Polska to wyjątkowe miejsce do gry w siatkówkę - rozmowa z Gavinem Schmittem, atakującym reprezentacji Kanady

Karolina Biesik
Karolina Biesik

Wielu ekspertów zarzuca waszej reprezentacji, że gra Kanady jest zbyt uzależniona od twojej osoby. Jak odnosisz się do takich komentarzy?

- Myślę, że są to całkowicie nietrafione i niewłaściwe opinie. Jeśli spojrzymy przykładowo na nasz występ w mistrzostwach świata przeciwko Bułgarii (Kanada wygrała 3:2 - przyp. red.): zarówno ja, Nicholas Hoag czy Gordon Perrin zdobyliśmy bardzo porównywalną liczbę punktów (kolejno: 22, 17, 18 punktów - przyp. red.). Nasza ekipa jest zbilansowana i się znakomicie uzupełnia. Ja wnoszę coś do zespołu, ale sam nigdy nie wniosę tyle, co cała drużyna. Ciężko pracujemy nad tym, aby podążać w jednym, konkretnym kierunku, żeby zbudować naszą własną kulturę gry. Wiemy, że jesteśmy zdolni wygrywać mecze wyłącznie jeśli zagramy jako kolektyw.

Ale tego typu opinie, że reprezentacja Kanady to tylko Gavin Schmitt chyba zwiększają presję, jaka na tobie spoczywa przed każdym spotkaniem?

- Oczywiście są momenty kiedy towarzyszy mi wzmożona presja. Ale ona nie pochodzi z otoczenia, tylko wyłącznie ode mnie samego. Staram się nakręcać pozytywnie przed każdym występem czy to w klubie, czy reprezentacji. Chcę aby każdy mecz był perfekcyjny. Jeśli popełnię na boisku błędy to po spotkaniu analizuję na spokojnie konkretne sytuacje, w których zachowałem się niewłaściwie. Jestem wobec siebie bardzo wymagający i ciągle chcę udoskonalać swoją grę. Jednak nie zapominam, że na samym końcu liczy się wyłącznie dobro całej drużyny.

Chciałabym teraz przejść do twojej kariery klubowej. Lista drużyn, w których miałeś okazje występować jest już dość pokaźna. Najdłużej, bo aż trzy sezony spędziłeś w Korei. Więc muszę zapytać w jakich aspektach liga koreańska dorównuje ligom europejskim?

- Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że jest to najbardziej profesjonalna liga w jakiej grałem. Pod wieloma względami przewyższa profesjonalizmem to z czym spotkałem się w Europie. Siatkówka w Korei cieszy się całkiem sporym zainteresowaniem. Na najważniejszych potyczkach hale są wypełnione po brzegi, czyli pojawia się około 6-7 tysięcy widzów. Ale sposób w jaki w Korei dbają o takie aspekty jak sponsorzy, treningi, opieka medyczna jest niesamowity. Zawodnicy o nic nie muszą się martwić, tylko pozostaje im robić swoje na boisku. Powiedziałbym nawet, że liga koreańska jest blisko tego jak sobie wyobrażam realia panujące w NBA. Wszystko jest idealnie zarządzane, dopracowane do najmniejszego szczegółu.
Gavin Schmitt Gavin Schmitt
To właśnie podczas pobytu w Korei zanotowałeś swój rekord - 58 punktów zdobytych w jednym meczu. Pewnie większość osób uważa, że to niesamowite, ale z drugiej strony nasuwa się pytanie: co ma wspólnego z grą kombinacyjną wystawienie około 100 piłek do jednego zawodnika?

- Pewnie nic (śmiech). Ale to jest normalne w tamtejszych klubach. W Korei preferują taki rodzaj prowadzenia gry. Wszystko skupia się na boisku wokół atakującego i to do niego dopasowana jest gra reszty zespołu. Jeśli spojrzymy na Kubańczyka, który również w lidze koreańskiej pobił mój wynik i zdobył 59 punktów, to tylko potwierdza moje słowa. Muszę przyznać, że rozgrywanie takich meczów było ciężkie dla mojego organizmu, ale po dobrze przepracowanych treningach byłem po prostu w stanie wytrzymać takie natężenie. Monitorowałem swoją kondycję i starannie dbałem o przygotowanie fizyczne. Miałem skakać sto razy, aby wygrać mecz - to skakałem bez jakiegokolwiek narzekania. Oczywiście, zdecydowanie lepszą sytuacją było gdy ataki rozkładały się na większą ilość zawodników... I szczerze przyznaję, że nie chcę już nigdy zdobywać tak wielu punktów w meczu i wykonywać tylu wyskoków (śmiech).

Wróćmy jeszcze do twojej kariery klubowej. Po przygodzie w Korei Południowej zdecydowałeś się na przenosiny do ligi rosyjskiej, uważanej za najlepszą w Europie. Jednak z powodu kłopotów finansowych Iskry Odincowo nie był to do końca udany rok.

- Na ten sezon spędzony w Rosji muszę patrzeć z dwóch perspektyw. Oczywiście od strony finansowej nie był on udany, a nawet lepiej jak nazwę go sporym zawodem. Jednak wyniosłem z pobytu w Rosji wiele pozytywnych doświadczeń. Grając już drugi sezon w Korei podjąłem decyzję, że moim kolejnym krokiem w karierze będzie jedna z wielkich lig: rosyjska albo polska. Zależało mi na tym, aby się sprawdzić na tle najlepszych drużyn Europy. Pod względem sportowym wszystko było idealnie. Czułem się w Rosji zaskakująco dobrze (śmiech). Chociaż tyle osób trochę mnie przestrzegało przed wyjazdem, to spodobało mi się tamtejsze życie. Więc pomijając wszystkie problemy z organizacją i finansami to nie żałuję decyzji o wyborze Superligi.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×