Szopka noworoczna: Misterium Siatkówki Polskiej 2013, cz. 1
(Ubożuchna stajenka gdzieś w Polszcze położona. Na sianku, wśród bydlątek, drzemią chrapliwie pastuszkowie ubodzy, odziani jeno w kożuchy, koszule, kierpce, czapy baranie i jakieś gacie, a ich imiona (pastuszków, nie gaci): Pawełek, Zbyszko, Krzyśko, Marcinek, Misiek i Głupek, ten ostatni jakby mniej rozgarnięty od reszty. I drzemaliby smacznie do rana, ale Zbyszko podrywa się nagle z krzykiem i przestrachem, budząc całą gromadę braci a kamratów)
Krzyśko: Zbyszko, czy ty aby się nie okocił?! Gdzież mi tu z wrzaskami godnymi pastuszka z Bułgarii!
Zbyszko: Braciszkowie, miałem widzenie w sennym mrzeniu!
Misiek: Toć ty zawsze szaleniec a wrzaskun łokrutny, pewnikiem czego się tam napiłeś, by czarny łeb zalać...
Pawełek (choć do żartów zwykle nieskory): Pewnie tego mleka od byka, co w sklepach sprzedają!
(w śmiech gromada, ale Zbyszko nie zważa i podaje widzenie):
Zbyszko: We śniem ujrzał pana mocnego a wysokiego, z brodą zbójecką, oczyska miał krwawe a zbrodni żądne, większego w barach i nogach od każdego z nas, no może tylko drągal Marcinek go przeważał...
(Marcinek milczy, jak to ma w zwyczaju)
Głupek: Jakiś bandita!
Zbyszko: Ej, Głupku, gębęś by zawarł! Gdzie on bandyta, jak on do mnie przemawia w języku naszem, że on z dalekiego Kawy Kraju przybył do Polski onego czasu, by udać się w piaski tureckie... Że nawygrawał on moc meczów dla Kozłów jakowychś... i nakłada na nas srogi obowiązek! Siatkarski! Narodowy!
(ożywienie wśród pastuszków i nagłe wzmożenie chęci, a czego się spodziewaliście? Że powiedzą "Eeee, bzdura" i znów pójdą spać? Autor tekstu im na to nie pozwoli, przedstawienie jest jak dobry mecz, ma TRWAĆ!)
Krzyśko: Gdzież to dla nas wyzwanie! Myślałby kto, że przerazi nas jakaś aktywność fizyczna, a i przeca pastuszkowie Volleylandu sprawnie smyrgają po halach i połoninach w pogoni za łowiecką, która piłkę udaje! A Misiek to nawet się rzucił w akcyi za nią jak... ten... wilk w... sit skucinę?
Misiek: Krzysiu, dopracuj jeszcze to porównanie, ale niezgorszy pomyślunek masz!
Pawełek: A jaki to obowiązek mamy wypełnić my, prości a średnio myjący się pasterze?
Zbyszko: Jako że rok nadchodzący zwiastuje i przyniesie NOWE, które ma zmieść z padołu łez, po którem stąpamy, wszystek klęsk, porażek i smutków ilości, co nas onegdaj spotykały w siatkówce, my, jako reprezentanci niemalże biblijni, mamy iść przez kraj długi i szeroki do wielkiej Stolicy i tam pokłonić się NOWEMU, ugościć je, podarunki jakoweś wręczyć, ucałować, w świat wypuścić i za jego zdrowie wypić!
Pawełek: To napicie się to sam żeś dodał sobie, smyku!
Zbyszko (smutno): Toż ci...
Głupek: Ale jak to tak wyruszać? Porzucać stajenkę i owieczki dla jakiegoś sennego widziadła? A bo to prawda chociaż?
Gromada zgodnie: Ech, Głupku, jakże trafnie ci na chrzcie dali! Cóż nam lepszego do roboty, jak przejść się trochę i przygód zażyć ciekawych, co je nam Autor wymyśli, a nawet jeżeli to wszystko bujda...
Zbyszko: … to chociaż mamy dobry powód, coby się poweselić w drodze!
Gromada zgodnie: Tak jest!
(Marcinek milczy, jeno w brodę się drapie i mruczy)
Misiek: Także w drogę, kamraci! Ze śpiewem na ustach!
(cała kompanija zgodnie wyrusza w podróż życia, choć nie do końca wiedzą, gdzie ta stolica właściwie leży, także zdają się na własny nos i znajomość geografii, co gwarantuje nam, że nie znajdą się szybko we właściwym miejscu. Według wzorca do celu powinna ich poprowadzić jakaś gwiazda, ale ostatnio noce są okropnie zachmurzone i mało co widać...
Tymczasem jako przerywnik muzyczny proponujemy PlusLigowe kuplety, jakimi pastuszkowie zabawiali się w drodze:)
Posłuchajcie, ludkowie, co Wam kibic opowie:
piosenka wam wiele wskaże, co wydziwiali siatkarze
w naszej to lidze!
Walka była zacięta, na trybunach dziywczęta
piszczały na widok skoków, dobrych akcji, serbskich loków,
Ej, był ruch jak w ulu!
Byliśmy bardzo radzi, że na halach spartiaci,
no chociażby ten Felipe, te muskuły i te ślipie...
A jaka i zagrywka!
ZAKSY całej finały: skuteczności - dwa na trzy,
Ural zimny, Rzeszów mocny, i jedynie Puchar Polski...
Ale dzięki, Daniel!
Zawiódł trochę Bełchatów, choć miał w składzie swym chwatów,
co kupował, to sprzedawał, punktów rywalom rozdawał,
No chociaż ten ćwierćfinał!
Mariusz w ataku lepszy na przyjęciu się męczył,
Nie przyjmował zawsze celnie, ale starał się rzetelnie...
Nie to, co niektórzy! Tfu!
Ano właśnie, Resovia, ci ze twierdzy Podpromia,
Drugi raz w ogromnej chwale, Kowal kuje im medale
I to jeszcze bez Georga!
Mieli z Jochenem Zibi gwarantować wyniki
Szło drużynie jak po grudzie, lecz się teraz cieszą ludzie:
Hajda na Europę!
Powiedzieć trzeba wiele dobrego, że Kisiele
ładny wynik wykręcili, choć na koniec brakło siły
Tylko się delektować!
Dźwignią handlu reklama, więc klub raźno sprzedawał
Ten na Śląsk, a ten Bełchatów, sukces pełen był chłopaków...
Tylko trener z babami...
Studenty z Polibudy, z niemi nie było nudy,
Chociaż biedni, to wytrwali, większym od się wyszarpali...
Robota jakiego Diabła!
Zaś ci od Matki Boskiej, studenty częstochowskie,
czasem w Rzeszowie sensacja, częściej smutek i turbacja...
I poleciał Bociek!
Dziwny jest ten Jastrzębski, od zwycięstwa do klęski,
Niby niezłe miejsce trzecie, ale pląsać po parkiecie
mieli jak Martino!
Olsztyn, Gdańsk - gdzieś tam w dole, a słabość w oczy kole
Żadne Finy i Hiszpany w lidze tej nie dały rady...
Potrzebne Panaseum!
Takie to twarde boje widzieliśmy w sezonie
Serc już mamy pokrzepienie, że w kolejnym będzie lepiej...
I będzie o czym śpiewać!