Finał Ligi Europy. Henrich Mchitarjan - piłkarz na czarnej liście

- Jest bezpieczny, jeśli zajmie się tylko grą w piłkę. Gdy podejmie inne tematy, to już inna historia. Jest na czarnej liście - ostrzegał ambasador Azerbejdżanu. Ormianin Henrich Mchitarjan nie zagra w azerskiej stolicy, Baku, w finale Ligi Europy.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Henrich Mchitarjan Getty Images / Stuart MacFarlane/Arsenal FC / Na zdjęciu: Henrich Mchitarjan
Sam zebrał kolegów przed wtorkowym treningiem. Sam im powiedział, że nie pomoże w najważniejszym meczu sezonu z Chelsea FC. Piłkarz Arsenalu FC Henrich Mchitarjan porozmawiał z rodziną, z klubem, przemyślał kilka spraw i zdecydował, że nie pojedzie w przyszłym tygodniu (finał jest w środę 29 maja) do Baku. Do stolicy kraju, który nie wpuszcza jego rodaków i w którym nie czuje się bezpiecznie. - Musieliśmy podjąć tę ciężką decyzję. Bardzo mnie boli, że ominę ten mecz - napisał piłkarz.

Klub go rozumie, wspiera, ale jednocześnie jest wściekły. Vinai Venkatesham, dyrektor zarządzający Arsenalu, mówi w "The Guardian": - Trudno mi znaleźć słowa, aby opisać jak się czuję. Sytuacja jest nie do zaakceptowania. To nadzwyczajny wstyd. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to bardzo jasno wyjaśnić UEFA nasz punkt widzenia i wytłumaczyć, dlaczego nie można tego akceptować.

Piłkarz na czarnej liście

Górski Karabach jest obszarem o wielkości 4,5 tys. km kwadratowych (najmniejsze polskie województwo opolskie jest dwa razy większe). Przez lata teren ten w trzech czwartych zamieszkiwali chrześcijańscy Ormianie. Jedną piątą stanowili Azerowie. Panowanie nad ziemiami się zmieniało, na początku lat 20. XX wieku ZSRR włączył Górski Karabach do Azerbejdżanu. Upadek Związku Radzieckiego sprawił, że Ormianie zwietrzyli szansę uwolnienia się od Azerów.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool i Tottenham w finale Ligi Mistrzów. "To będzie angielska piłka w najlepszym wydaniu"

Wojna wybuchła w 1988 roku, trwała 6 lat, pochłonęła 67 tysięcy ludzi, 12 maja minęło 25 lat od zawieszenia broni. Wygrali ją Ormianie i utworzyli autonomiczne państwo. Dziś Górski Karabach, choć formalnie należy do Azerbejdżanu, to jednak jest oddzielnym państwem, nieuznawanym przez społeczność międzynarodową.

Azerbejdżan i Armenia nie utrzymują stosunków dyplomatycznych. Azerowie oficjalnie nie wpuszczają do siebie Ormian ani obywateli innych państw ormiańskiego pochodzenia. Nie dają wizy również osobom, które jeździły do Górskiego Karabachu bez ich zgody. Henrich Mchitarjan bywał tam wielokrotnie. Azerowie uważają, że taką zgodę musi mieć, przecież to jest ich teren.

Koniec hiszpańskiej dominacji. Po raz pierwszy od 2013 roku finały bez drużyn z La Liga - CZYTAJ TUTAJ

- To jest jego problem. Odwiedzał okupowaną militarnie część Azerbejdżanu bez pozwolenia azerskiego rządu. A to rodzi takie konsekwencje jak umieszczenie na czarnej liście rządu - tłumaczył kilka dni temu telewizji Sky ambasador Azerbejdżanu w Londynie Tahir Taghizadeh.

Zapewniał jednak, że piłkarzowi nic w jego kraju nie grozi. Tak długo, jak będzie tam tylko piłkarzem. - Finał Ligi Europy jest wielkim wydarzeniem. Jeśli jednak chcesz wokół niego rozgrywać polityczne gry, wtedy sytuacja się zmienia. Jesteś piłkarzem, nie politykiem, zostawmy te sprawy z boku. Moja wiadomość do Mchitarjana brzmi: Chcesz grać w piłkę? Jedź do Baku, będziesz bezpieczny. Jeśli jednak chcesz zająć się innymi sprawami, wtedy to już inna historia. Ja mogę zagwarantować, że azerski rząd zrobi wszystko co trzeba, aby zapewnić ochronę i bezpieczeństwo każdemu piłkarzowi, pracownikowi klubu czy kibicowi, który przyjeżdża na ten mecz.

Również Azerska Federacja Piłkarska, już po decyzji zawodnika, przypomniała, że Azerbejdżan dostarczył wszystkie wymagane przez UEFA gwarancje bezpieczeństwa. - I nie ma powodu, aby wątpić w te gwarancje - pisze w oświadczeniu.

Lepiej dla wszystkich, że nie przyjechał

30-letniemu pomocnikowi zapewnienia nie wystarczą. Nie pierwszy zresztą raz. Trzy lata temu, gdy Mchitarjan był jeszcze piłkarzem Borussii Dortmund, nie przyleciał na mecz z azerską Kabalą. W październiku ubiegłego roku, gdy w grupie Ligi Europy Arsenal grał w Baku z Karabachem Agdam, również Ormianina zabrakło.

Sam trener Karabachu Gurban Gurbanov przyznał, że piłkarz i Arsenal dobrze zrobili. Decyzja pomogła "uratować" Mchitarjana. - Nie lubię mieszać polityki i sportu, ale czasem to niemożliwe. Tak, wielu sportowców z Armenii tu przyjeżdżało, jednak w Azerbejdżanie jest dużo ludzi, którzy w trakcie konfliktu straciło najbliższych. Trudno powstrzymać ich emocje. Wystarczy, że 5 czy 10 osób nie wytrzyma i tłum może pójść za nimi. Lepiej dla wszystkich, że nie przyjechał.

Bo trzeba wiedzieć, że tak jak Azerbejdżan nie wpuszcza obywateli Armenii do siebie, tak jednak robi wyjątki przy okazji dużych imprez. Daje wizy, nie stwarza problemów i teoretycznie gwarantuje bezpieczeństwo. Ormianie - tak jak Mchitarjan - często im jednak nie ufają. To działa w dwie strony. W 2012 roku Armenia nie wzięła udziału w rozgrywanym w Baku finale Eurowizji. W kwietniu 2015 roku azerska reprezentacja szachowa nie wystąpiła w mistrzostwach świata na terenie Armenii. W tym samym roku Minister Edukacji Armenii nie wysłał do Azerbejdżanu uczniów na chemiczną olimpiadę.

We wrześniu ubiegłego roku na mistrzostwa świata do Baku nie przyjechała reprezentacja Armenii w judo. Sportowcy, którzy jednak decydują się na przekroczenie granicy, nie zatrzymują się w Azerbejdżanie na dłużej. Decyzja o przyjeździe jest indywidualną sprawą każdego z nich.

Mchitarjan, legenda reprezentacji Armenii, odmówił już po raz trzeci.

30-letni Ormianin jest czołową postacią Arsenalu. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach zagrał w 39 meczach, strzelił 6 goli, 7 razy asystował.

Zobacz wideo: Arsenal przygotowuje się do finału Ligi Europy

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×