Ostrów jest tym sezonem rozgrzeszony - rozmowa z Michałem Widerą, trenerem ŻKS Litex MDM Polcopper Ostrovia

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik

Maciej Kmiecik: Nie masz wrażenia, że przeżywasz deja vu z poprzedniego sezonu? Wówczas też do końca walczyliście o play-off, a skończyło się szóstym miejscem i barażami. Teraz to szóste miejsce po reformie ligi oznacza degradację.

Michał Widera: Ten sezon był jeszcze bardziej wyrównany i zacięty, ale przy tak kadłubowej rywalizacji nikt niech chciał kończyć - reformowanych od kilku lat - rozgrywek na początku sierpnia. Było bardzo dużo nerwówki, która udzielała się wszystkim: od zawodników przez działaczy na trenerach kończąc. Fakt jednak niezaprzeczalny, że kilka widowisk zrobiliśmy na bardzo wysokim poziomie.

Liga była zupełnie inna niż przed rokiem, a sezon zasadniczy zakończył się niemalże identycznie. Lublin i Daugavpils w czwórce obok dwóch faworytów do awansu, Łódź piąta, a Ostrów szósty. Jakbyś porównał te sezony 2012 i 2013?

- Każdy sezon cechuje się inną dramaturgią, w tym jest piękno sportu, walczyliśmy w duchu fair play do końca tak jak w ubiegłym roku. Znowu zabrakło nam atutu własnego toru, który jest niezmiennie od kilku dobrych lat w takim stanie, jakim jest. Znacznie lepiej zatem w tym sezonie jeździliśmy na wyjazdach, co było bolączką ubiegłego roku. Czujesz się odpowiedzialny za spadek ŻKS Litex MDM Polcopper Ostrovii do drugiej ligi? - Oczywiście, że czuję się współodpowiedzialny za spadek. Przekornie powiem, że krótko po objęciu posady trenerskiej w Ostrowie i awansie do I ligi zwracałem uwagę prezesowi Bielińskiemu, że pierwszą rzeczą jaką trzeba zrobić, to zadbać o tor, bo to jest element, który nie dawał nam żadnych atutów. Powtarzałem jak mantrę - mamy najłatwiejszy i najszybszy tor w Polsce. Niestety nie było na to funduszy.
Michał Widera nie uchyla się od odpowiedzialności za degradację drużyny do II ligi Michał Widera nie uchyla się od odpowiedzialności za degradację drużyny do II ligi
Jakie twoim zdaniem błędy popełniono - czy to przy budowie zespołu czy też w trakcie sezonu?

- Ten skład był w stanie spokojnie powalczyć w czołowej czwórce, ale przy tak małej skali błędu w I lidze rządził często może nie tyle przypadek, ale składowa dyspozycji dnia zawodnika i sprzętu oraz sportowe szczęście, tzn. czasokres, gdzie w drużynach było mniej kontuzji. Nie doszukiwałbym się tutaj błędów w sztuce kontraktowania zespołu, a konieczności wynikłej z tendencji żużla, czyli startów w wielu ligach i napiętego terminarza za sprawą głównie ligi angielskiej.

Nie żałujesz teraz, że Mariuszowi Staszewskiemu dałeś zbyt dużo szans na odbudowę? Chodzi mi głównie o mecz w Lublinie. Czy nie rozważałeś wtedy powołania będącego po kontuzji Denisa Gizatullina?

- Denis po upadku w Ostrowie, kiedy odnowiła mu się kontuzja barku, wystartował do meczu w Lublinie. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie - jeszcze w 4 zawodach odjeżdżając 19 biegów, z tego 12 zakończyło się bez rezultatu punktowego. Rozumiem, że nie dostrzegasz tutaj żadnej koligacji? Z punktu widzenia medycznego powinien pauzować minimum dwa tygodnie. Postawienie na Mariusza, który wymienił całą bazę silników i dużo pracował na treningach, napawało większym optymizmem, biorąc pod uwagę bardzo ciężki tor w Lublinie. Zresztą w tym meczu Mariusz swoje pozycje tracił na dystansie po niezłych startach. Pomeczowe dywagacje z tabelą punktacji wszystkich zawodników są ulubionym tematem rozważań. Trenerzy nie mają takiego komfortu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×