Amerykański Sen odc. 2: Tomasz Wasilkowski, pilny uczeń mistrzów
Polscy trenerzy siatkarscy są leniwi i nie chcą się uczyć? Bohaterowie naszego cyklu udowadniają, że to nieprawda. Przedstawiamy jednego z prekursorów wyjazdów do USA po naukę od najlepszych szkoleniowców.
W przypadku kolejnego bohatera naszego cyklu mogłyby zaistnieć spore problemy z wymienieniem, czym jeszcze nie zajmował się w swojej karierze. Mowa o byłym wykładowcy na katowickim AWF-ie, który w ciągu siedmiu lat pracy trenerskiej zdążył poprowadzić dwa kluby w męskiej pierwszej lidze, uczyć w Lievin podstaw siatkówki francuskie pięcio- i sześciolatki, pełnić funkcję asystenta w czołowych
zespołów Orlen Ligi i przepracować dwa lata w obu krajowych SMS-ach. Tomasz Wasilkowski, bo o nim mowa, obecnie przygotowuje do sezonu kadrę MKS-u Będzin, ale jego ambicje sięgają znacznie dalej. Niewielu trenerów odważyłoby się przyznać, że dążą do objęcia w przyszłości reprezentacji Polski, natomiast pewny siebie 32-letni sosnowiczanin nie boi się wyznaczania wysokich celów. Zdaje
sobie przy tym sprawę, że do ich realizacji potrzeba nieustannego podnoszenia kwalifikacji, stąd pomysł na obserwowanie przy pracy Andrei Anastasiego i Daniela Castellaniego, a także na staże trenerskie w USA.
Jak wyglądał typowy dzień w Oklahomie? - Między 18 a 23 grudnia zajęcia i seminaria trenerskie trwały właściwie od 7 rano do 21 wieczorem. Od przygotowania fizycznego, mentalnego, technicznego, taktycznego. Poruszono niemal wszystkie tematy, jakie mogą zahaczać o tematykę siatkarską. Dzieliliśmy się, kto pójdzie na daną salę, by zbierać jak najwięcej informacji z jak największej ilości wykładów, a potem wymienialiśmy się spostrzeżeniami – mówił trener będzinian, który bardzo dobrze wspominał spotkania z największymi autorytetami amerykańskiego volleya: - McCutcheon bardzo chętnie dzieli się swoją wiedzą i doskonale się go słucha. Byliśmy na kilku obiadach, kilku wyjściach razem i nawet w luźnych rozmowach można było przemycić dla siebie ciekawe spostrzeżenia. Co do samej konferencji w Oklahomie, każdego z prelegentów warto było wysłuchać: byli tam reprezentanci wielu szkół i podejść, często zupełnie różnych i dzięki takim zderzeniom opinii można było wysnuć ciekawe wnioski. Do tego możliwość wymiany opinii z Johnem Sperawem, Jamiem Morrisonem i Tomem Blackiem, asystentami w amerykańskiej reprezentacji kobiecej. Niesamowita sprawa - mówił Wasilkowski, z uśmiechem odtwarzając w pamięci cały wyjazd. Przyznał on przy tym, że konferencje, na których zdobywa się ogromną ilość teorii, są cenne, jednak najciekawszym doświadczeniem jest zawsze obserwacja pracy innego szkoleniowca podczas jednego klub kilku mikrocykli. Wtedy można dostrzec nie tylko różnice w ćwiczeniach lub nakładanych obciążeniach, ale całą filozofię, jaka przyświeca pracy drużyny.
Zagraniczny wyjazd był okazją nie tylko do zawierania znajomości z zagranicznymi kolegami po fachu. - Byłem wcześniej, w sierpniu, w Minneapolis u McCutcheona. Skorzystałem na tym wyjeździe podwójnie, nie tylko miałem okazję zobaczyć mistrza olimpijskiego i fantastycznego trenera, ale także porozmawiać z jednym z najlepszych polskich szkoleniowców, Andrzejem Kowalem. Mieszkaliśmy w tym samym budynku, byliśmy właściwie sąsiadami i spędziliśmy sporo czasu na rozmowach o siatkówce. Andrzej sporo mi wtedy pomógł, jeśli chodzi o rozwój trenerski. Nagrywałem wszystkie treningi i rozmowy, między innymi z Hugh, i podczas nich pytałem Andrzeja o wcześniejsze doświadczenia z pobytu w Stanach, gdzie był, co widział. Często zauważaliśmy wspólnie nowe elementy, jakie pojawiały się podczas zajęć. Można powiedzieć, że wymiana poglądów była szeroka: co uważamy za słuszne, co nie, jak widzisz to ty, jak widzę ja. Zgodnie uznaliśmy, że takie wyjazdy bardzo rozwijają. Cóż, wyjazdowe doświadczenie u Andrzeja przynosi efekty, w końcu Resovia to jeden z najlepszych klubów w Polsce. Chciałbym dążyć taką ścieżką, mam nadzieję, że będzie mi to dane - przyznał trener MKS-u Będzin, który już niedługo będzie miał okazję zmierzyć się z Andrzejem Kowalem w rozgrywkach PlusLigi.Polscy trenerzy w siatkówce nie mają ostatnio najlepszej prasy, zarzuca im się brak chęci rozwoju i dużo mniejsze umiejętności w porównaniu z zagranicznymi konkurentami do pracy. Wasilkowski nie zgadza się z takim postawieniem sprawy. Jako uczestnik wielu szkoleń trenerskich utrzymuje, że Polacy chcą się kształcić i inwestować w wiedzę. - Frekwencja jest spora, ludzie coraz chętniej przyjeżdżają i chcą się uczyć. Wymieniają poglądy, zadają pytania, wyrażają swoje wątpliwości i to wszystko idzie do przodu. Faktycznie, pamiętam, że swego czasu podczas finałów Pucharu Polski w Radomiu odbyła się taka konferencja, w której nie uczestniczyło wielu trenerów, ale w środku sezonu ciężko jest się wyrwać na takie wydarzenie. Poza tym nawet nie wiedziałem, że coś takiego się wtedy odbywa! - tłumaczył.
- Generalizacja "polscy trenerzy" jest niewłaściwa, patrzmy na każdego z osobna. Są fantastyczni ludzie, którzy chcą się rozwijać i wciąż szukają nowych ścieżek, a są też i tacy, którzy bazują na nabytym doświadczeniu i uważają, że nie ma potrzeby szukać czegoś więcej, że to, co robili do tej pory, jest wystarczające. Każdy ma prawo wybrać swoją ścieżkę, ale widzę spory problem w tym, że krytykujemy siebie nawzajem aż do przesady. Mamy przykład z Orlen Ligi, gdzie Cuccarini i Micelli podczas meczu niemal skakali sobie do gardeł, a tuż po spotkaniu jeden polecał drugiego na stanowisko trenera polskiej kadry siatkarek. Włoscy trenerzy potrafią dbać o markę całego środowiska i bronią się nawzajem, to jest różnica. Ale wracając: nie ma co patrzeć na narodowości, w każdym kraju znajdą się trenerzy, którzy chcą się rozwijać i tacy, którzy nie chcą - tak podsumowuje młody szkoleniowiec niekończącą się dyskusję o rywalizacji rodzimej i zagranicznej myśli szkoleniowej.
Na kolejny odcinek Amerykańskiego Snu zapraszamy w przyszły wtorek, 22 września!