Reprezentacja Polski staje przed wielką szansą. "Jak mamy wiarę, możemy wszystko"

- Potrzebujemy sukcesu jak tlenu. U siebie mamy szansę. Marzę o jakimkolwiek medalu, a nawet samej walce o podium - mówi Marcin Lijewski, legenda reprezentacji Polski w piłce ręcznej.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Marcin Lijewski WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Marcin Lijewski
Startują mistrzostwa świata w piłce ręcznej mężczyzn. Turniej odbędzie się w Polsce i w Szwecji, a Biało-Czerwoni wszystkie swoje mecze, aż do ewentualnego półfinału, zagrają u siebie. Zdaniem Marcina Lijewskiego, jednego z najlepszych polskich zawodników w historii, drużyna trenera Patryka Rombla staje przed wielką szansą, by nawiązać do sukcesów z lat 2007, 2009 i 2015, gdy nasza drużyna narodowa sięgała po medale MŚ. - Lepszej do tego okazji, niż mistrzostwa świata przed własną publicznością, nie będzie - mówi.

W pierwszym spotkaniu Polacy zmierzą się z mistrzami olimpijskimi Francuzami (środa, godzina 20:30). Ich kolejnymi rywalami w fazie wstępnej będą Słoweńcy (14 stycznia, 20:30) i reprezentanci Arabii Saudyjskiej (16 stycznia, 20:30). 

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Czy reprezentacja Polski jest dziś wystarczająco silnym zespołem, by po latach przerwy znowu wedrzeć się do światowej czołówki?

Marcin Lijewski, 251-krotny reprezentant Polski w piłce ręcznej. Wicemistrz świata z 2007 roku i brązowy medalista z 2009 roku: Jeżeli chcemy coś osiągnąć, a myślę, że tej drużyny nie interesuje przeciętność, to nie będzie lepszej okazji niż mistrzostwa świata przed własną publicznością. Od dłuższego czasu mamy rozmaite kłopoty: a to losowanie jest niekorzystne, a to mamy problemy z kontuzjami ważnych graczy. Teraz możemy wyjść z impasu. Nawet jeśli nie jesteśmy jeszcze na tym samym poziomie, co najlepsze zespoły, granie u siebie powinno nam pomóc. Gospodarzom pomagają ściany i nie tylko. Trybuny też. Polscy kibice uchodzą za jednych z najlepszych. Jeśli zobaczą na boisku drużynę, która walczy, to będą tak dopingować, że ją poniosą.

Może być podobnie jak kilka miesięcy temu z polskimi siatkarkami. Na początku mistrzostw świata kibice nie robili sobie wielkich nadziei na dobry wynik. Potem zobaczyli, że zawodniczki nie tylko grają dobrze, ale też wkładają w grę mnóstwo serca. I w kilku kluczowych spotkaniach bardzo im pomogli.

Ten scenariusz zdecydowanie może się powtórzyć. Liczę na to. Moim zdaniem nasza reprezentacja potrzebuje jednego udanego meczu. Takiego, jak nasze spotkanie z Niemcami na mistrzostwach świata w 2007 roku. Ono pokazało nam, że - jak mamy wiarę - możemy wszystko. To był dla nas przełom. I ten zespół też takiego przełomu potrzebuje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tajskie wakacje byłego gwiazdora

Bardzo dobrą okazją do stworzenia "mitu założycielskiego" będzie spotkanie z Francją. Tylko jak tu pokonać aktualnych mistrzów olimpijskich?

Francuzi są potwornie silni. Chyba nikt z nas nie oczekuje od chłopaków, że z nimi wygrają. Jednak jeżeli oni w to uwierzą, jeśli będą toczyć z nią wyrównaną walkę, ludzie w "Spodku" ich poniosą. Nawet mecz przegrany, ale dobry w naszym wykonaniu, wpłynie korzystnie na atmosferę w zespole.

Z drugim przeciwnikiem powinno już być trochę łatwiej o wygraną, choć Słowenia też jest bardzo mocna.

Ale jest też chimeryczna. Potrafi grać świetną piłkę ręczną, ale zdarzało się, że nie wychodziła  z grupy na mistrzostwach Europy. To będzie kluczowy mecz, ważniejszy nawet niż ten z Francją. Zwycięstwo może nam otworzyć drogę do ćwierćfinału. Awans do ósemki sam w sobie byłby sporym osiągnięciem, a poza tym bardzo ułatwiłby nam walkę o igrzyska w Paryżu. Jest wielka szansa, żeby w naszej piłce  ręcznej wreszcie coś się ruszyło. Potrzebujemy sukcesu jak tlenu. Jesteśmy go głodni. Jak po finale ubiegłorocznych mistrzostwach świata siatkarzy słuchałem dziennikarzy i ekspertów zastanawiających się, czy drugie miejsce to sukces, chciało mi się śmiać. Chciałbym doczekać czasów, gdy będziemy tak rozpieszczeni przez piłkarzy ręcznych. Ja marzę o jakimkolwiek medalu, albo nawet samej walce o podium.

Czego potrzeba, żeby tak się stało?

Trzech rzeczy, poza dobrą postawą drużyny oczywiście. Nie możemy dmuchać balonika, żeby chłopaki się nie spalili. Będą też potrzebować wsparcia kibiców, no i trochę szczęścia.

Kiedy słyszysz, że trybuny są z tobą, gra się łatwiej?

Dużo łatwiej. Najpierw przekonałem się o tym w Niemczech. We Flensburgu i w Hamburgu graliśmy przy 10-15 tysiącach widzów i jak się rzuciło bramkę, ryk kibiców motywował cię do rzucenia kolejnej. Pod koniec kariery zaczęliśmy zapełniać duże hale w Polsce i wtedy zobaczyłem, że na poziomie reprezentacji energia, którą można czerpać z trybun, jest jeszcze większa. Co może być lepszego? Zdobywasz gola, słyszysz krzyk kilkunastu tysięcy osób i myślisz sobie: "Dobra, zaraz rzucę następną". Idziesz za ciosem, a za tobą idą koledzy. Robi się z tego reakcja łańcuchowa - jeden nakręca drugiego.

Liderzy naszej drużyny, Arkadiusz Moryto czy Szymon Sićko, są już gotowi, by poprowadzić kolegów do sukcesu?

Arek Moryto na pewno. Chyba każdy fan piłki ręcznej na świecie wie, że jest jednym z najlepszych skrzydłowych na świecie. Szymon jeszcze nie ma takiej pozycji, ale jest gościem o bardzo dużych możliwościach. Póki co mam wrażenie, że nie gra na sto procent tych możliwości. Duży turniej przed polską publicznością może być impulsem, który to zmieni.

Ty wymieniasz Arka i Szymona, a ja chciałbym zwrócić uwagę na naszych bramkarzy. Mateusz Kornecki, Adam Morawski i Jakub Skrzyniarz to trójka, jakiej ta reprezentacja jeszcze nigdy nie miała. Okej, mieliśmy Sławka Szmala, który był klasą samą w sobie, ale z pozostałymi bywało różnie. A trener Patryk Rombel ma kłopot bogactwa - trzech świetnych chłopaków, z których nie wiadomo kogo wybrać.

Chciałbym, aby w tym turnieju każdy mecz kreował innego lidera. Pewność siebie zawodnika, który zagrał świetny mecz, rośnie. A to dobrze wpływa na zespół jako całość.

Gdzie jeszcze widzisz nasze mocne strony?

Na kole. Każdy z chłopaków, którzy występują na tej pozycji, gra bardzo dobrze, także w obronie. Mamy prawie kompletny zespół. Można byłoby sobie życzyć trochę lepszej prawej połówki rozegrania, bo tam świetny Michał Daszek trochę nie ma wsparcia. Lepiej mogłoby też być na środku rozegrania, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Za moich czasów Francuzi nie mieli leworęcznego zawodnika na prawą połówkę, a i tak wygrywali prawie wszystko przez 10 lat.

Mówi się, że sukcesy na dużych turniejach osiąga się przede wszystkim dzięki obronie. Jak silna jest polska kadra pod tym względem?

Powinna być dosyć mocna. Bardzo podobało mi się, jak broniliśmy dwa lata temu na mistrzostwach świata w Egipcie. W ubiegłym roku na mistrzostwach Europy bywało już różnie, ale wtedy z różnych względów rzadko graliśmy w optymalnym składzie. Teraz nie słyszy się o kontuzjach, a do tego gramy u siebie, co powinno wpłynąć na nastawienie mentalne chłopaków. Dobra gra w defensywie w dużym stopniu opiera się właśnie na nim. To ciężka praca, wręcz orka. Bardzo istotna jest postawa zawodnika grającego na środku obrony, bo to on kieruje całą formacją. A u nas każdy z graczy, którzy występują na tej pozycji - Dawid Dawydzik, Bartłomiej Bis, Maciek i Tomek Gębalowie - są bardzo jakościowymi defensorami.

Obok obrony kluczową rzeczą na dużym turnieju jest głębia składu. Ona sprawia, że możesz w czasie spotkania dawać odpoczynek swoim najlepszym graczom. Pozwalać im zachowywać siły na najważniejsze momenty.

U nas ta głębia składu jest wystarczająca?

Jest. Na pewno większa, niż była w naszej drużynie w latach, gdy selekcjonerem był Bogdan Wenta.

Wierzysz, że obecny zespół nawiąże do tych czasów?

Bardzo. Ma do tego fantastyczną okazję. Drugiej takiej szansy możemy długo nie dostać.

Czytaj także:
MŚ 2023. Wszystkie oczy Polaków skierowane na tę grupę
Ogromne emocje w Krakowie. Oto grupa śmierci na MŚ 2023 w piłce ręcznej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×