Jedno zwycięstwo nie uśpi czujności - rozmowa z Jarosławem Dymkiem, menedżerem KantorOnline Włókniarza

KantorOnline Włókniarz Częstochowa odniósł w Gdańsku pierwsze ligowe zwycięstwo. Biało-zieloni mają powody do radości, ale nie popadają w hurraoptymizm. - Znamy swoją wartość - mówi Jarosław Dymek.

Mateusz Makuch
Mateusz Makuch

Mateusz Makuch: Odetchnąłeś po meczu w Gdańsku?

Jarosław Dymek: Powiem ci, że byłem trochę zapowietrzony. Dobrze, że jechałem z lekarzem, klepnął mnie w plecy i mnie puściło, bo bym się udusił.

Z bardzo dobrej strony zaprezentowali się rekonwalescenci, "Grisza" Łaguta i Michael Jepsen Jensen. W przypadku Jensena wynik może nie jest powalający, ale wiadomo, że on jeszcze upadek z początku kwietnia odczuwa.

- Rekonwalescenci spisali się bardzo dobrze. Uważam, że Michael pojechał na miarę oczekiwań. Tak jak obywatel redaktor mówi, skutki upadku jeszcze trochę mu dokuczają, jednak nie na tyle, aby odpuścić sobie mecz w Gdańsku. Wiedzieliśmy, że przyjedzie i będzie się starał. Widać po nim było ambicję. Myślę, że swoje zrobił. Przed meczem komuś mówiłem, że od niego nikt cudów nie będzie wymagał. Michael wspólnie z Peterem Kildemandem czują się w parze bardzo dobrze. Widać, że to zestawienie zdało egzamin.
Serce mocniej zabiło, gdy zobaczyłeś…

- Tak.

... upadającego na tor "Griszę" Łagutę? W większości częstochowscy kibice nie mieli okazji zobaczyć tego zdarzenia. Jego noga nie ucierpiała?

- W momencie upadku któregoś z naszych zawodników mam taki odruch, że jak najszybciej chcę być przy nim i z nim porozmawiać. Najchętniej bym się w to miejsce teleportował. W Gdańsku natomiast, gdy zobaczyłem, jak "Grisza" zaczyna koziołkować to mnie wkleiło w park maszyn. Nogi miałem jak z waty. Od razu pojawiły się czarne myśli. Generalnie tam była walka na wyjściu z pierwszego łuku, dodatkowo nierówno poszła w górę taśma i ogólnie to była dziwna sytuacja. Na szczęście, kiedy biegłem do niego, widziałem, że siada i się otrzepuje. Kamień spadł z serca. Nic poważnego mu się nie stało. Dalej jest z nami, ale przez chwilę powiało grozą. Upadek wyglądał nieciekawie, a wiadomo, że "Grisza" jest świeżo po kontuzji i kości są bardziej narażone na urazy. Całe szczęście, skończyło się tylko na strachu.

A w wyniku czego doszło do tego upadku? Zahaczył o kogoś, zabrakło dla niego miejsca, czy przyczyna była jeszcze inna?

- To była po prostu ostra walka między zawodnikami o jak najlepszą pozycję na wyjeździe z pierwszego łuku i tyle. To jest speedway. Tutaj nie ma miejsca na głębsze analizy. Zawodnicy często nie kalkulują, tylko po prostu jadą, bo widzą szansę na poprawę swojej lokaty. Zawsze na torze w wyścigu tych zawodników jest czterech. Wystarczy, że dwóch z nich pomyśli, by pojechać tą samą ścieżką w tym samym czasie i o wypadek nietrudno.

Jepsen Jensen we wtorek odpuścił mecz w lidze szwedzkiej. Nie ma obaw, że nie zjawi się w sobotę na kolejnym meczu Włókniarza?

- Wiedzieliśmy o tym, że Michael w Szwecji nie pojedzie, dlatego jego brak w składzie Dackarny Malilla nie był dla nas żadną niespodzianką. Jensen chce być jak najlepiej przygotowany do naszego pojedynku z Betard Spartą Wrocław. W środę ma wziąć udział w meczu ligi duńskiej. To też był jeden z powodów jego braku w Szwecji. Na razie nie chce on startować dzień po dniu. Do Częstochowy zamierza przyjechać na treningi i ze spokojem podejść do sobotniego meczu.

Mr Maximum, czyli Peter Kildemand jak go po meczu nazwałeś. Bezapelacyjnie to strzał w dziesiątkę? Czujesz wewnątrz radość i dumę, że ten zawodnik jedzie nadspodziewanie dobrze?

- Wiem o co ci chodzi zadając to pytanie… Jadąc z papierami do Danii, rozmawiając z nim wcześniej telefonicznie i wymieniając kilkanaście maili, wiedziałem, że rozmawiam z zawodnikiem, który może stanowić o sile Włókniarza, a nie tylko być jego dodatkiem. Zresztą chyba nasi fani, którzy przychodzą na stadion, nie chcą oglądać zawodników miernych. We Włókniarzu liczy się oddanie i walka do ostatnich metrów. Kontraktując Petera wiedzieliśmy, że jest to zawodnik, który nie ma wielkiej marki w światowym żużlu, ale stać go na bardzo dużo. Sam mi powiedział: Słuchaj stary, to już chyba jest ten czas. Mam 25 lat i nadeszła pora, aby w Ekstralidze spróbować, a myślę, że będzie dobrze. Odparłem mu, że przecież po to do niego dzwonię, aby go zatrudnić. Jeździmy w Ekstralidze po to, by osiągać sukcesy i chcemy, byś był członkiem naszej drużyny. Negocjacje były bardzo sympatyczne. Krótkie, treściwe, sensowne. Koniec końców jest u nas i po trzech kolejkach ligowych ma średnią biegową powyżej 2 punktów. Czy wiele osób się tego spodziewało? Ciężko mi tak oceniać. Podejrzewam, że teraz to mnóstwo ludzi będzie mówić, że oczywiście. Nie chcę, by zabrzmiało to buńczucznie i nie będę mówić, że wiedziałem, że Peter osiągnie takie rezultaty, aczkolwiek bardzo w niego wierzyłem i wiedziałem, że stać go na bardzo dużo. Cieszy również to, że już w trzecim meczu zdobył komplet punktów, który przyszedł mu z wielką łatwością.

Czy KantorOnline Włókniarz Częstochowa wywalczy sobie miejsce w Play-Off?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×