakowie, aby uzyskać stanowisko klubów czy warto łączyć ligi, ile kolejek powinny liczyć rozgrywki. W zasadzie tylko Witold Skrzydlewski był za łączeniem ligi. Gdańsk nie zabrał w ogóle głosu w tej sprawie. To świadczy o tym, że kluby mają problemy finansowe, ale prezesi coraz lepiej potrafią liczyć.

Apropos GKSŻ. Jaki cel pan sobie postawił wchodząc w struktury tej organizacji?

- Poprawić wizerunek reprezentacji, rozruszać szkolenie młodzieży w postaci Szkoły Mistrzostwa Sportowego, ale z różnych przyczyn - głównie finansowych, nie udało się tego ostatniego zadania jeszcze zrealizować. Temat jest jednak nadal otwarty. Powstał już nawet klub, który ma służyć za podwaliny SMS. Udało się jednak zwiększyć liczbę turniejów zaplecza kadry juniorów, gdzie młodzież rywalizuje o cenne nagrody. Do zrobienia jest jeszcze dużo, ale wszystko generują pieniądze. Daje sobie czas do końca roku. Jeżeli się nie uda, to trzeba będzie dać chyba szanse innym do działań na tym polu.

Z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia nie uważa pan, że więcej rozwiązań powinno być klubom narzucanych, a mniej konsultowanych? Przecież przez lata większość rozwiązań była właśnie proponowana przez kluby i nie przyniosło to dobrych skutków?

- Narzucano już pewne rozwiązania i pojawiały się duże obiekcje. Piotr Szymański forsuje rozwiązanie, aby wszystko konsultować z klubami. Narzucanie czegokolwiek powoduje jedynie ogólnopolską dyskusję, która nikomu nie jest potrzebna i powoduje budowanie czarnego wizerunku wokół dyscypliny.



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×