Mateusz Możdżeń: Jesteśmy przykładem, że można się podnieść po wysokiej porażce

Podbeskidzie Bielsko-Biała pokonało Lecha Poznań 4:1 i zrehabilitowało się za klęskę w Gdańsku. - Jesteśmy przykładem, że można się podnieść po wysokiej porażce - powiedział Mateusz Możdżeń.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
WP SportoweFakty / Wojciech Klepka

Przed tygodniem Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało z Lechią Gdańsk 0:5. Górale przez całą drugą połowę grali w dziewiątkę i nie wytrzymali naporu gdańszczan. W potyczce z Lechem Poznań kibice mogli oglądać zupełnie inne Podbeskidzie. Bielszczanie czujnie grali w defensywie, a do tego byli skuteczni w kontratakach i odnieśli zasłużone zwycięstwo.

Przed meczem z mistrzami Polski Podbeskidzie zapowiadało chęć rehabilitacji za wysoką porażkę. Plan ten udało im się zrealizować w stu procentach. - Jesteśmy przykładem, że można się podnieść po wysokiej porażce. Lech jest takim zespołem, że za tydzień sobie spokojnie poradzi. Patrząc z perspektywy Podbeskidzia, bo jest to pierwsze zwycięstwo u siebie, to wiadomo że lepiej smakuje triumf z mistrzem Polski niż z innym zespołem. Do tego było to okazałe zwycięstwo, a nie jakieś 1:0. Byliśmy zdecydowanie lepsi - powiedział pomocnik bielskiego klubu, Mateusz Możdżeń.

Dla 24-latka był to szczególny mecz. W Ekstraklasie zadebiutował właśnie w Lechu Poznań i w sezonie 2009/2010 zdobył z tym klubem mistrzostwo Polski. - Dużo czasu tam spędziłem i kawałek życia tam zostawiłem. To nadal są moi koledzy, utrzymujemy kontakt - przyznał Możdżeń.

Bielszczanie boisko opuszczali w świetnych humorach. Było to dla nich pierwsze w tym roku zwycięstwo na własnym stadionie. Kibice długo dziękowali im za tak okazały triumf. - Przed meczem na pewno nie uwierzyłbym w takie wysokie zwycięstwo. Piłka rządzi się swoimi prawami i takie wysokie wyniki się zdarzają. My tydzień temu wysoko przegraliśmy w Gdańsku, a teraz mamy 4:1 z mistrzem Polski - stwierdził Możdżeń.

Po pierwszej połowie Podbeskidzie prowadziło 1:0. Drugą część gry lepiej rozpoczęli gracze Lecha i w 62. minucie doprowadzili do wyrównania. Poznaniacy krótko cieszyli się z remisowego rezultatu, chwilę później gola na 2:1 zdobył Marek Sokołowski. Mistrzowie Polski rzucili się do odrabiania strat i byli blisko realizacji tego celu, lecz po strzale Dawida Kownackiego "Sokół" wybił piłkę z linii bramkowej.

Lech się odkrył, a cofnięci do defensywy i nastawieni na grę z kontry bielszczanie bezlitośnie to wykorzystali i podwyższyli prowadzenie. - Zadecydowała bramka na 3:1. Na 2:1 to jeszcze było dosyć gorąco i Lech był w grze. Jedna bramka przewagi w piłce nic nie znaczy i można szybko stracić. Po zdobyciu trzeciej bramki na boisku całkiem się poluzowało i zrobiło się sporo miejsca. W głowach poprzestawiało się to, że w końcu wygramy ten pierwszy mecz u siebie - powiedział Możdżeń.

W ciągu siedmiu dni Podbeskidzie przeszło przemianę "od zera do bohatera".  - Trener nam o tym mówił przed wyjściem na murawę, by pokazać, że porażka z Lechią był zupełny przypadek. Po części to potwierdziliśmy, ale wiadomo, że jedno spotkanie obrazu nie zmazało. Jedziemy na Wisłę, to kolejny dobry zespół. Jest duży ścisk w tabeli, dwa zwycięstwa z rzędu i może się wszystko zmienić - przyznał piłkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała.


Zobacz wideo: Kuriozalna sytuacja podczas sparingu w Hiszpanii. Wiatr niemal zdmuchnął bramkę z boiska
Źródło: WP SportoweFakty
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×