Fiat 128 jak pierwszy numerek - ekskluzywna rozmowa ze Sławomirem Drabikiem, cz. 1

Mateusz Makuch
Mateusz Makuch

Mateusz Makuch: Niedawno świętowałeś swoje 48. urodziny. Kiedy to zleciało?

Sławomir Drabik: Kurczę, kurczę, z*******e pytanie na początek… (śmiech) Zawsze powtarzałem, że nie należy patrzeć na datę. To jak się czujesz jest najważniejsze. Jakbym się czuł na tyle, na ile mam, to miałbym problem, bo rzeczywiście wiek jest już konkretny (śmiech).

Ale nie widać po tobie tego wieku.

- Może to przez whisky? (śmiech)

Zakonserwowałeś się? (śmiech)

- "Łycha" działa. A tak już na poważnie to zwłaszcza w sporcie ten czas biegnie niesamowicie szybko. Pamiętam jak niedawno robiłem licencję, a tu już tyle lat na torze za mną i po karierze. Wydaje mi się, że w sporcie to wszystko szybciej leci. W sezonie są zawody, treningi, wyjazdy. Poza sezonem też treningi, obozy. Tego jest wiele.

Tym bardziej w żużlu, kiedy większość czasu nie ma cię w domu.

- A ja myślę, że to nie ma znaczenia, jaka to dziedzina. Podejrzewam, że w każdej dyscyplinie tak to się odbywa. Nie ma tej monotonii, że idziesz na siódmą rano do pracy, po 8, czy 10 godzinach wracasz i na drugi dzień to samo. W naszym przypadku czasu zawsze brakuje i się go goni. Najbardziej czas pochłaniają chyba właśnie wyjazdy.

Należę do ludzi, którzy ze względu na swój wiek nie mają prawa pamiętać tego, jak zaczynał Sławomir Drabik. Takich osób jest wiele. Jak zatem wspominasz swoje początki z czarnym sportem? Jak to w ogóle się stało, że zainteresowałeś się żużlem? Jak wyglądał twój pierwszy kontakt z motocyklem?...

- Pierwszy kontakt to był z alkoholem (śmiech). By siąść na motocykl to się musiałem znieczulić. Dziadkowi jakiś bimber podprowadziłem i heja. Nie pamiętam już ile tego było (śmiech). Nie no, a tak już na serio. Pierwszy kontakt z motocyklem… Ale jaką maszynę masz konkretnie na myśli?

Motocykl żużlowy, bo domyślam się, że wcześniej jakiś inny sprzęt testowałeś.

- Jasne. Po drodze jest tego wiele. Zaczynasz od roweru, później jakieś motorowery. Jeśli chodzi natomiast o speedway to dopiero jak trafiłem do szkółki. Miałem wtedy chyba z 17 lat. Trener się zastanawiał, czy nie jest już dla mnie za późno.

Wiele osób mówi, że Sławomir Drabik późno rozpoczął swoją karierę…

- Bo tak było. Pamiętam tę akcję, gdy pierwszy raz rozmawiałem z trenerem…

Kto nim był?

- Wiktor Jastrzębski. Porządna firma. Dla mnie super gościu przez całe życie. Wrócę jednak do tego, do czego zmierzałem. Pracowałem wówczas jako mechanik samochodowy u mnie na ulicy na Ikara. Wiciu tam podjechał jakimś klubowym autkiem. Pracował ze mną też brat właściciela zakładu, który tak swoją drogą miał ksywę menadżer. Ja miałem natomiast za sobą jakieś przygody z motocyklami i zaczęła się rozmowa na temat żużla. Wiciu stwierdził, że wiekowo jest dla mnie już trochę za późno, ale mogę spróbować. I tak się zaczęło. Trafiłem do szkółki żużlowej Włókniarza.
Sławomir Drabik u progu swojej kariery (fot. Karol Zagził) Sławomir Drabik u progu swojej kariery (fot. Karol Zagził)
Było tak, że Sławomir Drabik na początku często zapoznawał się z torem?

- Powiem ci, że chyba nie. Przynajmniej nie pamiętam tego bym miał jakieś częste dzwony. Na pewno coś było, gdy np. próbowałem pokonać łuk zupełnie inaczej, przywaliłem i obojczyk się rozwalił. To faktycznie taką akcję pamiętam. Wymyśliłem sobie w głowie jakąś dziwną jazdę i rezultat gotowy, że obojczyk się…

Skruszył.

- No. To ze szkółki taką historię pamiętam. Ogólnie pamiętam ten dziwny moment, gdy po raz pierwszy usiadłem na taki motocykl. Wiadomo, tam amortyzatorów z tyłu nie ma, wszystko było sztywne, tym bardziej, że można się domyślić, w jakiej formie były wówczas motocykle ze szkółki. Siadłeś to się zastanawiałeś, czy na krawężniku siedzisz, czy na motocyklu. Do wszystkiego można było jednak przywyknąć. Kwestia wjeżdżenia.

Kto miał największy wpływ na twoją karierę? Właśnie Wiktor Jastrzębski?

- Wydaje mi się, że tak. Trafiłem pod jego skrzydła. To jest człowiek poukładany, nienerwowy. Jedynie jak robiłem jakieś imprezy to wtedy była gruba akcja (śmiech). Wtedy miałem dywanik i ostrą rozmowę. Jeśli chodzi natomiast o trenowanie, to było ok. Wiciu wiele mnie nauczył.

A był wtedy jakiś zawodnik, na którym się wzorowałeś, który robił na tobie największe wrażenie?

- Jak zacząłem przeglądać różne zapisy wideo to podobał mi się Erik Gundersen. Przypadł mi do gustu jego styl.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×