Wycinek z życia: Georg Grozer - przesądny wojownik, zbuntowany w Londynie

Jak wiele ma wspólnego z ojcem? Dlaczego w trakcie trwania igrzysk olimpijskich w 2012 roku zagroził rezygnacją z gry w kadrze? W czwartym odcinku przedstawiamy atakującego reprezentacji Niemiec.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

W ślad za ojcem

Georg Grozer przyszedł na świat w 1984 roku w Budapeszcie, ale siatkarskiego fachu na dobre nauczył się już w Niemczech. W 2002 roku trafił do drużyny Moerser SC, w której legendą był jego ojciec Georg Grozer senior. Tata 29-letniego atakującego spędził w tym zespole osiem sezonów, w czasie, gdy syn mieszkał jeszcze na Węgrzech (1988-1996). Poprowadził go do zdobycia Pucharu CEV w 1990 roku. Był to pierwszy tego kalibru sukces niemieckiej siatkówki klubowej na europejskiej arenie. Ponadto, w 1992 roku, ekipa z Moers wywalczyła mistrzostwo kraju. Grozer senior był z jednej strony doskonałym zawodnikiem, z drugiej zaś niezmiernie trudną osobą we współpracy.

Pewnego razu Stelian Moculescu nazwał go "naturalnym fenomenem", ponieważ jego znakami firmowymi były potężne zbicia oraz wnoszenie na parkiet niespotykanej żywiołowości. Przy tym wszystkim potrafił jednak rugać kolegów za posyłanie zagrywek w niewłaściwe strefy, bądź samemu wyłączać się z gry, z powodu zdenerwowania na widok ich poczynań. Podczas występów w reprezentacji Niemiec zdarzyło mu się nawet uderzyć, znanego z pracy w Polsce, trenera Igor Prielożnego, kiedy doszło między nimi do wymiany zdań na temat obuwia zastępczego.
W 2006 roku, wówczas 41-letni senior, podjął się pierwszej pracy trenerskiej, nigdzie indziej jak tylko w Moerser SC. Pod jego skrzydłami znalazł się wtedy między innymi jego syn, który w czasie treningów mógł zapomnieć o rodzinnych więzach. - On wie, że musi dawać z siebie więcej niż inni, więc nie ma tu miejsca na podejrzenia o faworyzowanie - wyjaśniał ojciec. Pracowali razem przez dwa lata. Następnym krokiem w karierze Grozera juniora były przenosiny do niemieckiego potentata VfB Friedrichshafen.

Obaj mają ze sobą wiele wspólnego. Jeden i drugi są potężnie zbudowani, wyróżniają się (senior - wyróżniał) niesamowitym zasięgiem oraz mocą uderzenia. Łączy ich także sposób zachowania na parkiecie, choć syn jest nieco mniej porywczy niż ojciec, łatwiejszy do okiełznania przez szkoleniowców. - Zawsze byłem z ojca dumny. Nauczył mnie, bym wyciągał wnioski z popełnionych przed niego błędów - opowiadał Grozer.

Jak zostać królem

Bardzo solidna postawa w czasie dwóch lat spędzonych we Friedrichshafen, przypieczętowana dwoma tytułami mistrza Niemiec, zapoczątkowała boom na zatrudnienie bombardiera w czołowych ligach Europy. W 2010 roku biły się już o niego kluby rosyjskiej Superligi, ale ostatecznie wszystkich pogodziła Asseco Resovia Rzeszów. Ten ruch transferowy zapisał się złotymi zgłoskami w historii drużyny z Podkarpacia i już nigdy nie zostanie z niej wymazany. Droga Grozera do osiągnięcia tytułu "pana i władcy Rzeszowa" była jednak dość wyboista.

Najtrudniejszych chwil na polskiej ziemi doświadczył pod koniec swojego pierwszego sezonu, w 2011 roku. Odczuwając ból w barku, został wówczas skierowany na serię badań kontrolnych, w celu znalezienia źródła problemu. Postawiona diagnoza okazała się znacznie bardziej pesymistyczna niż początkowo przypuszczano. U zawodnika wykryto bowiem problemy z krążeniem, co odbijało się także na dolegliwościach mięśniowych. Była to podobna przypadłość, z jaką zmagali się choćby Andrija Gerić i Michał Bąkiewicz. Efekt? Przymusowy rozbrat z siatkówką i absencja w arcyważnych, półfinałowych spotkaniach przeciwko ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Rzeszowianie przegrali tą rywalizację 1:3, a cały sezon zakończyli ostatecznie na 3. pozycji.

Sezon 2011/2012 był dla reprezentanta Niemiec dużo bardziej udany. I tak, jak wcześniej nie mógł pomóc Resovii w kluczowym momencie, tak tym razem w końcówce rozgrywek pokazał wszystko, co miał w swoim arsenale najlepsze. W serii finałowej rozbił w proch i pył PGE Skrę Bełchatów. Jego punktową zagrywkę z, rekordową w PlusLidze, prędkością 128 km/h, pamięta zapewne każdy sympatyk siatkówki. Podobnie, jak spektakularny "one man show" w czwartym pojedynku o złoty medal, w którym na dystansie trzech setów zdobył aż 30 punktów, przy 70-procentowej skuteczności w ataku (23/30). A wszystko to ze świadomością, że po raz ostatni nosi na sobie koszulkę "Pasów". Wywalczył z nimi mistrzostwo oraz zdobył srebrny medal w Pucharze CEV.
"Dżordż" miał wiele okazji do manifestowania swojej radości podczas pobytu w Rzeszowie
- Związałem się jednorocznym kontraktem z zespołem rosyjskiej ligi Biełogorie Biełgorod - poinformował sam zainteresowany tuż przed swoim ostatnim bojem w polskiej lidze. Bezapelacyjnie zwyciężył w plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego siatkarza sezonu, zdobywając 20 głosów na 20 możliwych.

- Każdy zespół z Rosji szuka kogoś takiego jak Grozer. Tacy jak on są kwintesencją siatkówki. Wielkie umiejętności, charakter wojownika, to jest coś co się ceni najbardziej - komentował dla SportoweFakty.pl przyszły gracz rzeszowian, Peter Veres, wówczas reprezentujący barwy Dynama Moskwa.

Zgrzyty w Londynie

Zanim bombardier stawił czoła stojącym przed nim w Rosji wyzwaniom, czekał go występ na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie. Była to pierwsza tego typu impreza w jego karierze, ponieważ cztery lata wcześniej przegrał rywalizację o wyjazd do Pekinu z Jochenem Schoepsem i Christianem Pampelem. Na grę w reprezentacji Niemiec zdecydował się w 2007 roku. - W Niemczech pracuję i mieszkam. Czuję się tu jak w domu. Co więcej, warunki dla reprezentacji narodowej są tu lepsze niż na Węgrzech - uzasadniał swój wybór.

W stolicy Wielkiej Brytanii, Grozer dał przedstawienie najwyższych lotów w meczu fazy grupowej z Serbią. Pierwsze dwa starcia w turnieju, z Rosją i USA, jego zespół przegrał po 0:3. W starciu z Plavich wszystko zmierzało w podobnym kierunku, było już bowiem 0:2. Trzy kolejne partie padły jednak łupem Niemców, a sukces po dramatycznym tie-breaku (20:18) dał im, jak się później okazało, awans do 1/4 finału. Grozer w całym pojedynku zapisał na swoim koncie aż 39 "oczek" (29/57 w ataku - 51 proc., 7 bloków, 3 asy). Do niespodziewanej sytuacji doszło jednak tuż po kolejnym meczu niemieckiej drużyny, wygranym 3:0 nad Tunezją. Standardowe, wydawałoby się, spotkanie atakującego z dziennikarzami przybrało wówczas zupełnie nieoczekiwany przebieg.

Czy Georg Grozer jest obecnie najlepszym atakującym na świecie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×