Beniaminek wyrwał remis Zagłębiu. "Nie ma powodów do radości"
Gdy wydawało się, że sosnowiczanie wywiozą z Kluczborka trzy punkty, gospodarzom udało się zdobyć bramkę. - Trzeba powiedzieć, że nie był to przypadek - podkreślił Andrzej Konwiński.
- Oczywiście, jestem zadowolony z tego, że wyrównaliśmy pod koniec meczu. Trzeba też powiedzieć, że nie był to przypadek, dążyliśmy do tej bramki przez dłuższy czas. Praktycznie zepchnęliśmy Zagłębie do głębokiej defensywy. Trener powiedział, że było kilka okazji dla Zagłębia w pierwszej połowie, ja uważam że wcale tak nie było, mimo przewagi z gry, to był to mecz, który przez 45 minut zbytnio w bramki nie obfitował - odparł Andrzej Konwiński.
Na miano bohatera zapracował Sebastian Deja, który w doliczonym czasie gry pokonał uderzeniem zza pola karnego Wojciecha Fabisiaka. Dzięki temu trafieniu spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Kibice zobaczyli dwa oblicza zarówno MKS-u, jak i Zagłębia.
- Trzeba przyznać, że kolejny raz zagraliśmy dwie różne części meczu - pierwszą słabą i tutaj Zagłębie dominowało, natomiast w drugiej sytuacja się zupełnie odmieniła. Mogę powiedzieć, że jestem zadowolony, że zremisowaliśmy, natomiast nie ma powodów do radości po meczu. Nie zaprezentowaliśmy w pierwszej połowie poziomu I-ligowego. Jakie przyczyny są tego, trudno mi tak na gorąco powiedzieć. Natomiast były też takie sytuacje w meczu z Wisłą, jak tutaj. W meczu z Wisłą drużyna dążyła do tego, żeby punkt zdobyć. Mieliśmy jeszcze lepsze sytuacje niż z Zagłębiem. Tutaj takich czystych sytuacji nie było, działo się dużo w polu karnym. Wypracowaliśmy sytuacje, ale nie mogliśmy zdobyć bramki. W Katowicach również 30 minut drugiej połowy, to był taki MKS jaki chcieliśmy oglądać. Wiele pracy przed nami i uważam, że zawodnicy, którzy weszli jako zmiennicy dali sporo tlenu i dobrej jakości i między innymi przez to w Kluczborku jest punkt i punkt jedzie oczywiście do Sosnowca - powiedział Konwiński.