Pokochać tenis, nowy początek Nicole Vaidisovej

Tak szybko jak się pojawiła, tak szybko odeszła, targana kontuzjami, zniechęceniem oraz, by poświęcić się roli żony Radka Stepanka. Po nieudanym małżeństwie Nicole Vaidisova wznowiła karierę.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek

W marcu 2010 roku tenisowy świat otrzymuje szokującą wiadomość. Ale czy na pewno jest ona tak zaskakująca? Nicole Vaidisova nie przyjmuje dzikiej karty do turnieju w Miami i postanawia zakończyć sezon i zarazem całą karierę. - Jej agent powiedział mi, że Nicole ma dość tenisa i to jest zrozumiałe. Gdy zaczynała, była taka młoda - mówił czeskim mediom Aleš Kodat, ojczym i były trener tenisistki. Potwierdził wtedy również, że Czeszka zostanie żoną starszego o 10 lat Radka Stepanka.

Jak to się stało, że dziewczyna, która miała papiery na wielką karierę, tak szybko się wypaliła? Dla mnie odpowiedź wydaje się prosta, Nicole nigdy tak naprawdę tenisa nie kochała. Może na początku była to dla niej pasja, ale bardzo szybko przerodziło się to w rutynę, która odebrała jej chęci do dalszej walki. Owszem, problemy zdrowotne jej nie oszczędzały, ale miała dopiero 20 lat i całe życie przed sobą. Mogła zdziałać bardzo wiele, ale postanowiła odejść i wkrótce została żoną tenisowego łamacza kobiecych serc. Powiedzieć, że to Štěpánek zakończył jej karierę to jednak gruba przesada. Od miłości do nienawiści bardzo cienka granica, ale co zrobić, gdy kochanie przeradza się w obojętność? A tak było w przypadku młodej Nicole, tenisistki niepoukładanej, ale szalenie ambitnej. Braki w wyszkoleniu (przynajmniej na początku, bo z czasem jej tenisowy warsztat coraz bardziej się zazębiał) nadrabiała sercem do walki, brakiem kompleksów i przebojem wdarła się do kobiecych rozgrywek.
Czeskie tornado

Już w 2004 roku, mając zaledwie 15 lat, Vaidišová zadebiutowała w Top 100 rankingu. W wieku 15 lat, trzech miesięcy i 23 dni została szóstą najmłodszą triumfatorką turnieju WTA w historii. Dokonała tego w Vancouver, jako kwalifikantka (była klasyfikowana na 180. miejscu), pokonując w finale Laurę Granville, a później była najlepsza w Taszkencie po zwycięstwie nad Virginie Razzano. Jeśli to był powiew świeżości, to w kolejnym sezonie Nicole była już prawdziwym tornado siejącym spustoszenie. Po osiągnięciu IV rundy US Open, na przełomie września i października 2005 roku, triumfowała w trzech turniejach z rzędu (Seul, Tokio, Bangkok). Sezon 2004, debiutancki w głównym cyklu, ukończyła na 77. miejscu w rankingu, a w kolejnym była już 15. rakietą globu.

Rok 2006 rozpoczęła od półfinału w Sydney i IV rundy Australian Open. Był to początek jej zbliżania się do szczytu, na który jednak nigdy nie dotarła, bo ta góra okazała się dla niej zbyt stroma. W maju wygrała turniej w Strasburgu, a później przyszedł czas na Roland Garros. W przeciągu dwóch-trzech sezonów mogła stać się realnym zagrożeniem dla samej Justine Henin, jeśliby tylko w jej sercu żar pasji nie nie ustąpił miejsca lodowi obojętności. Osiem lat temu Vaidišová pokonywała w Paryżu kolejne dołki, górki, pagórki i prawdziwe góry. Marsz do półfinału rozpoczęła od zwycięstwa nad Martą Domachowską, a później wyeliminowała m.in. Amelie Mauresmo, ówczesną liderkę rankingu, oraz Venus Williams, byłą rakietę numer jeden.

To był ten sezon, w którym Mauresmo mogła raz na zawsze wyleczyć się z paryskiego kompleksu. Francuzka była wtedy w genialnej formie (potwierdziła to później triumfując na trawnikach Wimbledonu), ale na paryskiej mączce w IV rundzie zatrzymała ją Vaidišová. Czeszka wygrała 6:7(5), 6:1, 6:2 i wzięła na popularnej Amé rewanż za porażkę, jakiej pół roku wcześniej doznała w Melbourne (1:6, 1:6). Mauresmo w Australii wywalczyła wówczas swoje pierwsze wielkoszlemowe trofeum. - Jestem taka podekscytowana. Nigdy wcześniej nie grałam w ćwierćfinale wielkoszlemowej imprezy. Nigdy nie pokonałam Amelie Mauresmo, nigdy nie wygrałam z numerem jeden na świecie. Jestem bardzo szczęśliwa - mówiła rozemocjonowana Nicole dla portalu espn.com. Wcześniej miała za sobą mecz z inną reprezentantką gospodarzy. - To był zupełnie inny mecz, inna atmosfera, gdy gra się we Francji - mówiła Czeszka wracając do ich konfrontacji w Melbourne. - Miałam to szczęście, że wcześniej miałam mecz z francuską tenisistką [Aravane Rezaï], więc wiedziałam czego się spodziewać. Po prostu starałam się skoncentrować na sobie. Wtedy to jeszcze nie przysparzało jej trudności, była w takim gazie, że potrafiła z uśmiechem na ustach udźwignąć największe natężenie emocji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×