Australian Open: Chińska niespodzianka bis

Na Li (WTA 17) pokonała 2:6, 7:6(4), 7:5 Venus Williams, szóstą rakietę świata, w pierwszym środowym ćwierćfinale Australian Open. Po raz pierwszy w historii o finał turnieju wielkoszlemowego zagrają dwie Chinki. Li zmierzy się teraz z Serenę Williams, siostrą Venus.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek

Według Agnieszki Radwańskiej już dwa lata temu zawodniczki z Państwa Środka były drugą siłą w kobiecym tenisie. Po Jie Zheng (zagra z Justine Henin) do półfinału w Melbourne awansowała Na Li, 27-latka z czerwoną różą na lewej piersi. Była pierwszą Chinką w Top 30 rankingu, do Top 20 weszła już trzy i pół roku temu, a teraz znów złamie barierę: w poniedziałek awansuje na 10. miejsce.

Venus, nie tym razem. - W tym sporcie limitem jest niebo. Gdybym słuchała, co mówią ludzie, nigdy nie wyszłabym z getta - twierdzi po zasmucającej porażce. Starsza z Williamsówien w 2003 roku doszła do finału, ale nigdy wielkoszlemowego tytułu (ma w sumie siedem) w Melbourne nie zdobyła (- Problem nie leży w nawierzchni - mówi).

Przeciw Li prowadziła 6:4, 4:2 i przy 5:4 serwowała na mecz, a z każdym setem coraz większym problemem był dla niej serwis (skuteczność pierwszego podania spadała: od 74% do ledwie 40%). Amerykanka w turnieju oddała wcześniej tylko jednego seta, z Franceską Schiavone.

W decydującej fazie spotkania namnożyły się błędy. Z siedemnastu przełamań, dziewięć miało miejsce w trzeciej partii. Li przegrała do zera podanie, serwując na mecz. Za chwilę punktu nie zdobyła za to Venus i znów Chinka miała przewagę breaka. Tym razem udało jej się posłać dwa wygrywające forhendy i mogła, jakkolwiek dość stonowana, cieszyć się z największego sukcesu w karierze.

- To największy dzień w moim życiu - oznajmiła nawet w wywiadzie na gorąco, jeszcze na korcie. Venus pokonała także podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, a sama pochodzi z oddalonego o 1200 km Wuhan. Dotąd była w ćwierćfinale Wimbledonu i US Open, a w Australii doszła najdalej do 1/8 finału (2007). Odprawiła już Karolinę Woźniacką i Danielę Hantuchovą.

W bilansie uderzeń wygrywających do niewymuszonych błędów lepsza była Venus: 27-53 (wobec 27-57 rywalki). - Byłam pewna siebie przed meczem i w jego trakcie, nawet w trzecim secie kiedy prowadziłam - mówiła była liderka rankingu. - To jest tenis: mecz trzeba samemu zamknąć, bo nie ma zegara oznajmiającego koniec czasu - powiedziała. Powtórzyła, że wciąż nie zamierza grać w żadnym turnieju w tygodniu poprzedzającym Wielki Szlem.

Uderzająca nisko piłkę Li okazała się, podobnie jak rodaczka Zheng, kortową wojowniczką. - Nie chcę mówić, że to moja największa wygrana, bo turniej się jeszcze nie skończył - przyznała już spokojniej na konferencji prasowej. Pracuje z dwoma trenerami: Thomasem Hogstedtem (od 2005 roku, wcześniej szkolił Tommy'ego Haasa) i Richardem Suttonem (zatrudniony przez chińską federację, dołączył do sztabu po ostatnim US Open).

Li była zaskoczona, gdy ją o to zapytano, ale potwierdziła, że do ubiegłego roku oddawała 60% zarobków rodzimej federacji (dzisiaj obowiązkowy odsetek wynosi 12%). Jest podekscytowana historycznym awansem do Top 10. - Może pozwolę sobie dzisiaj w nocy na piwo - powiedziała. - Wejście do czołówki to był mój cel na ten rok, a wypełniłam go już w styczniu - dodała. A jeszcze w II rundzie broniła dwóch piłek meczowych przeciw Ágnes Szávay.

ZOBACZ: Wyniki drugiego dnia ćwierćfinałów

ZOBACZ: Wyniki pierwszego dnia ćwierćfinałów

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×