Pęknięta struna: Tenisowy Muhammad Ali

Jeden z najbardziej szalonych i jednocześnie jeden z najchętniej oglądanych tenisistów w zawodowym cyklu, Jo-Wilfried Tsonga od kilku sezonów rozbudza nadzieje swoich rodaków na wielki sukces. Może już niedługo będzie w stanie w pełni wykorzystać swój ogromny potencjał.

Anita Pokorska
Anita Pokorska

Jo-Wilfried Tsonga, 26 lat. Finalista Australian Open 2008 (foto EPA)
Jeden z najbardziej szalonych i jednocześnie jeden z najchętniej oglądanych tenisistów w zawodowym cyklu, Francuz od kilku sezonów rozbudza nadzieje swoich rodaków na wielki sukces. Może już niedługo będzie w stanie w pełni wykorzystać swój ogromny potencjał. Jo-Wilfried zaczął uprawiać sport pod wpływem swojego ojca, Didiera. Pochodzący z Konga nauczyciel chemii to bowiem niespełniony piłkarz ręczny, który opuścił swoją ojczyznę na rzecz Francji, marząc o wielkiej, międzynarodowej karierze. Ze sławy nic nie wyszło, jednak Tsonga senior poznał tam swoją przyszłą żonę, Evelyne, i na stałe zamieszkał w kraju nad Loarą. Sportowe geny przekazał swoim dzieciom: Jo został zawodowym tenisistą, a koszykarska kariera młodszego syna została zahamowana przez kontuzję. Mały Jo-Wilfried grę w tenisa rozpoczął w wieku siedmiu lat. Już jako czternastolatek został juniorskim mistrzem kraju, a dwa lata później mistrzem Europy w swojej kategorii wiekowej. Nie miał sobie równych w czasie juniorskiego US Open, a w pozostałych lewach Wielkiego Szlema osiągnął półfinały. Jego największym rywalem był wtedy Marcos Baghdatis. Po tych sukcesach przyszedł jednak bardzo ciężki czas dla Francuza. Przez szereg kontuzji ramion i przepuklinę kręgosłupa stracił prawie cały rok 2005 i 2006. Przełomowy moment nastąpił, gdy rozpoczął karierę z Érikiem Winogradskym. Otrzymał dziką kartę na Australian Open 2007. Mimo porażki w I rundzie z Andym Roddickiem, zapisał się na kartach historii jako zwycięzca najdłuższego tie breaka w historii turnieju. 12 miesięcy później jego talent wybuchł. Jako nierozstawiony zawodnik awansował do finału rozgrywanego w Melbourne turnieju, po drodze pokonując m.in. Murraya, Gasqueta i Nadala. Przegrał dopiero z Novakiem Đokoviciem. Po tych zawodach znów zaczął zmagać się z kontuzjami. Pod koniec sezonu odniósł swoje pierwsze zwycięstwo, w Bangkoku, a następnie triumfował przed własną publicznością w Paryżu-Bercy, co dało mu awans do Masters. Tsonga jest również zwycięzcą jednego z najbardziej emocjonujących meczów zakończonego sezonu. Podczas ćwierćfinału Wimbledonu, przegrywając już 0-2 w setach z mistrzem gry na trawie, Rogerem Federerem, podniósł się w wielkim stylu i w niewiarygodny sposób odwrócił losy meczu. W najważniejszym momencie spotkania postawił wszystko na jedną kartę i zdecydował się na radość z gry: na to, co nie pasowało jego wieloletniemu szkoleniowcowi i było bezpośrednią przyczyną ich zawodowego rozstania. Ryzyko, rozluźnienie, zabawa, a nawet heroiczne szaleństwo i odrobina szczęścia doprowadziły do niewiarygodnych piłek, kiedy nawet sam "Szwajcarski Mistrz" zastanawiał się, jakim cudem piłka mogła wpaść w pole gry. Grając bez szkoleniowca, Francuz długo nie mógł uwierzyć w to, co wydarzyło się tego dnia w londyńskim All England Club. To właśnie radość z gry jest jedną z jego największych cech charakterystycznych. Tenisowy Muhammad Ali, jak jest nazywany, preferuje nie tylko mocny, siłowy i energiczny styl gry, ale również spontaniczne, nieprzemyślane zagrania, mieszanie uderzeń i odważne, ofensywne ataki. Dwoma najpewniejszymi zagraniami w grze 26-latka jest atomowy forhend oraz rewelacyjny serwis, mogący być kopalnią punktów na nawierzchni trawiastej lub w lubianej przez Francuza hali. Pomocne są również umiejętności w grze przy siatce, pozwalające na zagrania serw&wolej. Mimo, że jego bekhend jest teoretycznie najsłabszym punktem, potrafi w ten sposób zdobyć również wiele punktów: w 2011 roku przestawił się na jednoręczny bekhend, jeszcze bardziej urozmaicający jego grę. Tsonga jest jednak graczem nierównym. Zwycięskie turnieje miesza ze słabymi, a genialne zagrania z prostymi, niewymuszonymi błędami. Potrafi łatwo się zdekoncentrować, jednak analogicznie: każdy świetny punkt dodaje mu pewności siebie i jeszcze więcej chęci do gry. Nie gra schematycznie, licząc tylko i wyłącznie na błędy swoich przeciwników. Chce radować swoją grą sympatyków białego sportu, a swoich przeciwników doprowadzać do szewskiej pasji. Najważniejsze jednak, że sam czerpie z tego radość i cieszy się z każdej minuty spędzonej na tenisowym korcie.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×