Jurica Pavlic podtrzymuje deklarację. "Chętnie zostanę w Rzeszowie"

Jurica Pavlic przystępował do III finału SEC w Gorican z dużymi nadziejami. Na swoim rodzinnym torze, przed własną publicznością marzył, aby pokazać, że mimo słabego roku umie skutecznie rywalizować.

Kamil Hynek
Kamil Hynek

Niestety start w Chorwacji również okazał się totalną klapą. Jeden z faworytów sobotniej rywalizacji uplasował się dopiero na jedenastym miejscu. Dwa wyścigi wygrał, a w trzech przyjeżdżał do mety na ostatniej pozycji. - Miałem słaby dzień. Nic kompletnie nie wychodziło. Liczył się w głównej mierze start. Ja go miałem tylko dwa razy dzięki temu udało się wyjść na prowadzenie. Drugie i trzecie pole były słabe, a na trasie byłem bardzo wolny. Nie mogłem nic zrobić. To, że domowy tor, to nie oznacza od razu, że jest moim handicapem. Chyba też nie umiałem sobie poradzić z presją i wyszło jak wyszło - oznajmił wyraźnie rozczarowany.

Zawodnicy ścigali się po raz pierwszy na nieco odmienionym obiekcie należącym do ojca Jury - Zvonko Pavlica. - To były inauguracyjne zawody z nowym nachyleniem. Jest to świeża sprawa, ale obrana w dobrym kierunku. Na moje to brakuje tylko trochę glinki, żeby można było bardziej poszaleć na dystansie - wyjawił.

Zawodnik chciał na koniec sezonu zamazać nieco niekorzystne wrażenie po nieudanym sezonie 2013. Okazja w SEC była do tego idealna. Najpierw zawody u siebie, a potem wielki finał w Rzeszowie, czyli miejscu gdzie zdobywał ligowe punkty. Pierwsza część planu została już jednak zmarnowana. - Myślałem, że przełamanie nastąpi już w Gorican, bo pierwsze dwa turnieje w Gdańsku i Togliatti pojechałem słabo. Liczyłem na pokaźną zdobycz, a tutaj znowu nic. Do Rzeszowa jedziemy ze spokojem. I tak nie mamy już nic do stracenia. Mam nadzieję, że chociaż na koniec sezonu coś fajnie zagra - powiedział z nadzieją.

24-letni jeździec bronił w tegorocznych rozgrywkach barw PGE Marmy Rzeszów, z którą z hukiem spadł do pierwszej ligi m.in. przez kiepską postawę Pavlica. Zawodnik, który przyszedł na Podkarpacie z Unii Leszno czuje się w obowiązku spłacić dług wdzięczności wobec ludzi, którzy zaufali mu przy Hetmańskiej i jest skłonny przywdziewać plastron z "Żurawiem" nawet po degradacji. - Wszystko jest możliwe. Jeszcze nie kontaktowałem się z klubem. Ale nie ukrywam, że chętnie bym został. Decyzja należy jednak do pani prezes Półtorak i zobaczymy jak ona to wszystko oceni - zakomunikował.

Wicemistrz świata juniorów z 2009 roku nie ma już wielu imprez do odjechania więc może powoli zacząć rozmyślać na temat przyszłorocznych występów. Pewne marzenia już się pojawiły. - Chcę po prostu dobrze wejść w sezon - zakończył.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!



Oglądaj TAURON SEC tylko w TVP Sport
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×