Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Cuda i dziwy w finale Orlen Ligi

Ostatnie mecze sezonu 2012/13 ekstraklasy siatkarek z pewnością przejdą do historii Orlen Ligi. Portal SportoweFakty.pl przypomina przebieg tej szalonej rywalizacji.

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk

Wielu kibiców Orlen Ligi z pewnością pamięta przebieg ostatniego starcia Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza i Atomu Trefla Sopot, które miało miejsce 14 grudnia br. Atomówki w piątym secie spotkania wygrywały 14:10 i miały dwa punkty na wyciągnięcie ręki. Część dąbrowskich kibiców, pogodzonych z porażką ukochanej drużyny, zaczęła wychodzić z hali "Centrum", ale wtedy na jej parkiecie zaczęły dziać się cuda. Dąbrowianki wygrały sześć kolejnych akcji i to one niespodziewanie triumfowały w (niemal) przegranym meczu! Jedna z siatkarek mistrzyń Polski, Klaudia Kaczorowska, tuż po zakończeniu feralnego spotkania stwierdziła krótko: - Po tamtym sezonie już chyba nic mnie nie zdziwi...

Przyjmująca nawiązała do walki obu ekip o złoto Orlen Ligi w sezonie 2012/13, zakończonej dopiero po pięciu spotkaniach pełnych zdarzeń i wypadków, o których nie śniło się zarówno filozofom, jak i najmądrzejszym siatkarskim ekspertom. Zanim przejdziemy do wspomnienia tych dramatycznych meczów, warto przypomnieć, że rywalizacja dąbrowsko-sopocka niemal od samego początku obfitowała w zaskakujące zwroty akcji, a o jej wyniku często decydował dopiero tie-break.

Trudno wyrzucić z pamięci serię meczów półfinałowych z sezonu 2011/12, w których siatkarki Waldemara Kawki potrafiły prowadzić w piątym secie 8:0, by ostatecznie przegrać całe spotkanie (to właśnie wtedy trener Kawka powiedział: - Nazwą nas chyba frajerami roku), zaś w ostatnim, piątym meczu Zagłębianki nie umiały postawić kropki nad "i" przy stanie 13:10. Ponadto dąbrowianki dwukrotnie triumfowały po zażartych bojach w finale Pucharu Polski, pokonując właśnie zespół z Sopotu. Innymi słowy, nie sposób było się nudzić.

Faworytem najważniejszych spotkań minionego sezonu Orlen Ligi były zawodniczki z Dąbrowy Górniczej, świeżo upieczone obrończynie Pucharu Polski, które pewnie pokonały w półfinale BKS Aluprof Bielsko-Biała i upatrywały swojej szansy na pierwsze w historii klubu mistrzostwo Polski. Trzon zespołu opierał się na duecie doświadczonych rozgrywających, Frauke Dirickx i Magdalenie Śliwie, oraz na MVP finałów PP Elżbiecie Skowrońskiej, dla której opisywany sezon był najlepszym w karierze. Zagłębiowska drużyna miała na każdej pozycji zawodniczki godne uznania (jak choćby Katarzynę Zaroślińską czy Charlotte Leys) i trudno się dziwić, że apetyty na ligowe złoto były spore.

Natomiast obecność broniącego mistrzostwa Atomu w finale była pewnym zaskoczeniem, ponieważ spodziewano się, że znajdzie się w nim drużyna z Muszyny, zdobywca Pucharu CEV. Sopocianki przeżywały w trakcie sezonu różne problemy, tym razem nie natury finansowej, jak w roku 2010. Po kilku kolejkach ligi pożegnano się z Jerzym Matlakiem, którego miejsce zajął dotychczasowy asystent Adam Grabowski. Nowy szkoleniowiec musiał uporać się z nie najlepszą postawą swoich podopiecznych na parkiecie, kiepską atmosferą w zespole i kontuzjami. Ostatecznie nadmorska ekipa zakończyła fazę zasadniczą na 4. miejscu, a w półfinale sensacyjnie, ale zasłużenie odprawiła Muszyniankę. Architektem sukcesu była fenomenalna Australijka Rachel Rourke, okrzyknięta niedługo potem MVP całego sezonu. Atakująca niejednokrotnie wygrywała mecze swojego zespołu niemal w pojedynkę.
Rachel Rourke - gwiazda ligi, jedna z bohaterek finału Rachel Rourke - gwiazda ligi, jedna z bohaterek finału
Mimo wszystko tuż przed decydującymi spotkaniami więcej osób stawiało na dąbrowski MKS, argumentując to bardziej wyrównanym składem tej drużyny i wygraną w finale Pucharu Polski... właśnie z Atomówkami. Pierwsze dwa mecze finału, rozegrane w dąbrowskiej hali "Centrum", zdawały potwierdzać się pierwsze prognozy i przypuszczenia. Zawodniczki z Dębowego Miasta wygrały w nich 3:0 i 3:1, dzięki czemu droga do mistrzostwa wydawała się łatwiejsza niż kiedykolwiek, i to mimo dotkliwej kontuzji Aleksandry Liniarskiej (złamana w trzech miejscach ręka) tuż przed startem wyścigu o złoto. Sopocianki nie poradziły sobie na terenie pewnego siebie rywala, a ich trener upatrywał przyczyn porażek w błędach arbitrów w korzystaniu z debiutującego w Orlen Lidze systemu wideoweryfikacji.

- Mam nadzieję, że zagramy kolejne mecze znacznie lepiej i złoto będzie nasze - mówiła po drugim spotkaniu Dorota Wilk i okazało się, że nadzieja przerodziła się w rzeczywistość. Kolejne dwie konfrontacje finału, których miejscem byłą Ergo Arena, pokazały charakter obrończyń tytułu. Trzeci mecz był już dużo bardziej wyrównany, ponadto w końcu na swoim poziomie grała Rourke, ale ostatecznie doszło do tie-breaka, w którym MKS prowadził już 14:11. Dąbrowscy kibice już otwierali szampany, a w hali szykowano dekoracje dla nowych mistrzyń... Na próżno, bo grające z nożem na gardle Atomówki obroniły pięć piłek meczowych i wygrały 18:16. - Nie wiem jak udało nam się to wygrać. To był horror, serca waliły nam niemiłosiernie. Niesamowity mecz nerwów - dla nas, dla kibiców, ale udało nam się odwrócić losy tego meczu, szczęście się do nas odwróciło i szala zwycięstwa przechyliła się na naszą stronę - mówiła roztrzęsiona, ale szczęśliwa Kaczorowska, zaś Adam Grabowski na pomeczowej konferencji powiedział, że spotkanie było godne finału.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×