Olimpia-Beskid zremisowała z Piotrcovią. "Sędziowie nie stanęli na wysokości zadania"

Po wysokiej wygranej z SPR-em Olkusz apetyty kibiców Olimpii-Beskid Nowy Sącz znacząco wzrosły. Nieco ostudził je mecz w Piotrkowie Trybunalskim, który zakończył się remisem 27:27.

Marcin Rogowski
Marcin Rogowski

- Pojechaliśmy do Piotrkowa po zwycięstwo, a przywieźliśmy remis. Myślę, że z przebiegu spotkania to my zasłużyliśmy na wygraną, tym bardziej, że jeszcze dwie minuty przed końcem prowadziliśmy. Niestety mecz kończyliśmy w osłabieniu, przez co przeciwniczki nas doszły. Mieliśmy jeszcze piłkę meczową i nawet zdobyliśmy bramkę, ale sędziowie jej nie uznali. Czy słusznie? Trudno powiedzieć. Jednak cieszymy się z wywalczonego punktu, bo przybliża on nas do utrzymania - mówił trener Janusz Szymczyk.

Bezapelacyjnie najlepszą zawodniczką tego emocjonującego spotkania została reprezentantka Słowacji, Katarina Dubajova. Rozgrywająca Olimpii-Beskid rzuciła 11 bramek, a do tego, po dwóch brutalnych faulach piotrkowianek, grała z lekkimi urazami. - Zacznę od tego, że od początki spotkania trwało polowanie na nią. W pierwszej połowie dostała cios w twarz, po którym 15 minut dochodziła do siebie. Po przerwie wyszła sam na sam z bramkarką, a wracająca zawodniczka od tyłu zaatakowała jej rękę, co skończyło się groźnym upadkiem i kolejną, dłuższą pauzą mojej zawodniczki. W tym przypadku sędziowie dali tylko dwie minuty, a to była ewidentna czerwona kartka. Mimo to Kaśka po raz kolejny pokazała charakter, dzięki czemu, mimo doznanych urazów, wracała na parkiet i rzucała ważne bramki - ocenił opiekun zespołu z Nowego Sącza.

Duży wpływ na wynik meczu miała dwójka sędziowska z Radomia, która w końcówce podejmowała sporo kontrowersyjnych decyzji. - Nieuznaną bramkę Katariny jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale dwóch minut dla Kamili Szczeciny już nie. Zawodniczka Piotrcovii wepchnęła nasze dziewczyny w pole bramkowe. Za to należał się rzut karny i został on podyktowany. Jednak absolutnie nie ma tu mowy o karze. Sędziowie nie wytrzymali napięcia. Za łatwo ulegali publiczności, która non stop wrzeszczała na nich. Krótko mówiąc byli niedoświadczeni i nie stanęli na wysokości zadania - irytował się szkoleniowiec.

- Wydawać by się mogło, że te mecze w play-outach nie mają takiego znaczenia jak te, w których walczy się o medale. Według mnie jest zupełnie na odwrót. Niestety sędziują je niedoświadczeni arbitrzy, co kończy się takimi sytuacjami jakie miały miejsce w tym spotkaniu - dodał.

Kolejny mecz sądeczanki rozegrają 18 kwietnia, a ich rywalkami będą zawodniczki Sambora Tczew, z którymi dobrze radziły sobie w sezonie zasadniczym. - Teraz czekają nas trzy arcyważne mecze we własnej hali. Jeżeli chcemy się utrzymać to musimy je wygrać. Oczywiście nikt nam nie da dwóch punktów za darmo, ale myślę, że przy gorącym dopingu naszych kibiców łatwiej będzie je wywalczyć. Na pierwszy ogień idzie Sambor Tczew, który po zwycięstwie z Piotrcovią złapał wiat w żagle. Na pewno czeka nas ciężkie spotkanie, ale wierzę, że odniesiemy zwycięstwo. Jednak musimy być skoncentrowani przez całe 60 minut. Dodatkowym plusem przed tym meczem jest powrót do pełnej dyspozycji Agnieszki Leśniak, dzięki czemu będę miał większe możliwości manewru - zakończył były opiekun Ruchu Chorzów

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×