Wyłóżmy karty na stół - rozmowa z Maciejem Polnym, byłym prezesem Wybrzeża Gdańsk

Były prezes Wybrzeża Gdańsk, Maciej Polny odkrywa kulisy jego odejścia z klubu. Jakie było zadłużenie gdańszczan, kiedy stery przejmował Robert Terlecki?

Damian Gapiński
Damian Gapiński
Damian Gapiński: Pana nazwisko po raz kolejny pojawia się w kontekście zadłużenia Wybrzeża Gdańsk. Zamierza pan w końcu wyjaśnić, jak wyglądała kwestia długów w momencie odejścia z klubu? Maciej Polny: Moje nazwisko pojawia się niemalże przy każdym wywiadzie z prezesem Stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże, które wystartuje w II lidze. Osoba Macieja Polnego to najłatwiejsze wytłumaczenie wydarzeń z ostatnich dwóch lat. Wydarzeń, po których zarząd stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże, po zakończeniu sezonu 2014, zobowiązany był do ratowania żużla w Gdańsku, a ja trzymałem kciuki, by się udało i tyle na ile mogłem wspierałem starania o przyznanie licencji. Wracając do pytania to mam wątpliwości czy zabierać głos. Skoro nie robiłem tego przez dwa lata, dla dobra gdańskiego żużla. Z jednej strony byłoby dobrze, aby wszyscy w końcu poznali prawdę, ale z drugiej kolejne spory w mediach nie są potrzebne tej dyscyplinie i miastu, dlatego wypowiadam się w tej kwestii szerzej po raz pierwszy i zarazem ostatni. Cały czas mi zależy, żeby żużel w Gdańsku istniał. Do tego potrzebny jest spokój wokół klubu. Później wyniki. Za tym wszystkim pójdą sponsorzy, także ci którzy byli, a którzy nie szczędzili grosza zanim zaszły zmiany. Czasami mam jednak wrażenie, że niektórym osobom na tym nie zależy.
Ale klub będzie funkcjonował. Przynajmniej w najbliższym sezonie, bo otrzymał licencję, więc w tej chwili nic mu nie zaszkodzi. Jakie było zatem zadłużenie Wybrzeża, gdy odchodził pan z klubu?

- No dobrze. Wyłóżmy karty na stół. W połowie 2013 roku, kiedy byłem jeszcze członkiem stowarzyszenia, zaplanowano walne zebranie. Dotyczyło ono sytuacji finansowej w spółce GKS Wybrzeże, w której Stowarzyszenie jest stuprocentowym udziałowcem. Niestety, nie zostało ono sformalizowane, ale to nie czas, by opowiadać dlaczego. Wówczas przedstawiłem dokładnie, jaki był plan likwidacji zadłużenia powstałego w okresie mojego zarządu, które tuż po mojej rezygnacji z funkcji prezesa na koniec listopada 2012 roku wynosiło około 730 000 PLN netto. Wspomniałem wówczas o gwarantowanych wpływach (m.in. ostatnie raty z umów sponsorskich, zwroty za udziały w Ekstralidze, podatku, z kontraktów, należności z wygranych spraw sądowych, w dalszej perspektywie raty z umów sponsorskich obejmujących rok 2013), które nie miały być prawa zaliczone na konto działań nowego zarządu. Mówiłem także o zobowiązaniach klubu, w jaki sposób należy postępować itd., a dotyczyły ono m.in. pożyczek i innych zadłużeń wobec naszych sponsorów, długu spółki wobec stowarzyszenia czy członków zarządu, stąd pomysł konwersji zadłużenia na akcje spółki, czego do dzisiaj nikt nie zrozumiał, przedstawiając nasze intencje w negatywny sposób. To jednak temat na osobną rozmowę, bo w gronie tych ostatnich, którzy mieli objąć akcje byli także wieloletni sponsorzy klubu, z których jeden nawet dzisiaj aktywnie go wspiera. Z innych spraw podkreślałem, że także dzięki naszym staraniom, ale również medalom młodzieży, udało się uzyskać zapewnienie ze strony Grupy Lotos SA i miasta Gdańsk, dotyczące dalszego wspierania szkolenia młodzieży. Przypominałem także, że na stanie spółki zostały środki trwałe jak samochód czy silniki i motory. Czyli reasumując nie było wcale źle. Nie mogliśmy jednak zrealizować naszego planu. Nastąpiła zmiana zarządu i miały nadejść złote czasy. Nowy zarząd miał uzupełnić ten plan o dobre pomysły, tymczasem nikt nas nie zapytał o radę, tylko zamiast działać na rzecz klubu, wytaczano działa przeciwko nam. Włącznie ze słownymi atakami w kierunku mojej rodziny na trybunie VIP, podczas jednego ze spotkań, malowaniem murów na stadionie w hasła, zawierające skierowane w moją stronę różne oszczerstwa i wyzwiska. Były jeszcze nieudane próby postawienia nam zarzutów w prokuraturze.

Biorąc to pod uwagę dług wyniósłby około 150 000 PLN netto. Tylko zastosowano inne warianty wyjścia z niektórych sytuacji, niekorzystne dla klubu. Nowy zarząd spółki nie mógł jednak przyznać się do błędów, uznając winnym Polnego i jego zarząd. Czas to zweryfikował. Nie mam wątpliwości, że o większości działań w spółce wiedział zarząd Stowarzyszenia. Tłumaczenie niepowodzeń, które miały miejsce w ostatnich dwóch latach, działalnością mojego zarządu, podawanie nieprawdziwych informacji, stało się niestety normą i trwa do dzisiaj. To wpłynęło na negatywną opinię części środowiska na mój temat, ale czas powiedzieć dość. Jestem gotowy na merytoryczną dyskusję, podpartą faktami. Czekam na rzetelne rozliczenie zarówno moich działań jak i mojego następcy.

Tadeusz Zdunek jest obecnie osobą, która chce ratować gdański żużel. Twierdzi jednak, że nie chciał pan przyjąć propozycji utworzenia grupy "200", która miała skupiać sponsorów wokół klubu. Dlaczego nie chciał pan się na to zgodzić?

- Taka propozycja nigdy na poważnie nie padła. W zakresie budowy sponsorów przyjęliśmy inną taktykę. Budowaliśmy podwaliny klubu wokół mocnych sponsorów, dokładając mniejszych. Dzisiaj większości tych firm w klubie już nie ma i należałoby zapytać poprzedni zarząd spółki dlaczego. Ktoś podzielił sponsorów na tych od Polnego i resztę, zamiast na początek starać się utrzymać stan posiadania, sprawdzonych sponsorów i przyjaciół klubu. Dlatego jestem przekonany, że w 2013 roku poradzilibyśmy sobie nawet bez Grupy Lotos SA, jeśli mówimy o wsparciu zespołu seniorów. Nie planując awansu do Ekstraligi, a budując solidne podstawy, także atmosferę wokół klubu, mając wsparcie jak zawsze oddanego żużlowi miasta Gdańsk i próbując poprzez działania namówić do powrotu Grupę Lotos. Także sam sposób prowadzenia negocjacji moich następców sprawił, że praktycznie żadna z dużych firm nie zdecydowała się na kontynuowanie współpracy. Grupa "200" to z pewnością dobry pomysł, ale pragnę przypomnieć, że już za czasów mojej prezesury było około 80 podmiotów wspierających klub i to za naszych czasów powstał Biznes Speedway Klub. Z tego co pamiętam zapraszaliśmy nawet Tadeusza Zdunka, ale nie przyszedł na inauguracyjne spotkanie. Zresztą w czasie mojej kadencji jego firma tylko raz pomogła klubowi finansowo, płacąc za zdobyte trzy punkty w meczu Martinowi Vaculikowi. Reszta dotyczyła umów firmy z zawodnikami, głównie dotyczących serwisu czy użyczania samochodów. Niemniej reklamy Renault Zdunek na stadionie zawsze można było zauważyć, chociaż sam właściciel, mimo zaproszeń, nas nie odwiedzał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×