Wygrała wiara i szczęście - komentarze po meczu Indykpol AZS Olsztyn - AZS Politechnika Warszawska

Po horrorze w Olsztynie trenerzy długo dzielili się emocjami z dziennikarzami. - Do d... z takim challengem - denerwował się Bednaruk. - Determinacja i szczęście były nasze - ocenił Stelmach.

Edyta Gwóźdź
Edyta Gwóźdź
Maciej Pawliński (kapitan AZS Politechniki Warszawskiej): Gratuluję drużynie z Olsztyna wygranej i piątego miejsca. Ten mecz był idealnym podsumowaniem naszej rywalizacji. Walka do końca, zmiany prowadzenia i wiele emocji. Więcej nic nie powiem. Zapewne trener to zrobi, szczególnie na temat tej jednej piłki, której challenge "nie zobaczył", Jedni widzieli boisko, inni aut, ale jeśli jest tyle emocji, każdy widzi to co chce. Szkoda więc, że ten challenge nie zadziałał.
Maciej Dobrowolski (kapitan Indykpolu AZS Olsztyn): Maciek powiedział już wszystko o naszej rywalizacji. Przez moment byliśmy już na szóstym miejscu. 14:10 - nawet na boisku niewiele osób wierzyło. Ale z każdym kolejnym punktem wychodziliśmy z opresji. Później jak już się nakręciliśmy, udało się zakończyć zwycięstwem. Bardzo chciałbym podziękować klubowi za całoroczną opiekę. Trenerom na Krzysztofem Stelmachem na czele, chłopakom, każdemu z osobna, którzy zostawili tutaj dużo serca. A także kibicom, którzy nas wspierali, a dla których gramy. Zamykamy sezon, jesteśmy szczęśliwi z piątego miejsca i do zobaczenia we wrześniu. Jakub Bednaruk (trener AZS Politechniki Warszawskiej): Skoro nie potrafiliśmy wygrać tie-breaka przy stanie 14:10, znaczy, że nam się nie należało. Trzeba przyjąć to z godnością, honorem i wypiętą klatą. Ja to przyjmuję, gratuluję zespołowi z Olsztyna. To jest taka mała granica, który zespół jest lepszy. Jak to można określić po takiej rywalizacji? Cztery tie-breaki, takie końcówki, 14:10... Przegraliśmy, jesteśmy na szóstym miejscu i jesteśmy bardzo smutni. Ale ja sobie nie wyobrażam, że ja nie mogę sprawdzić piłki meczowej, bo ktoś zasłonił kamerę challenge. To niech sobie w d... wsadzą taki challenge! Ja widziałem boisko, Krzysztof Stelmach widział aut, wszystko jedno. Chodzi o to, żeby można było zweryfikować. To była piłka meczowa! W tym momencie ja bym tu nie siedział i się nie wkurzał, tylko odwrotnie, Krzysztof by się wkurzał. A ja bym siedział, powiedzmy, na szóstym miejscu. Nie mogłem sprawdzić akcji przy 14:13. Moim zdaniem piłka była w boisku. Nie wiem czy była, nie mogłem sprawdzić, bo ktoś zasłonił. Ale i tak przyjmuję tę porażkę.Gratulacje dla AZS-u. My mieliśmy wszystko w swoich rękach w Warszawie, tak sądzę. Trzeba było tam to zakończyć. Nie udało nam się. W tym ostatnim meczu np. czwartego seta powinniśmy skończyć wynikiem, powiedzmy, 25:12. Przecież prowadziliśmy bodaj 16:6. A myśmy wprowadzili zespół z Olsztyna do gry. I już było nerwowo, bo było 22:20. Zamiast pokazać moc, zaczęliśmy się z nimi bez sensu siłować. Ale i tak, jeśli masz wynik 14:10... Dlaczego trafiliśmy akurat na Buszka na zagrywce? (śmiech) To jest po prostu czyjeś szczęście, bo umiejętnościami i poziomem zespoły są na równi. W tym meczu zabrakło nam trochę wyrachowania. Zabrakło może challenge'u, może troszkę zimnej głowy, na pewno trochę szczęścia. Jestem wkurzony, ale uważam, że to była bardzo fajna rywalizacja o piąte miejsce. Nasza walka i rywalizacja kędzierzyńsko-rzeszowska w półfinale to dwa starcia, którymi PlusLiga może się chwalić i pokazywać. Była też wspaniała atmosfera na tym meczu. Gratulacje dla kibiców w Uranii, bo nie ma porównania do spotkań przed Świętami Wielkanocnymi. Krzysztof Stelmach (trener Indykpolu AZS Olsztyn): Zgodzę się z Jakubem Bednarukiem, że grały tu dwie równorzędne drużyny. Od samego początku była dramaturgia we wszystkich meczach. Ja też mogę powiedzieć,że mieliśmy wcześniej możliwości zakończenia rywalizacji. Ale sprawdziło się, że będziemy walczyć w pięciu meczach i tylko raz było bez tie-breaka. Takie końcówki, jak od 14:10, rzadko się gra. Ale byliśmy zdeterminowani. Nie wiem, czy ta wiara była 100-procentowa, bo jeśli się przegrywa 10:14 to w głowie jest czerwone światełko. Ale wszystko co wykonywaliśmy, jak zagrywki Rafała Buszka, których zagrał pięć pod rząd, byliśmy zdeterminowani. W ataku nie wstrzymywaliśmy ręki i to nam odpłaciło.

Rozmawiałem z zawodnikami przed meczem, że nawet jeśli będziemy przegrywali dziesięcioma punktami, czy wygrywali dziesięcioma, cały czas musimy być "w focusie" i w tym meczu. Nie czekać na przeciwnika, aż on przegra mecz. Oprócz elementów, które wymieniłem, to jest jednak siatkarskie szczęście, nie oszukujmy się. Wygrać tie-break, przegrywając 10:14. W sporcie potrzebne jest i szczęście, a my je tym razem mieliśmy. Nie dziwię się, że trener Bednaruk się zdenerwował, że nie można było sprawdzić akcji. On widział boisko, ja widziałem aut. Trudno, już nie ma sensu dzielić kto co widział, bo musielibyśmy zebrać całą halę i procenty obliczać.

Pozwolę sobie na jeszcze jedno. Chcę pogratulować moim chłopakom. Każdy sezon jest ciężki. Oni od samego początku wierzyli, że założone cele osiągniemy. Możliwe, że nawet nie sądziliśmy, że zajdziemy tak wysoko. Ale jak już weszliśmy do play-offów to rozpędzona drużyna zawsze chce więcej, więcej, więcej. W niektórych momentach graliśmy nerwowo, została wytworzona większa presja. Jednak ostatecznie odnieśliśmy w tym sezonie sukces. Dziękuję swojej drużynie. Trudno wyrazić, jaka to była przyjemność przychodzić na treningi, pracować z tymi ludźmi, patrzeć na ich zaangażowanie. Trudno mi to opisać słowami. Tym bardziej żal, że nie utrzymamy tej drużyny. Bo nie utrzymamy. Niestety. Jednak trzeba patrzeć do przodu i życzyć sobie, żeby za rok był znowu udany sezon dla Indykpolu AZS Olsztyn.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×