Adam Danch: Jest mi wstyd

Górnik Zabrze w tym sezonie spisuje się poniżej oczekiwań i zamyka tabelę Ekstraklasy. - Myślisz, że jest mi łatwo? Myślisz, że to po mnie spływa? Człowiek wraca po treningu do domu i głupio mu wyjść do sklepu - przyznał Adam Danch.

 Redakcja
Redakcja

"Piłka Nożna": Ile razy dostałeś po pysku na Niebieskich Dachach za to, że grasz nie w tym klubie, co trzeba?

Adam Danch: Ani razu. Teraz mieszkam trochę dalej, w spokojnej okolicy, gdzie o wiele trudniej o awanturę albo zaczepki. Kibiców można spotkać, ale ultrasów na moim osiedlu nie widuję. Wychowałem się w Rudzie Śląskiej na Bykowinie, w miejscu, które jest bliżej Chorzowa, niż Zabrza. Żyłem na osiedlu, które przyjęło się nazywać osiedlem Ruchu, a nie Górnika.

Jakim cudem związałeś się więc z Zabrzem, a nie Chorzowem?

- Za dzieciaka grałem w klubie Wawel z Rudy Śląskiej, podczas turnieju wypatrzyli mnie ludzie z Gwarka. Zaproponowali moim rodzicom, żebym przeniósł się do Zabrza. To była kusząca oferta, bo w końcu zgłosił się po mnie klub, który znany jest ze szkolenia młodzieży. A wiadomo, z Gwarka do Górnika jest bardzo niedaleko, cztery lata spędziłem więc w Gwarku, następnych dziewięć w Górniku. Tu chodziłem do liceum, spędzałem całe dnie. Z Zabrzem jestem bardzo mocno związany.

Jesteś chłopakiem stąd, Ślązakiem z krwi i kości. Wrosłeś już w to miejsce.

- Urodziłem się tutaj, wychowałem i żyję od zawsze. I jestem dumny ze swojego pochodzenia, czuję się tu bardzo dobrze, wiem, że to moja ojczyzna. Mój ojciec był hutnikiem, brat pracuje na kopalni, mama prowadziła sklepik. Dzieciństwo miałem takie, jak większość ludzi w naszym kraju - bez luksusów, ale z wszystkim, co było mi potrzebne. Po szkole zawsze szedłem do mamy, pomagałem jej w sklepie. Później brałem torbę, szedłem na przystanek i jechałem autobusem na trening na Gwarek.

Górnik wciąż jest klubem, w którym czuje się specyficzną atmosferę tego miejsca?

- Czasy się pewnie trochę zmieniły, wielu piłkarzy w szatni jest przyjezdnych, pochodzą albo z innych regionów Polski, albo w ogóle z innych krajów. Ale Górnik to wciąż klub specyficzny, śląski. Cały czas, oprócz mnie, gra tutaj kilku chłopaków, którzy też są stąd. W klubie mamy telewizor, w którym zawsze włączony jest program informacyjny. Gdy na kopalni wydarzy się jakiś poważniejszy wypadek, śledzimy doniesienia, dyskutujemy, dzwonimy do znajomych. Mocno to nas wtedy dotyka. To już się nie zmieni, nazwa klubu nie wzięła się przecież znikąd.

Kiedyś mówiłeś, że myślałeś o pracy pod ziemią.

- Myślałem, to akurat nic dziwnego. Był taki czas, że wcale nie było pewne, że będę piłkarzem zarabiającym na życie, na rodzinę graniem w klubie z ekstraklasy. Różne myśli krążyły po głowie, a praca pod ziemią to na Śląsku naturalny wybór dla mężczyzny. To pewna robota, za dobre pieniądze, z premiami.

Nie bałbyś się?

- Taka robota, zresztą zawsze może ci się coś stać. Skończymy wywiad, wyjdziesz na ulicę i potrąci cię samochód. Nie przewidzisz tego.

Pomysł o zmianie profesji i zjeździe pod ziemię pojawił się w twojej głowie w momencie krytycznym, gdy znalazłeś się w największym dołku.

To było mniej więcej wtedy, gdy zlecieliśmy z ligi, a na dodatek przestałem grać, siedziałem na ławie. Górnik to nie jest zwykły, pierwszy z brzegu klubik. To jest wielki klub, z tradycjami, sukcesami, ogromną rzeszą kibiców, którzy mają swoje oczekiwania. W okresie, w którym spadliśmy z ekstraklasy i później walczyliśmy o awans, presja ze strony fanów, co zresztą jest normalne, była gigantyczna. Byłem wtedy młodym chłopakiem, któremu kariera nie układała się tak, jak sobie założył. To sprawiało, że byłem zdołowany, myślałem o różnych rzeczach, między innymi o pójściu na kopalnię. Różne głupie myśli huczały w głowie.

Na przykład imprezowanie, wychodzenie do dyskoteki częściej, niż powinieneś.

- To akurat zostało trochę przerysowane w mediach, nie było przecież tak, że wychodziło się codziennie - kończyło się trening, brało prysznic i szło w miasto. Czasem się wychodziło, a że jestem stąd, to zawsze miałem z kim się pobawić. To już historia, nie chciałbym do tego wracać. Powiem jedynie, że człowiek niektóre rzeczy jest w stanie zrozumieć, gdy na karku ma trochę więcej lat, a w głowie więcej oleju. Kiedy niektórzy mówili wtedy, żebym przystopował trochę, odpowiadałem tylko: - Co ty tam człowieku fanzolisz bez sensu. Dzisiaj wiem, że mogłem w pewnym momencie prowadzić się lepiej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×