W ZPRP ręka rękę myje. "Szkolenie młodzieży jest w tym najmniej ważne"
Kumoterstwo i niegospodarność. Były reprezentant Polski Marek Panas zarzuca Związkowi Piłki Ręcznej, że tak naprawdę nie zależy mu na szkoleniu nowych talentów. Jako przykład podaje działalność Szkół Mistrzostwa Sportowego.
Legenda polskiej piłki ręcznej zwraca uwagę, że tak naprawdę znaczną część środków pochłaniają wynagrodzenia kadry kierowniczej. W efekcie młodzież z SMS-ów w Gdańsku i Kielcach, występująca w przyszłym sezonie w I lidze, zacznie przygotowania dopiero 1 września (początek sezonu 23 września). Wcześniej związek... nie dysponuje takim budżetem, by latem zapewnić szkołom finansowanie.
- W Gdańsku pracują m.in. dyrektor, zastępca, ich synowie, człowiek od promocji w mediach, księgowy. Razem 8-9 osób na stanowiskach. Liczmy około 4 tys. pensji. W ciągu roku daje to około 400 tys. złotych. To mniej więcej 40 proc. wszystkich kosztów organizacyjnych. Sądzę, że ZPRP pozwala na takie praktyki w pozostałych SMS-ach. Do tego dochodzą koordynatorzy, niepracujący przecież charytatywnie. Młodzież nie ma potem pieniędzy, by w ogóle trenować latem, niemal z marszu przystąpi do rozgrywek I ligi. A mówimy tutaj o najbardziej utalentowanych zawodnikach w kraju! - wylicza Panas.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]ZOBACZ: Rosyjska gwiazda nie może doczekać się występów w Płocku
Panas twierdzi, że w obecnej rzeczywistości działalność SMS-ów mija się z celem: - Z SMS-ów w ostatnich latach wyszło dwóch zawodników europejskiej klasy - Michał Daszek i Arkadiusz Moryto. W przybliżeniu, biorąc pod uwagę środki przeznaczane na szkołę, jeden porządny zawodnik kosztuje związek ponad milion złotych!
- Dajmy zatem spokój z SMS-ami. Proponuję, by wykorzystać te pieniądze w inny sposób. Przekierujmy dotacje na kluby. Chociażby zespoły Superligi Kobiet i Mężczyzn powinny prowadzić drużyny juniorskie. Potem należałoby sklasyfikować je według określonego wcześniej systemu, na tej podstawie przeznaczać dotacje. Nałożyć obowiązki na pierwszoligowców, co najmniej jednego juniora i juniora młodszego w składzie. Podliczając wszystko - mielibyśmy około 2 tysięcy młodych graczy, z których dałoby się wyselekcjonować ciekawe nazwiska. Za te same pieniądze, przeznaczane na SMS mielibyśmy dziesięć razy tyle kandydatów do gry na dobrym poziomie!
Według byłego reprezentanta Polski, szanse na rewolucje w systemie są znikome, na co wskazują dotychczasowe działania ZPRP.
ZOBACZ: Szykuje się istotna zmiana w Superlidze
- Kluczowe pytanie jest, kto ma przeprowadzić taką reformę. Może ktoś z ministerstwa sportu wreszcie się tym zainteresuje? W końcu to ich pieniądze. Związek niestety nic z tym nie zrobi. Krąży od lat opinia, że jedna z wysoko postawionych osób w ZPRP zapowiedziała: - Zrobię wszystko, by nikt nie przebił brązowego medalu olimpijskiego z Montrealu. Trzymając swoich ludzi na stanowiskach, cały czas ma związek pod kontrolą. Nie brakuje opinii, że ZPRP powinien wrócić do swojej dawnej nazwy z czasów komitetów centralnych i wojewódzkich. Robią co chcą, unikają niewygodnych tematów. Opierają struktury na ludziach miernych, biernych, ale wiernych, powodując postępującą degrengoladę piłki ręcznej - kończy Panas.
Nie udało nam się skontaktować z ZPRP i poprosić o komentarz do zarzutów.