Pewność siebie potrafi być zdradliwa - rozmowa z Adrianem Miedzińskim, żużlowcem KS Toruń

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

A chciałbyś, by umożliwiono wam używanie tych przelotowych?

- Szczerzę mówiąc, wolałbym, żeby tłumiki się zmieniły. Ucieszyliby się z tego kibice, gdyż byłoby więcej walki. Poza tym mniej obciążone byłyby silniki. Do obecnych tłumików przywykliśmy, a czy nowe będą lepsze? Teoria mówi, że tak. Sam zresztą je testowałem i wrażenia były pozytywne.

W przerwie między rozgrywkami znajdziesz chwilę na odpoczynek? Słyszałem, że wyprawy katamaranem są jednym z twoich hobby. Będzie zatem wypad do ciepłych krajów?

- Urlop mam już za sobą. Były i narty, i ciepłe kraje. Teraz trzeba zabrać się za przygotowania i podogrywać kwestie sponsorskie. To mój cel na grudzień. Ten miesiąc jest także momentem wejścia w treningi, na razie delikatne. Bardziej pracowity okres zacznie się styczniu.

Jesteś zwolennikiem jak najszybszego wznawiania zajęć na torze czy wolisz poczekać, aż warunki pogodowe i forma będą optymalne? Opinie są różne.

- To chyba z wiekiem się zmienia. Zawsze chciałem zaczynać jak najszybciej, a po tym sezonie mam inne odczucia. Aura sprzyjała, więc jeździliśmy już na początku marca. Treningów było bardzo dużo. Chyba za dużo. W przyszłym sezonie planuję wpierw uporządkować sprawy sprzętowe, poczekać na wszystkie silniki, a dopiero później wyjechać na tor. Treningi na dwa tygodnie przed startem sezonu powinny mi w zupełności wystarczyć.

Jesteś jednym z tych żużlowców, którzy śledzą na bieżąco nowinki transferowe czy jednak starasz się od tych doniesień odcinać?

- Trudno się od tego odciąć. Otwierając gazetę czy internet, automatycznie otrzymuję porcję wiadomości. Wystarczy zresztą wejść na Facebooka. Jestem więc na bieżąco, kto, gdzie i z kim podpisał kontrakt.

To potwierdza tezę, że żużlowiec żyje sportem cały rok.

- W listopadzie można na krótko od żużla uciec: wyjechać na urlop, odpocząć, zresetować się. Jest to wręcz wskazane, bo człowiek wraca z wczasów z nowymi siłami i zapałem do pracy. Później zaczyna się proces pozyskiwania sponsorów, kompletowania teamu oraz sprzętu. Wszystko, co robimy w trakcie roku, jest ze sobą powiązane.

Często podkreślasz, jak istotni są sponsorzy. To grono od dawna wiernych tobie osób?

- W 90 procentach to ludzie, przyjaciele, którzy są ze mną prawie od początku kariery. To też jeden z atutów Torunia i przyczyn, dla których zostaję w tym mieście.
Wychowanek toruńskiego klubu marzy o stałych startach w Grand Prix Wychowanek toruńskiego klubu marzy o stałych startach w Grand Prix
Licencję zdałeś w 2001 roku. Powoli zbliża się jubileusz... - ... i zamierzam go uczcić. Jeżdżę na żużlu od około piętnastu lat i zaplanowaliśmy na sobotę 21 marca z tej okazji turniej. Na pewno wystąpią wszyscy zawodnicy z Torunia, zaproszę ponadto moich innych kolegów z toru. Będzie to profesjonalnie zorganizowana, dobrze obsadzona impreza, rozgrywana na wzór meczu ligowego. Trzymam tylko kciuki, by dopisała pogoda.

Mało jest zawodników, to również odniesienie do pierwszego pytania, przywiązanych do barw klubowych. Ta tendencja do częstych zmian drużyn przez żużlowców to znak czasu?

- Zmieniają się realia. Kilka czy kilkanaście lat temu w zespole mógł jeździć tylko jeden obcokrajowiec. Drużyna była więc zlepkiem ludzi z okolicy, którzy razem trenowali i przebywali ze sobą. Teraz mamy sytuację odwrotną i budowę składu zaczyna się zwykle od zawodników zagranicznych. Druga strona medalu jest taka, że każdy stara się swoje czasy świetności jak najlepiej wykorzystać i szuka najdogodniejszego dla siebie miejsca. Jak skończy karierę, będzie sobie musiał w życiu radzić sam. Dlatego zmianom barw nie należy się dziwić.

Tata doradza ci, byś nie odchodził z Torunia?

- Tata akurat nie miesza się w te sprawy. Jeździ z nami na zawody, zwłaszcza na te, które odbywają się w Polsce. Lubi poobserwować, ale nie ingeruje za bardzo w moje decyzje.

Jeden z trenerów powiedział, że największym kłopotem tego sportu są ojcowie, którzy zbytnio wtrącają się w kariery synów. Wydaje się, że model relacji, jakie masz z tatą, sprawdza się.

- Nigdy nie czułem nacisków z jego strony. To ja musiałem chodzić do niego i prosić o rady. Powiem tak: tata otworzył mi furtkę, nie pchając mnie do świata żużla, przestrzegając, że nie jest to łatwy kawałek chleba, jednak sam musiałem przekroczyć próg i ułożyć sobie karierę. Z perspektywy czasu myślę, że była to właściwa, lepsza droga. Choć nie ma reguły. Zenon Kasprzak jeździ z Krzysztofem na wszystkie mecze, bardzo mu pomaga i widać, że ten model także się sprawdza.

Na koniec pytanie, które zadaje się zazwyczaj początkującym żużlowcom. Jakie marzenia na dalsze lata?

- Chciałbym jeździć w Grand Prix. W tym roku odpuściłem challenge i może dobrze się stało. Miałem wtedy taki wtedy dołek, że nie czułem się na siłach, by wystąpić. Ostatnią imprezą, na którą się zmobilizowałem, było GP w Toruniu i chyba wypadłem nieźle. Chciałbym się ścigać na stałe w cyklu, bo po prostu lubię rywalizować z najlepszymi. Przystąpię do eliminacji i mam nadzieję, że zakończę je z powodzeniem. Nie prześpię tego, co przespałem w tym roku. Pewność siebie to dobra cecha, ale potrafi być zdradliwa. Przez nią pewne rzeczy można pominąć lub przeoczyć. Trzeba być zawsze czujnym.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Adrian Miedziński poradziłby sobie jako stały uczestnik cyklu Grand Prix?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×