Adam Malcher nie obronił Polaków. Norwegowie ograli Biało-Czerwonych

Polacy w trzecim meczu turnieju Golden League przegrali z Norwegami 27:32. Świetny Adam Malcher nie obronił Biało-Czerwonych. Do kraju wracamy z trzema porażkami.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Adam Malcher PAP / Na zdjęciu: Adam Malcher
Dziwny to był mecz, jakby nasze koszulki ubrały dwie aktorskie trupy. Najpierw na boisko wybiegli amatorzy, dopiero po kwadransie selekcjoner Piotr Przybecki wysłał zawodowców. I zaczęło się granie.

Poziom: amator

Początek niedzielnego spotkania nie miał żadnego sensu.

Polacy polecieli do Danii po naukę, po zbieranie doświadczenia. I zamiast walczyć, zderzać się z wicemistrzami świata, zostali w blokach. Nie wyszli z szatni. Było 0:5 i 3:12, Espen Christensen w pewnym momencie bronił z 80-procentową (!) skutecznością.

Brakowało cierpliwości, koncentracji. Rzucaliśmy niecelnie, bez przygotowania. To było wodą na młyn rywali, który biegali i bawili się piłką ręczną. Nic to, że na trybunach siedzieli Sander Sagosen oraz Magnus Roed, bo klasą dla siebie był Espen Lie Hansen. I grający pierwszy mecz w Golden League Mateusz Kornecki nie mógł nic poradzić; wisiał w bramce jak firanka.

ZOBACZ WIDEO: Ogromny projekt Kusznierewicza. Cały świat będzie podziwiał Polaków

"Musisz puknąć z dychy!"

Przybecki był konsekwentny. Nie tasował składem dla zasady, zgrywał najmocniejszy skład. Nawet on mógł jednak dostać białej gorączki, gdy gigant Tomasz Gębala - zamiast rzucić z dystansu - wikłał się w pojedynki z rywalami.

Nic więc dziwnego, że podczas jednej z przerw na żądanie słyszeliśmy skierowanego do niego głośne: "Musisz puknąć z dychy!". Całe szczęście, że po przerwie zaczął. I także dzięki Gębali Polacy odrobili straty.

Poziom: zawodowiec

Po dramatycznym otwarciu Polacy wzięli się w garść. Bardzo dobrą zmianę między słupkami dał Adam Malcher, a w drugiej linii odpaliły armaty: Gębala oraz Rafał Przybylski. Piłka kilka razy dotarła też do koła - a to element, którego podczas Golden League szukaliśmy konsekwentnie - i po przerwie zrobiło się 18:18.

Trener rywali Christian Berge musiał zarzucić eksperymenty. Norwegowie uszczelnili obronę, a ciężar zdobywania bramek wzięli na siebie gwiazdorzy: Lie Hansen oraz Kent Robin Tonnesen. Jeszcze walczyliśmy, jeszcze było 23:23, ale wróciły stare grzechy. Proste straty, nieprzygotowane podanie, faule w ataku.

Rywale odzyskali rytm, odbudowali przewagę. Sensacji nie było.

Polska - Norwegia 27:32 (12:17)

Polska: Kornecki, Malcher - Potoczny 1 (0/1), Łangowski, Paczkowski, Walczak, Daszek, Krajewski 5, T. Gębala 7, M. Gębala 2, Chrapkowski 5, Daćko 2, Przybylski 3, Moryto 2 (1/1)
Karne: 1/2
Kary: 6 min. (Krajewski 2 min., Przybylski - 4 min.)

Norwegia: Christensen, Bergerud - Barthold 1, Bielenberg, Jondal 2, Sondena 2 (2/2), Hykkerud, Gullerud 3, Hansen 8, Jakobsen 2, Bjornsen 6 (2/2), O'Sullivan 2, Tangen 1, Sogaard 1, Tonessen 4
Karne: 3/4
Kary: 6 min. (Johannessen, Jakobsen, O'Sullivan - 2 min.)

Najlepszym Polakiem w meczu z Norwegami był...

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×