Tomasz Lorek: Craig Boyce - australijska legenda cz. 2

Nikt nie zdobył tylu punktów dla Poole Pirates co Craig Boyce... 4498 oczek to wprost niewiarygodny dorobek Australijczyka.

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

Craig Boyce - australijska legenda cz. 1 ===>

W 1992 roku Boycie wrócił do Poole Pirates i startował przy Wimborne Road do 1994 roku. Uczył się budowy silnika, chciał poznać tajniki motocykla. Podpatrywał Neila Streeta, sporo nauczył się od Steve’a Langdona, który już wtedy terminował u Carla Blomfeldta. W sezonie 1994 Steve Langdon i Carl Blomfeldt szykowali rewelacyjny sprzęt dla Craiga. Boycie czuł się na siłach, aby powalczyć o awans do finału światowego. Tango, równie piękne jak to, które można usłyszeć na San Telmo rozpoczęło się 22 stycznia w Mildura. Boycie zajął czwarte miejsce w finale australijskim. Bezbłędny był Leigh Adams (15), drugi był Jason Lyons (13), trzeci Jason Crump (11). Craig uzbierał tyleż samo oczek co Crumpie. 22 maja w King’s Lynn, Boycie zajął siódme miejsce (8 punktów) w finale Commonwealth. 12 czerwca w finale Zamorskim (Overseas) w Coventry, Boycie szalał na "szafach" od Lango i Carla. Trzecie miejsce, przegrany baraż z Gregiem Hancockiem, 14 oczek wykręcił Sam Ermolenko. Pozostała ostatnia przeszkoda przed finałem światowym w Vojens – półfinał na legendarnym Odsal Stadium w Bradford. Ósme miejsce, osiem punktów i wymarzony awans stał się faktem! - Nie jechałem do Danii z wielkimi nadziejami. Analizowałem finał IMŚ’93 z Pocking. Pomyślałem sobie: ludzie, skoro taki as jak Leigh Adams zdobył w Bawarii 4 punkty, to czegóż ja mogę oczekiwać? Leigh to klasowy jeździec, więc założyłem sobie, że będę szczęśliwy jeśli w Vojens w swoim debiucie wykręcę 4 punkty. W tamtych czasach sam awans do 16 najlepszych na świecie był niezwykłym wyczynem – wspomina Craig, a temperatura rośnie, jakbyśmy wspinali się na Uluru…

W parku maszyn w Vojens obok motocykli Boyce’a krzątał się Shane Parker i Neil Vatcher (dziś menedżer Lakeside Hammers). Nikt nie liczył punktów, nikt nie wypełniał programu zawodów… - To prawda. Nie obchodziło nas to ile oczek uzbieraliśmy, żyliśmy finałem, pracowaliśmy przy motocyklach. Blomfeldt i Lango odstawili kawał dobrej roboty. Śmigałem na ich silnikach jak za czasów Newcastle Motordrome (śmiech). Byłem okropnie zdenerwowany w pierwszym wyścigu, dlatego nawet nie zauważyłem jak po zewnętrznej "strzelił" mnie Cocker (Marvyn Cox – znów gdańskie klimaty…) Nagle, ktoś do nas podszedł po dwudziestym wyścigu i powiedział, że jadę w wyścigu dodatkowym o tytuł mistrza świata! Nigdy nie przeżyłem podobnej euforii jak wtedy. Uwierz mi, stanąć na podium w debiutanckim występie w finale IMŚ, to coś wspaniałego! Moi rodzice byli ze mną w Vojens. Pojechaliśmy do hotelu, była taka impreza, że następnego dnia nie wiedzieliśmy jak się nazywamy – rechocze Boycie.

Tony Rickardsson zdobył wówczas swój pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata. Drugi, ku rozpaczy miejscowych fanów był Hans Nielsen. - 12 punktów, tyle samo co Tony i Hans! Nie zadbałem o to, aby znaleźć dobrą koleinę. Byłem wzruszony, że jadę o złoto, a miałem przecież pierwsze pole! Pomyślałem: Craig, jesteś niezłym czubkiem, nie wykorzystać takiej okazji! Dla mnie brązowy medal był czymś wyjątkowym. Neil, Shane, rodzice, Carl, Steve Langdon i Freeway Tyres, mój cudowny sponsor z 1994 roku i Neil Street – to ojcowie mojego sukcesu – twierdzi Craig.


Pełen zapis finału IMŚ w Vojens w 1994 roku.

Tak, z Neilem Streetem, wspaniałym człowiekiem, Boycie wspiął się nielegalnie (bez wiedzy władz parku narodowego) na szczyt Uluru. W nocy po zdobyciu tytułu mistrza Australii w 1991 roku… 27 stycznia 1991 roku zawody odbyły się na torze Arunga Park Speedway w Alice Springs. Tak, niemalże pośrodku australijskiego kontynentu… Szalone, romantyczne czasy…

Tymczasem Boycie jeszcze nie ochłonął po brązowym krążku’94 z Vojens. W 1995 roku Craig przeszedł do Swindon Robins, chciał odnosić sukcesy w Grand Prix, ale… - Zapomniałem, że mam krótki staż. Jeździłem na żużlu przez 6 lat. To kropla w morzu. Nie miałem szybkiego sprzętu. W GP’95 zająłem dopiero 11 miejsce. Dobrze wspominam tylko zawody z Linkoeping, gdzie uplasowałem się na szóstym miejscu. W 1996 roku było jeszcze gorzej. Byłem dopiero czternasty w cyklu. Jedyny dobry występ zaliczyłem w Lonigo (siódme miejsce). Jaka szkoda, że dopiero zimą 1996/97 Klaus Lausch przygotował mi kapitalne motocykle. Zacząłem zrzędzić, GP wyssało ze mnie energię, nie radowałem się jazdą w ligach – głos Craiga cichnie jak wiatr nad cieśniną George’a Bassa w drodze na Tasmanię…

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×