Pokochać tenis, nowy początek Nicole Vaidisovej

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek
W ćwierćfinale pokonała 6:7(5), 6:1, 6:3 Venus Williams. Tak jak z Mauresmo, przegrała I seta w tie breaku, ale ani przez moment nie została wybita z uderzenia. Młodzieńcza fantazja i waleczne serce doprowadziły ją do półfinału. Jednak sama była w lekkim szoku, że grała tak dobrze. - Trochę zaskoczyłam samą siebie - mówiła po wyeliminowaniu Amerykanki, która była jej idolką. - Dwa razy z rzędu tak świetna gra, to zdecydowanie zwiększa moją pewność siebie. Wykonałam 100 proc. tego co potrafię. Jeśli bym przegrała mogłabym powiedzieć, że nie miałam szczęścia. Ale zawsze trzeba dać z siebie wszystko. Starałam się to robić, cały czas być pozytywnie nastawiona, bo zdarzały mi się mecze, gdy negatywne emocje brały górę i po przegraniu pierwszego seta, także w drugim byłam gorsza - cytował Czeszkę portal cnn.com.

Pustka na korcie

Zatrzymała ją dopiero Swietłana Kuzniecowa, której uległa po niezwykle dramatycznym boju. Prowadziła 7:5, 5:3, by ostatecznie przegrać 7:5, 6:7(5), 2:6. Wtedy górę wzięła jej niepoukładana natura, choć tak naprawdę zabrakło jej doświadczenia. Była przecież szóstą najmłodszą półfinalistką Rolanda Garrosa w Erze Otwartej. Po meczu z Rosjanką, Czeszka udzieliła znamiennej wypowiedzi dla portalu espn.com. - Oczywiście jestem rozczarowana. Kocham wygrywać, a nienawidzę przegrywać. Ale jestem dumna z tego, czego dokonałam. Jej problem polegał na tym, że gdy raj był już blisko, porażki zaczęły bardzo mocno oddziaływać na jej psychikę. Gdy wypadła z Top 100 rankingu zabrakło jej już sił, by ponownie walczyć. Tenis to nie bajka. To brutalna gra, z której bardzo łatwo wypaść, gdy codzienna żmudna praca przestanie sprawiać radość. Vaidišová bardzo szybko wpadła w taki stan. Po meczu z Kuzniecową wypowiedziała jeszcze jedno ważne zdanie. - Pojadę teraz do domu w Pradze i będę robiła swoje. Nie myślę nawet o tym, by oglądać finał w telewizji.

Nienawidziła przegrywać, to była dobra cecha, charakterystyczna dla największych sportowców. Ale ona po prostu nie potrafiła udźwignąć tych porażek i w niedługim czasie przestała chcieć wygrywać. Dziwne to, gdy pisze się o tak młodej dziewczynie, ale taka była prawda. To nie kontuzje ją wykończyły, tylko charakter niedojrzałej dziewczyny, która niedorosła do wielkiego tenisowego świata i dlatego szybko z niego uciekła, znajdując sobie nowe miejsce w życiu. Tak naprawdę z perspektywy czasu można uznać, że miłość do Radka Štěpánka była dla niej zachętą do odsunięcia się ze sportu, w którym coraz trudniej było się jej odnaleźć. Co by było gdyby rodak nie podbił jej serca? Prawdopodobnie i tak rzuciłaby rakietę w kąt, bo coraz bardziej dusiła się w zamkniętym marketingowymi ramami tenisowym świecie. Nie czuła wolności i swobody w tej wielkiej przestrzeni, dlatego szukała spełnienia w czymś małym, także dającym satysfakcję, bo gra w tenisa już jej tego nie dawała. Czuła się na korcie pusta, snuła się po nim, wpadała w szpony wypalenia fizycznego i mentalnego.

W 2006 roku odniosła jeszcze jedno zwycięstwo nad Amélie Mauresmo, w ćwierćfinale w Moskwie po fascynującym widowisku. Francuzka prowadziła wówczas 6:1, 5:2, ale Czeszka wygrała 1:6, 5:7, 7:6(3) po obronie trzech piłek meczowych. To był jeden z tych meczów, który pokazał nową stronę tenisowej mocy Vaidišovej, a chodzi o woleja, którego w krótkim czasie opanowała przynajmniej w stopniu dobrym. Sezon 2006 był pierwszym, który ukończyła w Top 10 rankingu. Rok 2007 rozpoczęła od mocnego uderzenia. W Australian Open doszła do półfinału, eliminując po drodze Jelenę Dementiewą, ówczesną ósmą rakietę globu. Był to drugi i ostatni wielkoszlemowy półfinał w jej karierze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×