Mam wiarę w ten zespół - wywiad z trenerem Ruchu Chorzów, Marcinem Księżykiem

- Jeżeli zespół uwierzy w siebie, to na pewno każdy będzie musiał się z nami liczyć - twierdzi szkoleniowiec chorzowskiego Ruchu, Marcin Księżyk.

Maciej Madey
Maciej Madey

W najbliższy weekend okaże się, kto zagra o miejsca 5. i 7. w PGNiG Superlidze Kobiet. W rywalizacji Ruchu Chorzów z Zagłębiem Lubin bliższe sukcesu są Miedziowe, które w pierwszym spotkaniu zwyciężyły 25:20.

Marcin Księżyk zaznacza, że jego zespół nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ze szkoleniowcem Niebieskich rozmawialiśmy o braku lidera, problemach kadrowych zespołu i planie jego rozwoju, a także nadchodzącym sezonie.

Maciej Madey: Spotkanie z Zagłębiem długo układało się po waszej myśli, ale po raz kolejny w tym sezonie zanotowaliście słaby ostatni kwadrans meczu.

Marcin Księżyk: Wyłączono dwa bardzo ważne ogniwa w Ruchu - Viktorię Belmas i Zuzannę Ważną. Pozostałe zawodniczki sobie nie poradziły, zaczęliśmy grać "w poprzek". A przez takie konstruowanie akcji bramek się nie zdobywa, tylko traci. Jeżeli wygrywamy dwoma bramkami pierwszą połowę, a cały mecz pięcioma, to nie ma się z czego cieszyć.

Porównując ławki rezerwowych obu zespołów, już przed meczem było wiadomo, że Ruchowi może być trudno nawiązać walkę z rywalem z powodu małej rotacji.

- W drugiej połowie nie zrealizowaliśmy wszystkich naszych taktycznych założeń, ale prawdą jest, że przede wszystkim zabrakło "tlenu". W zasadzie non-stop gramy jednym składem, a proszę mi uwierzyć, że trudno jest zagrać na równym, wysokim poziomie, przez 60 minut bez większego odpoczynku. Szkoda, bo zagraliśmy dobrą pierwszą połowę, świetnie zaczęliśmy drugą, a  nie udało się utrzymać korzystnego wyniku.

Ale rywalizacja jeszcze nie jest rozstrzygnięta - w sobotę rewanż w Lubinie. Zagłębie wydaje się już być bardzo blisko gry o piąte miejsce, ale zapewne nie składacie broni?

- Dopóki nie zabrzmi końcowa syrena, to wszystko może się wydarzyć. To jest sport, piłka ręczna i... to są kobiety. W związku z tym wszystko może się zdarzyć. Jadę do Lubina wygrać sześcioma, a może i dziesięcioma bramkami. Tylko takie nastawienie jest prawidłowe. Mam nadzieję, że to się uda i dalej będziemy walczyć o piąte miejsce.
Odpadliście w rywalizacji o półfinał z Vistalem Gdynia. Odebraliście to w ten sposób, że gdynianki pokazały wam miejsce w szeregu?

- Nie. Po pierwsze Vistal ma zdecydowanie dłuższą ławkę, na każdej pozycji są dwie równe sobie zawodniczki. Było to widać w drugim meczu, ta rotacja zaważyła na wyniku końcowym. Ponadto świetnie ciężar gry wzięła na siebie Iwona Niedźwiedź. Ale na pewno te dwa spotkania pokazały mojemu zespołowi, że od czołówki wcale nie dzieli nas tak wiele i postaramy się to udowodnić w nadchodzącym sezonie.

Dość nagle, w krótkim czasie, kadra Ruchu się zwęziła. Marlena Lesik rehabilituje złamaną rękę, a Agnieszkę Piotrkowską i Monikę Migałę czekają przerwy na macierzyństwo. Alternatywne schematy są już gotowe,"klocki" zostały poukładane na nowo?

- Mamy cztery obrotowe i cztery rozgrywające. W przypadku rozegrania jest więc małe pole manewru, ale kołowe są dość mobilne i pozwalają na rotację, zwłaszcza gdy podstawowym zawodniczkom już brakuje sił. W obronie prezentujemy się w ostatnim czasie naprawdę nieźle i liczę, że tak pozostanie. Za to w grze ofensywnej jest kilka elementów wymagających poprawy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×