Żużel. Rafał Dobrucki: Nie siejmy propagandy. Zawodnicy często niesłusznie narzekają na tory

- Nie popadajmy w skrajność i nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Nie zawsze będą tory, na których będzie można jeździć jedną ręką. To, o czym mówiło się ostatnio w Krośnie, było kuriozalne - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Rafał Dobrucki.

Szymon Michalski
Szymon Michalski
Rafał Dobrucki WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Rafał Dobrucki
Szymon Michalski, WP SportoweFakty: W ostatnim czasie dużo mówiło się o trudnych torach. Nie brakowało narzekań zawodników na zły stan nawierzchni. Tak miało być m.in. przy okazji Złotego Kasku w Opolu, gdzie był pan na miejscu. W przekazie telewizyjnym można było zauważyć, że w parkingu nie brakowało gorączkowych dyskusji. Ten tor po opadach faktycznie był w aż tak złym stanie?

Rafał Dobrucki, selekcjoner reprezentacji Polski: Nie chodzi o to, że zawodnicy mieli jakieś kłopoty z torem. Głównym powodem dyskusji na odprawie było to, że nie mogli w ogóle na niego wyjść i zrobić obchodu, bo cały czas trwały prace torowe. Sam nie potrafię sobie wyobrazić, by zawodnicy wyjechali na tor, nie zapoznając się z nim wcześniej. Zawodnikom głównie chodziło o to, że nie byli jeszcze na torze, i słusznie. Wracając do pytania, tor po opadach nie wyglądał za dobrze i były głosy, że jest w fatalnym stanie. Zgadza się, spadł deszcz i było sporo mazi na torze. Błoto zostało ściągnięte, tor był świetny i były kapitalne wyścigi.

Nie uważa pan jednak, że obecni zawodnicy zostali za bardzo rozpieszczeni? Gdy jeszcze pan był czynnym zawodnikiem, to jeździło się przecież na o wiele gorszych torach i nikt nie narzekał.

W pewnym sensie tak jest. Tory są zupełnie inne niż za moich czasów. Trochę wymógł to sprzęt, a głównie tłumiki. Przez to tory muszą być w lepszym stanie. Do tego dochodzą opony, które teraz są dużo bardziej przyczepne. Nawet na twardych torach osiąga się takie prędkości jak kiedyś na nawierzchniach bardzo przyczepnych.

ZOBACZ WIDEO: Zawodnik Apatora bije się w pierś i mówi o presji na Sawinie. "Nie wiem o co chodzi"

Gdy zawodnicy odmawiają wyjazdu na tor, to często z ust kibiców padają słowa: "kiedyś by pojechali..."

To prawda, bo są tacy kibice, którzy pamiętają ściganie z lat 80. czy 90., gdy tory były w katastrofalnym stanie. Można było jeździć, choć wielokrotnie nie trzeba było, bo nie miało to nic wspólnego z żużlem. Czasami już pod koniec zawodów na łukach jeździło się wyprostowanym motocyklem. Wtedy był jednak całkowicie inny sprzęt. Wspomniane tłumiki spowodowały, że teraz motocykle stały się bardzo wrażliwe. Obecnie na przyczepniejszych, dziurawych torach nieco trudniej jest utrzymać motocykl w ryzach. To dla zawodników utrudnienie, jednak nie siejmy propagandy.

Co ma pan na myśli?

Często słyszę niesłuszne narzekania. Tak było na ostatnim meczu w Krośnie. Uważam, że tor nie był wcale zły. Sądzę, że był dobry. Nie możemy ciągle jeździć na torach wylizanych, wyślizganych. To powoduje, że na innych nawierzchniach są kłopoty, to jest kluczowa sprawa. Druga sprawa: przez to zawodnicy oduczają się jeździć. Pamiętajmy, że żużel to nie autostrada i nie jeździ się na asfalcie. Są tory, na których będzie trochę trudniej i to normalne.

Zgodzi się pan z tym, że wystarczy jeden zawodnik, któremu coś nie pasuje w torze, by natychmiastowo za jego głosem zaczęli podążać następni? 

Może coś w tym jest. Każdy chciałby ścigać się w najlepszych warunkach i nie można zawodnikom tego odbierać, ale nie zawsze jest taka możliwość. Często taka informacja "pójdzie" od jednej osoby i robi wiele złego w głowach pozostałych zawodników, ale też wśród kibiców czy w mediach. Jest jednak granica i nie ma też co przesadzać. Przykładu nie trzeba szukać daleko. To, o czym mówiło się ostatnio w Krośnie, było kuriozalne.

Dlaczego?

Słyszałem głosy, że po 10. wyścigu chciano wołać sędziego, żeby zszedł na tor, który rzekomo był niebezpieczny. Nikt nie jest w stanie rzetelnie ocenić toru z "telewizora". Można za to ocenić jazdę zawodników po nim. Tam nie było żadnych kłopotów. Oczywiście, to nie był tor idealny. To był jednak tor, na którym bez kłopotów można było się ścigać. Jeździli po nim juniorzy, którzy nie mieli większych problemów.

Rozumiem, że nie widzi pan problemu w tym, żeby zawodnicy startowali też na nieco przyczepniejszych torach?

Dokładnie. Nie idźmy tą drogą, by teraz wszędzie przygotowywać twarde nawierzchnie. 15 lat temu, gdy jeszcze jeździłem, po meczach tory były w takim stanie, że można było na nich sadzić ziemniaki. Teraz wszystko poszło w bardzo dobrą stronę. Mamy bardzo dobre widowiska, jest dużo więcej ścigania. Opinia, że mijanki są możliwe tylko na torach przyczepnych, odeszła w zapomnienie i dobrze, bo to absolutnie nieprawda. Uważam, że dla widowiska takie tory, jakie mamy, są lepsze. Nie popadajmy jednak w skrajność i nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Nie zawsze będą tory, na których będzie można jeździć jedną ręką. Źle by świadczyło o dyscyplinie, gdybyśmy dopuszczali do jazdy tylko twarde tory. Zdarzają się trudniejsze nawierzchnie i na takich też trzeba umieć jeździć. Dodatkowo w takim przypadku jest szansa, że o wyniku zdecydują umiejętności i forma zawodnika, a nie sprzęt, na jakim jedzie.

Zobacz także:
Nie żałują, że oddali Krakowiaka
Tak szybko Zmarzlik jeszcze nie jechał

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Rafałem Dobruckim, że zawodnicy za często narzekają na tory?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×