Z linii końcowej: Singapur ciosem prosto w kolano?

Kacper Kowalczyk
Kacper Kowalczyk
Turniej w tym roku stał na słabym poziomie, nie zaoferował żadnych fajerwerków. Jedna zawodniczka gorsza od drugiej. Nawierzchnia wolna, z wysokim kozłem, zwalniająca piłkę na niej lądującą, zamiast ją przyspieszyć - wyraźnie promująca niekończącą się bieganinę za linią końcową i rzemieślnictwo. Kroczek za kroczkiem przesuwamy się od lewej do prawej i wyławiamy mocne piłki rywalki, aż skończy na dobre. Żadnego wpływu na to, czy uderzeniem kończącym czy niewymuszonym błędem. Częściej tym pierwszym - ugram 3-5 gemów, częściej tym drugim - ugram 12 i wygram. I na takiej taktyce Agnieszka Radwańska dojechała do półfinału, a tam po drugiej stronie siatki pojawiła się rywalka, która wiedziała, co zrobić z martwą piłką na środek. I Houston (albo raczej Kraków), mamy problem.

Organizatorami ustawiającymi kolejność pojedynków w ostatnim dniu fazy grupowej kierowało jedno: niechęć do powtórki z 2011 roku, kiedy Maria Szarapowa nie mając już szans na awans (straciła je po wygranej Samanthy Stosur nad Na Li, pojedynku numer jeden tamtego dnia), wycofała się i dała szansę Marion Bartoli. Po drugiej stronie zjawiła się już pewna półfinalistka Wiktoria Azarenka. Poziom dramatycznie zły, Białorusinka na żywioł kończąca piłki, szukająca akcji pod siatką za wszelką cenę. Wynik nieistotny. Tylko, aby ten mecz się skończył. Francuzka taktyki nie wyczuła i również psuła na potęgę. Efekt? Trzy sety, jeden gorszy od drugiego. Dlatego tutaj, aby uniknąć podobnej sytuacji, Szarapowa otrzymała swoją szansę. Nie rozumiem również tej pewności, że Simona Halep w pełni kontrolowała swój mecz z Aną Ivanović. Może to Serbka zagrała za dobrze, a Rumunka wkładając w to 100 proc. swoich sił ugrała tego seta, ale nic więcej?

Poziom meczów nie zaskoczył, szczególnie analizując przebieg sezonu. Wręcz idealnie go podsumował. Emocje jak na grzybobraniu, choć to tylko ta jedna znajdzie wielkiego borowika. Beton, który przeraża(ł) w ATP, utworzył się też w WTA. Serena Williams rządzi i dzieli. Może nie na taką skalę jak w 2013, ale jednak. Młodych gniewnych dużo, tylko mało która odważyła się postawić Amerykance swoje warunki, próbować ją po korcie poruszać, nie tylko na boki, ale w przód i w tył (wykorzystać jej bardzo toporne poruszanie się), zagrywać jak najwięcej piłek na ciało (uwidocznić jej braki w technice uderzeń), wchodzić w kort do piłek przez nią zagrywanych, ryzykować przy odbiorze serwisu. Taką próbę podjęła naprawdę garstka jej rywalek. Powiodła się mało komu: Ivanović, dwukrotnie Alizé Cornet, Janie Cepelovej (mały dowód, że ogromnej i druzgocącej siły do tego nie potrzeba) i Garbiñe Muguruzie. 4 (słownie: cztery) zawodniczki.

A tak cudownie promowany przez WTA turniej Rising Stars wygrała zawodniczka, która na choćby średniego slajsa z drugiej strony siatki ma przerażenie w oczach, nie wie jak się ustawić i odpowiada piłką nieczystą, często nawet nieznajdującą się w granicach kortu. Napełnia nadzieją na lepszą przyszłość, nieprawdaż?

Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online. (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×