Przepraszamy za opóźnienie - sezon 2013/2014 w wykonaniu PGE Skry Bełchatów
Po kompletnie nieudanym i zakończonym na 5. miejscu sezonie, najbardziej utytułowany polski zespół ostatniej dekady odrodził się niczym feniks z popiołów.
PGE Skra powróciła na tron, a po finałach zawodnicy i sztab na ulicach miasta zaprezentowali się w koszulkach z zegarem, wskazującym na godzinę ósmą (symbolicznie - ósmy tytuł zdobyty przez drużynę) i podpis "Przepraszamy za opóźnienie".
Przed sezonem
Wiosną 2013 roku PGE Skra Bełchatów stanęła nad krawędzią. Klub, który przez lata dominował w lidze, zamiast zrewanżować się Asseco Resovii Rzeszów za przegrany finał ligowy rok wcześniej, walkę o ligowe medale zakończył w ćwierćfinale (przegrywając właśnie z ekipą z Podkarpacia). Fatalny sezon, który pokazał, że bełchatowianom uciekła już nie tylko Europa (przykra porażka z Arkasem Izmir), ale również krajowa konkurencja (zakończenie rozgrywek PlusLigi za plecami czterech rywali!), musiał doprowadzić do zmian.
Pierwszą, najoczywistszą ofiarą porażek okazał się trener Jacek Nawrocki. Zarzutów bo jego adresem było sporo. Od przestawienia Mariusza Wlazłego na pozycję przyjmującego począwszy, przez fatalne ruchy transferowe (pamięta ktoś jeszcze Dejana Vincicia?) czy pomijanie w wyjściowym składzie dobrze dysponowanego Wytze Kooistry, na kiepskiej kondycji fizycznej często uskarżających się na urazy zawodników. Nawet sprzyjający trenerowi prezes Konrad Piechocki zdawał sobie sprawę, że tego eksperymentu kontynuować nie można.
Cięcie było szybkie, dzięki czemu udało się w porę zacząć pracę nad zupełnie nowym zespołem. Opiekunem zespołu został znakomity rozgrywający Miguel Falasca, który ledwo skończył w Rosji swój ostatni sezon kariery zawodniczej. Komentatorzy mieli w związku z tą nominacją wiele wątpliwości, ale Argentyńczyk z hiszpańskim paszportem przez całą karierę umiejętnie dowodził spod siatki kolejnymi zespołami, a w Bełchatowie spędził jako siatkarz 4 lata. Z jego osobą wiązało się zresztą pierwsze poważne wzmocnienie zespołu w postaci ściągnięcia z powrotem po dwuletniej banicji w Bydgoszczy Stephane'a Antigi - prywatnie przyjaciela Falaski.
Abstrahując od debiutującego trenera, to właśnie w kontekście składu personalnego Skry było najwięcej niewiadomych, zwłaszcza że wiadomym było, iż do dalszej współpracy nakłonić nie uda się Aleksandara Atanasijevicia i Michała Winiarskiego. Najpierw do pozostania w klubie nakłonić trzeba było zniechęconego do gry (zwłaszcza na pozycji przyjmującego) przez poprzedniego trenera Wlazłego. Następnie przyszła pora na szukanie wzmocnień. Do Bełchatowa, oprócz Antigi trafili więc: utalentowany środkowy Andrzej Wrona, wynaleziony w mało siatkarskiej Austrii na potrzeby szerokiej kadry narodowej przez Andreę Anastasiego Wojciech Włodarczyk, solidny francuski przyjmujący Samuel Tuia oraz młody rozgrywający reprezentacji Serbii Aleksa Brdjović.Wzloty i upadki
PGE Skra Bełchatów nieźle zaczęła sezon, obejmując po 3. kolejce pozycję lidera i pozostając jedyną niepokonaną drużyną w lidze. Tego miana pozbawiła ich porażka z beniaminkiem w Radomiu, choć w tamtym momencie można było ją ewentualnie usprawiedliwiać, z perspektywy czasu to jedna z dwóch większych wpadek w sezonie ligowym. Podopieczni Falaski przegrywali jeszcze w Kędzierzynie-Koźlu oraz Jastrzębiu, ale w obu wypadkach po walce (szczególnie w tym drugim meczu). Upadkiem był jednak mecz na Podpromiu, z Aleksą Brdjoviciem w wyjściowej szóstce, bo Nicolas Uriarte jeszcze nie doszedł do siebie po zabiegu kolana. Asseco Resovia przerwała wtedy passę 33 wygranych setów PGE Skry i pokazała, że jest głównym faworytem do zwycięstwa w lidze.
Bełchatowianie przegrali jeszcze jedno spotkanie, ale ciężko je zakwalifikować do upadków lub do wpadek. Był to ostatni mecz sezonu zasadniczego, PGE Skra nie mogła już awansować, nikt nie mógł jej wyprzedzić. Chory był Wlazły, na ból narzekał Wrona, a kilku podstawowym zawodnikom Falasca po prostu pozwolił odpocząć po trudach spotkania w Pucharze CEV. Na boisko w starciu z Effectorem Kielce oddelegował m.in. Jędrzeja Maćkowiaka i Łukasza Pietrzaka. Pomimo mocno okrojonego składu, bełchatowianie byli o krok od zwycięstwa, ostatecznie polegli w tie-breaku. - My chcieliśmy zagrać dobre spotkanie, a także udowodnić, jako zawodnicy, którzy nie wychodzą w szóstce, że potrafimy też grać na wysokim poziomie. Udawało się to przez dłuższy czas i nie było tu żadnej matematyki - zapewnił Włodarczyk.
Jeśli nazwać przegrane w Pucharze CEV i Pucharze Polski upadkami, to PGE Skra odrodziła się po nich jak feniks z popiołów. Bełchatowianie w play-offach nie przegrali ani jednego meczu, wyciągając wnioski ze wszystkich poniesionych wcześniej porażek. Wyjątkowo zabrakło w tym sezonie walki w finale, a powiedzenie "co cię nie zabije, to cię wzmocni" nabrało rzeczywistego wymiaru.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!