Grzegorz Drozd: Małe motory - wielka pasja
Trener orkiestra
Szkółka posiada kilka kompletnych motocykli oraz rezerwowe silniki. Wszystkie zbudował Cierniak. - Jeden nawet przyszykowałem na zlecenie Rafała Dobruckiego i powędrował do zielonogórskiej szkółki - mówi Mirek. Oprócz motocykli stowarzyszenie posiada busa do transportu, a także polewaczkę o pojemności tysiąca litrów. TOSIR udostępnia wodę i miejsce na przetrzymanie sprzętu. Każda pomoc jest na wagę złota. Obecnie Mirka i jego następców wspomaga wiele firm i indywidualnych darczyńców. Układa się współpraca z klubem Unii. Punktem zwrotnym okazała się pomoc Urzędu Miasta Tarnowa. Od 2013 roku "Jaskółki" otrzymują dotację jako Uczniowski Klub Sportowy w postaci Stowarzyszenia. Cierniak ukończył kurs instruktora sportu (AWF w Rzeszowie) i jest na etacie (najniższa krajowa) Wydziału Sportu Urzędu Miasta Tarnowa. Stanowisko Mirka - alfa i omega: trener, wychowawca, mechanik, konserwator toru, specjalista od marketingu, kierowca, trener na sali, a czasem psycholog. Najważniejsza rola: opiekun-przyjaciel, a czasem... rolnik.
- W zeszłym roku nawierzchnia nie chciała związać, więc zakupiłem półtora tony gliny. Przeorałem tor, zasiałem świeży materiał, zbronowałem, ubiłem i było jak trzeba. W końcu sam po nim jeżdżę, więc musi być bezpieczny - śmieje się. Czas pracy - średnio dziesięć godzin dziennie. Oprócz treningów na torze i zimowej pracy przy sprzęcie pozostaje masa spraw i obowiązków. Rozliczenia finansowe, raporty z działalności, kontakty i spotkania ze sponsorami.
Zabawa dla bogaczy?
- Nikomu nie zaglądam w kieszeń, ale gdyby to była przygoda tylko dla bogaczy, to nasz projekt dawno umarłby śmiercią naturalną. W innych ośrodkach jest trudniej. Często trzeba mieć własny sprzęt. My dzięki wsparciu sponsorów i miasta zapewniamy go sami. Miniżużel nie jest zabawą wyłącznie dla dzieci bogatych rodziców - twierdzi Cierniak. - Jeśli miniżużel jest złym pomysłem, to niech malkontenci podadzą lepsze rozwiązanie - twierdzi pionier miniżużla w naszym kraju, Bogusław Nowak. - Nie pochodzę z bogatej rodziny, ale dzięki uporowi przetrwałem i szybko znalazłem pomoc u wielu ludzi - mówi polski trzykrotny medalista indywidualnych mistrzostw świata Jarosław Hampel. - Miniżużel jest prawdziwą szkołą życia. Uczy wielu naczelnych postaw: odpowiedzialności, poszanowania sprzętu, twardości, dążenia do celu - wylicza Hampel, który trenował na minitorze w Pawłowicach nieopodal Leszna. - Obiekt nie miał band i licencji, a całe przedsięwzięcie było wynikiem pospolitego ruszenia. To były zupełnie inne realia. Podobne projekty wyprzedzały panujące czasy w Polsce - uważa Hampel. - W naszej szkółce oprócz mnie terminował Rafał Okoniewski, Robert Miśkowiak, czy Krystian Klecha. Moim pierwszym trenerem był Mariusz Okoniewski - wspomina wicemistrz świata.
Szkółka obecnie liczy czternastu chłopców, którzy zostali podzieleni na dwie grupy. Następnym etapem jest rozpoczęcie nauki w szkółce Unii Tarnów, gdzie rozpoczynają się jazdy na "pięćsetkach". - Pięciu moich wychowanków już trafiło do dorosłej szkółki. Mamy umowę z Unią Tarnów, że czternastolatkowie trafiają pod ich skrzydła. Gdy uznam, że kandydat ma opanowane podstawy jazdy rekomenduję go na treningi na dużym torze, gdzie również nadzoruję ich postępy do spółki z Pawłem Baranem. Wkrótce będą następni i podejrzewam, że będzie z czego wybierać - prognozuje Cierniak. - Ciągle się rozwijamy. Ze zbiorek na meczach Unii zakupiliśmy namiot i kamerę. Teraz będziemy rejestrować nasze treningi i analizować postępy na torze. Zajęcia są prowadzone dwa razy w tygodniu, a więc każda z grup zalicza cztery zajęcia w ciągu miesiąca. Niektórzy mogą powiedzieć, że to mało. Ale nie można przetrenować zawodnika. Nawet mistrza świata, a co dopiero młodego chłopca. W ich organizmach trzeba wyzwalać głód żużla, aby ciągle pragnęli wyjazdu na tor. Inaczej istnieje obawa, że w młodym mózgu pojawi się znużenie, nuda i zmęczenie żużlem. Wszystko trzeba dozować - tłumaczy instruktor.