Nowy środkowy Stoczni Szczecin buduje i remontuje... niekoniecznie okręty

Bywa, że oprócz gry w siatkówkę Maksim Żygałow pisze wiersze, Bruno Romanutti jest DJ-em, Marcin Waliński projektuje ubrania, a Simon Van De Voorde, nowy gracz Stoczni Szczecin, po grze w Iranie wrócił do Belgii i został pracownikiem budowlanym.

Filip Korfanty
Filip Korfanty
Radostin Stojczew i Simon Van De Voorde Materiały prasowe / CEV / Na zdjęciu: Radostin Stojczew i Simon Van De Voorde
Simon Van De Voorde ma za sobą grę m.in. w Noliko Maaseik, Jastrzębskim Węglu czy Diatec Trentino. Z belgijskim klubem m.in. zajął trzecie miejsce w Pucharze CEV, będąc najlepszym blokującym turnieju. Z Jastrzębskim Węglem zdobył brązowy medal mistrzostw Polski i brązowy medal Ligi Mistrzów, a w barwach Trentino został wicemistrzem Włoch i dołożył kolejny krążek LM, tym razem srebrny. Ostatni sezon nie był dla niego, jak i całego jego zespołu udany, Belg podpisał kontrakt z jednym z najbardziej utytułowanych irańskich klubów, Paykanem Teheran. Sezon w kraju o specyficznej dla Europejczyka kulturze wzbudził u niego mieszane uczucia.

- Istniało przekonanie, że możemy zdobyć mistrzostwo, ale kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu przegraliśmy mecz u siebie, zwolniony został trener. Zespół z pewnością posiadał umiejętności, aby zdobyć tytuł, ale brakowało odpowiedniej mentalności. Czasami zabrakło chłodnej głowy, przyglądałem się kłótniom z sędziami lub innymi zawodnikami. Nie rozumiałem o co chodzi, ale wystarczająco dużo mogłem odczytać z mowy ciała. Ponadto, drużyna, która została mistrzem, miała budżet trzykrotnie wyższy od pozostałych - powiedział siatkarz, mając na myśli zespół Sarmayeh Bank, w którym grał jego nowy klubowy kolega, Łukasz Żygadło. Oprócz zmiany trenera, zarząd klubu po czterech meczach zdecydował się rozwiązać kontrakt z Libermanem Agamezem. W jego miejsce zakontraktowano Holendra Kaya van Dijka.

- To nie był łatwy sezon. Różnice kulturowe okazały się większe niż myślałem. Ale jestem bogatszy o wiele doświadczeń. Najbardziej uderzające było to, że nie było koleżeństwa miedzy członkami drużyny. Przychodzili trenować, trenowali, i wychodzili, bez zainteresowania innymi. Po treningu czasem wychodzisz i jesz coś razem z kolegami z drużyny. W Teheranie to się nigdy nie zdarzyło. Nigdy nie robiliśmy nic wspólnie. Bardzo dziwne. Tylko dwaj gracze mówili trochę po angielsku i mogli przekazać o czym mówi trener. Ucieszyłem się, że dołączył do mnie Kay Van Dijk, mogłem z kimś porozmawiać w moim ojczystym języku - powiedział zawodnik, dla którego nie był to jedyny problem. - Chcą grać w siatkówkę, ale nie chcą trenować. W grudniu poszedłem porozmawiać z trenerem, że dalej tak nie może być. Powiedziałem mu, że musi wymagać więcej treningu. Odpowiedział stanowczo, że to nie moja sprawa - wspomniał nowy środkowy szczecinian.

Terminarz rozgrywek często ulegał zmianie. - Czasem można zwariować. Nagle ktoś mówi: "O, jutro mamy mecz", albo "O, godzina meczu się zmieniła". Cztery zespoły z Teheranu grały swoje mecze w tej samej hali. Graliśmy również w halach bez bieżącej wody - wspominał zawodnik.

ZOBACZ WIDEO Plaża Open: podsumowanie zmagań w Dąbrowie Górniczej
Paykan przegrał półfinałową rywalizację w play-off z zespołem Łukasza Żygadło. Po sezonie odeszła z klubu również jedna z największych gwiazd światowej siatkówki, Saeid Marouf, który podpisał kontrakt z beniaminkiem włoskiej Superligi Emma Villas Siena.

Siatkarz miał także okazję poznać pozasiatkarską stronę stolicy Iranu. - Nie miałem czasu zwiedzić kraju, mając jeden dzień wolny w tygodniu. Widziałem tylko trochę Teheranu. Zauważyłem ogromne zróżnicowanie. Najbogatsi są ogromnie bogaci. Nawet bogatsi od najbogatszych Belgów, opływają pieniędzmi. Z drugiej strony, ludzie mieszkają na ulicy. Ja nie mogłem narzekać, mieszkałem w dużym i czystym mieszkaniu w jednej z dobrych dzielnic. Standard życia ulega pogorszeniu, ogromnie spadła wartość waluty, ja na szczęście miałem uzgodniony kontrakt w euro, ludzie mówili, że teraz kosztuję ich prawie dwa razy więcej niż w momencie podpisania kontraktu. Kiedy tam byłem, miały miejsce demonstracje przeciwko reżimowi, z powodu podwyżek cen. Natychmiast ocenzurowano internet. Pytałem kolegów z drużyny i oni wyjaśnili mi co się dzieje - opowiedział zawodnik.

W Iranie przez tydzień przebywała z nim jego żona. - Nie wpuszczono jej do hali. Wyjątkowo, jako kobieta, miała możliwość podróżowania z drużyną, ale nie wolno jej było siedzieć przy stole z zawodnikami. Gdybyśmy nie byli małżeństwem, nie pozwolono by jej nawet mieszkać w moim mieszkaniu - wyjaśnił środkowy, który ze względu na rozłąkę z rodziną i utrudnioną z nią komunikację postanowił po sezonie przez jakiś czas zamieszkać w Belgii.

- Istnieje możliwość komunikowania się jedynie za pośrednictwem mobilnego internetu. Ale nie ma Skype'a ani nic podobnego. Myślę, że to było najgorsze, przez ten czas mój syn wiele się uczył i nie mogłem tego doświadczać. Po raz pierwszy wróciłem do Belgii. Chcę być z żoną i synem każdego dnia, dlatego też zrezygnowałem z części sezonu reprezentacyjnego. Rozmawiałem telefonicznie z nowym slekcjonerem, Andreą Anastasim, mam nadzieję, że spotkamy się i będę mógł zagrać w mistrzostwach świata - powiedział ponad 300-krotny reprezentant kraju, któremu ponowne zamieszkanie w Belgii przyniosło nieoczekiwane zajęcie.

- Remontowaliśmy nasz dom. Prace albo mogły zostać wstrzymane do czasu aż wykonawca będzie mógł znów pracować albo mogłem pomóc. Zasugerowałem, że chociaż nie znam się na tym, to chcę pomóc. Zacząłem od drobnych rzeczy, spodobało mi się i dużo się nauczyłem, zapytałem czy nie potrzebują pomocy przy innych budowach - tak Van De Voorde opisał kulisy rozpoczęcia nietypowej dla siatkarza działalności. - Niektóre rzeczy, jak tynkowanie lub murowanie, wymagają większej wprawy i doświadczenia. Ale wyburzanie ścian i okien, instalacja rur, piłowanie parkietu czy układanie podłóg, to żaden problem - wyjaśnił, mając przy tym długofalowy cel. - Kiedyś chcemy mieć piękną rezydencję w Leuven. Chcąc za wszystko zapłacić, za wykończenie i uporządkowanie, to strata miliona euro. Niestety, nie stać mnie na to, będę musiał włożyć własny wysiłek. Teraz się uczę, wstaję o szóstej i wracam około piątej po południu. Szacunek dla pracowników budowlanych, to ciężka praca - podkreślił.

Wydaje się, że w Stoczni Szczecin pomiędzy Van De Voorde, a udanym sezonem stoi ściana łatwiejsza do zburzenia, aniżeli w stolicy Iranu. 28-latek wraca do kraju, w którym już miał okazję występować. W sezonie 2013/2014 bronił barw Jastrzębskiego Węgla, a w swoim nowym klubie spotka starych znajomych. W sezonie 2015/2016 jego trenerem w Trentino był Radostin Stojczew, obaj panowie stanęli na drugim stopniu podium Final Four Ligi Mistrzów rozegranym w Krakowie. W tym samym sezonie do Trentino na fazę play-off dołączył Matej Kazijski, ale rywalizację zakończyli na półfinałach, przegrywając z Modeną. Zarówno ze Stojczewem jak i Kazijskim miał okazję spotkać się będąc jeszcze siatkarzem Jastrzębskiego Węgla. Sytuacja miała miejsce podczas Final Four Ligi Mistrzów w Ankarze w roku 2014. Jastrzębski Węgiel w półfinałowej rywalizacji przegrał 0:3 z Halkbankiem Ankara, reprezentowanym m.in. przez Stojczewa i Kazijskiego. Dzień później, jastrzębianie z nowym środkowym Stoczni na boisku ograli 3:1 Zenit Kazań i zawiesili na szyjach brązowe medale. Sądząc po mocarstwowych planach i dotychczasowych wzmocnieniach zespołu, wizja zdobycia kolejnych medali nie jest wcale odrealniona.

Czy Simon Van De Voorde to dobry transfer Stoczni Szczecin?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×