Ruka szczęśliwa dla mistrza olimpijskiego

Daleki od swojej wysokiej formy Simon Ammann konkursy w Ruce może wspominać z uśmiechem. Na Rukatunturi triumfował łącznie trzykrotnie. Ostatni raz w 2014 roku.

Maria Chenczke
Maria Chenczke
Simon Ammann WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Simon Ammann
Rok temu utytułowany Szwajcar przyznał, że na 99 procent po sezonie olimpijskim zakończy karierę. Od kilku lat zmaga się ze znacznym spadkiem formy, co przekłada się na odległe miejsca w rywalizacji z najlepszymi.

- Kiedy jesteś starszym zawodnikiem, w przygotowaniach do sezonu każdy element musi być ułożony pieczołowicie jeden po drugim (…) Moja dyspozycja nie jest wysoka. Mogę liczyć tylko na to, że szybko ją poprawię. Muszę mocno nad tym popracować - mówił wówczas rozmowie z dziennikarzem WP SportoweFakty (WIĘCEJ TUTAJ). Zdobywca Kryształowej Kuli w sezonie 2009/10 po dobrym występie podczas tegorocznego konkursu w Courchevel w ramach Letniego Grand Prix, gdzie zajął trzecie miejsce, doznał urazu. Miało to miejsce w trakcie treningu w tunelu aerodynamicznym. Zerwane więzadło wyłączyło go z przygotowań do sezonu na kilka tygodni.

Podczas zawodów w Niżnym Tagile 40-latek ukończył rywalizację pod koniec trzeciej dziesiątki - pierwszego dnia zajął 28. miejsce, a dzień później był 27. Kolejnym przystankiem skoczków jest fińska Ruka, która utytułowanemu Szwajcarowi może przynosić na myśl pozytywne wspomnienia. W przeszłości wygrywał tam trzykrotnie - sztuka ta nie udała się nikomu innemu.

Po raz pierwszy na najwyższym stopniu podium Ammann stanął 29 listopada 2008 roku. Miał wtedy 27 lat. Była to jego czwarta wygrana w karierze i pierwsza, którą wywalczył w innym państwie niż Norwegia. Dzień wcześniej miały miejsce inauguracyjne zawody, które zostały odwołane z powodu opadów śniegu oraz silnego i zmiennego wiatru. Ammann, wygrywając dzień później, został pierwszym liderem klasyfikacji generalnej sezonu.

Na kolejne triumfy podczas rywalizacji na Rukatunturi Szwajcar czekał sześć lat. 28 listopada 2014 roku po raz 22. w karierze okazał się najlepszy. Dzień później również stanął na najwyższym stopniu podium i to w towarzystwie - razem z nim bowiem z 17. triumfu cieszył się Noriaki Kasai.

- Znalezienie się na najwyższym stopniu podium z Noriakim to coś niezwykłego, zwłaszcza że obecnie bardzo trudno być ex aequo ze wszystkimi punktami za wiatr oraz długość najazdu. Wiedziałem, że ta końcówka drugiej serii sobotniego konkursu będzie bardzo zacięta. Już Michael Hayboeck musiał skoczyć co najmniej na 135. metr, aby objąć prowadzenie. Potem widziałem, że "Nori" leciał bardzo stabilnie, spokojnie, dobrze wykorzystał powietrze pod nartami. Sądziłem, że będę drugi, zwłaszcza że zobaczyłem po jego skoku pozycję nr 1. Spojrzałem jednak na liczbę punktów i stwierdziłem, że otrzymał ich tyle samo co ja. Musiałem jednak to sprawdzić kilka razy, zanim uwierzyłem - przyznał ucieszony Szwajcar w rozmowie z TVP Sport. Jak się później okazało - była to jego ostatnia wygrana jak dotąd.

Poza trzema triumfami Szwajcar raz ukończył rywalizację na drugim miejscu, a dwukrotnie był trzeci. W zbliżających się zawodach zapewne nie odegra znaczącej roli. Jest to jednak szczęśliwe miejsce dla doświadczonego skoczka, więc pojawienie się 19. sezon z rzędu na fińskiej skoczni przywoła mistrzowi świata z Sapporo pozytywne wspomnienia.

Czytaj także: Mamy nowe informacje o Klemensie Murańce

ZOBACZ WIDEO: Kto zostanie nowym prezesem PZN? "Kandydatem środowiska narciarskiego jest Adam Małysz"


Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×