Gwiazdy od kuchni: Bruce Penhall

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Podróżując swoim citroenem, Bruce Penhall w ciągu dziewięciu miesięcy potrafił wziąć udział w ponad stu pięćdziesięciu zawodach na przestrzeni dziewięciu miesięcy. Sumienna praca zaprowadziła go w 1981 roku na londyński stadion Wembley, gdzie 5 września odbył się kolejny finał indywidualnych mistrzostw świata, a drugi w karierze nieustraszonego Jankesa. Start przed ponad 90 tys. publicznością powodował szybsze bicie serca u każdego z szesnastu śmiałków, którzy stanęli do rywalizacji na arenie w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Duńczyków reprezentowali Ole Olsen, Tommy Knudsen, Erik Gundersen oraz Hans Nielsen. Ze strony Brytyjczyków pod taśmą stanęli Kenny Carter, Dave Jessup, Chris Morton i Michael Lee. Honoru Polaków bronili natomiast Edward Jancarz oraz Zenon Plech, a stawkę uzupełnili Jan Andersson (Szwecja), Egon Mueller (Niemcy), Larry Ross (Nowa Zelandia) oraz startujący w barwach Czechosłowacji Ales Dryml i Jiri Stacl. - Najbardziej obawiałem się Ole Olsena - wspomina Bruce. - Wembley było jego ulubionym torem, ponieważ zdobył tam dwa ze swoich trzech tytułów mistrzowskich. W tamtym sezonie ciężko mu było cokolwiek wygrać i miał świadomość, że zawody w Londynie to dla niego ostatni gwizdek. Tymczasem ja pragnąłem pokonać go bardziej niż kogokolwiek innego. Nazywano go "Wielkim Duńczykiem", a objechanie jednego z najlepszych jeźdźców na świecie dawało nie lada satysfakcję.

Penhall przybył do Londynu w dniu zawodów, a wraz z nim do miasta zawitał jego menadżer Peter Adams, który od sezonu 1981 dowodził również załogą Cradley Heathens. Po krótkim spacerze ulicami metropolii, około 14:30 udał się do pokoju hotelowego na półtoragodzinną drzemkę. - Starałem się odciągnąć myśli od zawodów - opowiada. - O 17:00 pojawiłem się na Wembley i przebrałem w kombinezon. Następnie próbowałem się zrelaksować na tyle, na ile było to możliwe. Dwadzieścia minut przed prezentacją Bruce wyszedł na tor, żeby zapoznać się ze stanem nawierzchni. W jednej chwili poziom decybeli na Wembley wzrósł niemożebnie, a brawa fanów Penhalla i Cradley Heath mieszały się z gwizdami kibiców Halifax Dukes, którzy wspierali największego oponenta Amerykanina - Kenny'ego Cartera. Jeźdźcy ci mieli kilka rachunków do wyrównania, gdyż w trakcie sezonu dochodziło pomiędzy nimi do spięć, podczas których robiło się naprawdę gorąco. - W ich nienawiści dało się wyczuć pasję - przywołuje tamte chwile Bruce. - Osiemdziesiąt procent tłumu było jednak po mojej stronie i czułem wsparcie kibiców.

Z oględzin owalu Jankes zapamiętał trudny pierwszy wiraż, który często decydował o kolejności na mecie. W pierwszej gonitwie Amerykanin triumfował jednak bez większych problemów, zostawiając w pokonanym polu Gundersena, Anderssona i Lee. - Poszło mi dość gładko, po czym powiedziałem sobie, że teraz będzie trzeba wziąć się do roboty - wspomina. Penhall miał świętą rację, gdyż stając po raz drugi pod taśmą miał za rywali Olsena, Muellera oraz Nielsena. Startujący z pierwszego pola reprezentant USA źle wystartował i Duńczycy od razu znaleźli się przed nim. Z "Profesorem z Oksfordu" poradził sobie już w pierwszym wirażu, ale Ole nie dawał za wygraną i na drugim okrążeniu prowadził już o dwie długości motocykla. - Popełniłem błąd - tłumaczy Bruce. - Wypchnąłem go pod ogrodzenie i sam oddaliłem się na zewnętrzną. Dzięki temu manewrowi chciałem go minąć po wewnętrznej, ale skończyło się wyprzedzeniem po orbicie. Amerykanin wściekle atakował Duńczyka przez cztery "kółka", zdobywając pierwsze miejsce dzięki szaleńczej akcji na "kresce". Wielu obserwatorów twierdziło wówczas, ze był to najlepszy wyścig w dotychczasowej karierze jeźdźca Cradley Heathens.

W swojej trzeciej gonitwie na Wembley reprezentant USA zmierzył się z mistrzem startów - Jessupem oraz polskimi "rakietami" - Jancarzem i Plechem. Jankes znakomicie wyszedł spod taśmy, ale Anglik siedział na tylnym kole jego motocykla i nie dawał za wygraną. Dave nie dojechał jednak do mety, gdyż rozsypał mu się silnik, a Bruce zanotował trzecią kolejną "trójkę" - Myślę, że trzy najtrudniejsze wyścigi mam już za sobą - mówił na antenie telewizji CBS. Tymczasem w kolejnej odsłonie Penhall stoczył następny ciężki bój, tym razem z Knudsenem. Startujący od krawężnika Bruce na pierwszym wirażu wyniósł się pod "płot", co Duńczyk skrzętnie wykorzystał, przedzierając się po wewnętrznej na czoło stawki. Zamiast spokojnie zmierzać do mety na pierwszej pozycji, Amerykanin po raz kolejny przez cztery okrążenia próbował dopaść rywala. I znów dokonał tego na linii mety! - Na wyjściu z drugiego łuku prawie uderzyłem w Tommy'ego - opowiada. - Zdecydowałem się naciskać go jadąc po zewnętrznej części toru. Udało mi się go dopaść w tym samym miejscu co Ole Olsena. Nie sądzę, że któryś z nich spodziewał się, że moja akcja się powiedzie. Analiza telewizyjnych powtórek wykazała, że Penhall pokonał Knudsena o... pięć centymetrów.

Po czterech seriach startów Bruce był jedynym niepokonanym zawodnikiem w stawce. Do upragnionego tytułu mistrza świata potrzebował zaledwie 1 punktu, wywalczonego w swoim ostatnim wyścigu. Ross czy Stancl nie wydawali się dla niego wymagającymi przeciwnikami, lecz obecność pod taśmą Kenny'ego Cartera sprawiała, że Amerykanin nie mógł jeszcze otwierać szampana. Penhall postanowił, że nie będzie się starał za wszelką cenę pokonać zawodnika gospodarzy. Lepiej było bowiem przegrać bitwę, a wygrać wojnę. Ponadto mechanicy zawodnika podczas rutynowej kontroli sprzętu znaleźli opiłki metalu w oleju, wobec czego Bruce swój ostatni wyścig musiał odjechać na rezerwowej maszynie. - Nienawidziliśmy się - Amerykanin opowiada o swoich relacjach z Brytyjczykiem. - Kenny był typem faceta, który mógłby umyślnie wyeliminować mnie z gonitwy. W związku z problematyczną sytuacją, Bruce ostatecznie trzymał się za plecami Cartera. - Różne rzeczy działy się w mojej głowie - wspomina. - Zacząłem sobie wyobrażać problemy z silnikiem i nasłuchiwałem każdego brzdęknięcia łańcucha. To były najdłuższe cztery okrążenia w moim życiu.

Pochodzący z Półwyspu Balboa jeździec finiszował na drugiej pozycji i w końcowej klasyfikacji miał 14 "oczek", co oznaczało dla niego wymarzony tytuł indywidualnego mistrza świata. W wyścigu dodatkowym o pozostałe krążki Ole Olsen pokonał Tommy'ego Knudsena. Mało kto jednak wspominał o innych medalistach, bo bohaterem wieczoru był Bruce Penhall, którego w euforii znieśli z toru zaprzyjaźnieni jeźdźcy oraz mechanicy. Każdy chciał uszczknąć dla siebie kawałek amerykańskiego czempiona. Zawodnik Cradley Heathens tak długo udzielał wywiadów po triumfie, że spóźnił się na tradycyjny toast i kolację. Stany Zjednoczone nie miały mistrza świata na żużlu od czasu triumfu Jacka Milne'a w 1937 roku. - To tytuł dla całej Ameryki - mówił Penhall. - Dzisiejszej nocy cała rodzina była ze mną.

Po każdym wielkim sukcesie człowiek potrzebuje chwili na celebrację. - Wraz z bratem, siostrą i innymi krewnymi świętowaliśmy całą noc - opowiada Bruce. - Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano i urządziliśmy sobie objazdową wycieczkę po Londynie, a potem odwiozłem ich na lotnisko. Tak naprawdę nie było zbyt wiele czasu na świętowanie, bo zawody miały miejsce w sobotę, a już w poniedziałek czekał mnie mecz w Reading. Trudy życia profesjonalnego żużlowca rekompensowały jednak wszystkie profity, jakie Penhall zaczął czerpać z faktu bycia najlepszym jeźdźcem globu. - Zdobycie tamtego tytułu zmieniło moje życie - mówi. - Otworzyły się przede mną drzwi, których wcześniej nie było mi dane nawet dostrzec. Kiedy oglądam nagranie z tamtych zawodów, za każdym razem jestem tak samo podekscytowany. Wydaje mi się, że gdyby wówczas wziąć kogokolwiek z ulicy, nie mającego zielonego pojęcia o motocyklach, i posadzić na trybunach Wembley, to po powrocie do domu ta osoba twierdziłaby, że ten turniej był najlepszą rzeczą, jaką widziała w życiu.
Po wywalczeniu złotego medalu IMŚ popularność Bruce'a przekroczyła wszelkie granice. Jeździec Pogan zaczął się pojawiać na okładkach kolorowych czasopism, brać udział w odważnych sesjach zdjęciowych i występować w reklamach. Był idealnym mistrzem speedwaya dla spopularyzowania dyscypliny. Jego charyzma potrafiła działać marketingowe cuda. Nawet sam prezydent Ronald Reagan wysłał telegram swojemu rodakowi: - Dokonałeś wielkiej rzeczy dla siebie i swojego kraju. Mam ogromny podziw dla ludzi, którzy decydują się na poświęcenia w celu zostania mistrzami. Tymczasem triumf na Wembley nie był jedynym wielkim osiągnięciem Amerykanina w sezonie 1981. Bruce wraz z Bobbym Schwartzem sięgnął na owalu w Chorzowie po mistrzostwo świata par oraz ze średnią 11,08 punktu był najskuteczniejszym jeźdźcem Cradley Heathens, prowadząc swój team do zwycięstwa w lidze brytyjskiej. Penhallowi udało się także obronić tytuł IM USA.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×