Nie interesuje mnie 5 minut, chcę więcej - rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem

 Redakcja
Redakcja
Co to znaczy "podekscytowany przed"? Nie może pan spać?

- Nie, bez przesady. Po prostu tego typu mecze można rozegrać na adrenalinie, bez specjalnych przygotowań. To taki mecz, gdzie nikt nie musi cię motywować, gdzie walczysz za trzech, czterech. Wiele razy oglądałem Ligę Mistrzów i doszedłem do tego, że na końcu będziemy pamiętali tylko o zwycięzcy. Ten kto doszedł do finału i przegrał...ten przegrał.

Był moment strachu przy 1:0 dla nich?

- Nie, dla mnie nie było nawet takiej myśli, że możemy przegrać. Ale też wiedzieliśmy, że to tylko piłka nożna. Musisz mieć szacunek do rywala. Trener nam to wmawiał. Gdybyśmy podeszli do tego meczu na zasadzie, że na pewno go wygramy, to byśmy przegrali. Każdy zawodnik zrozumiał, że nie wolno lekceważyć przeciwnika, że trzeba to wybiegać, wywalczyć.
Jest jakaś analogia między tym meczem, a Polski z Gruzją?

- Nie można lekceważyć rywala nigdy. Nie ważne z kim grasz. Jeśli będziesz miał słabszy dzień, odpuścisz jedną piłkę, potem drugą, potem trzecią... i przegrasz. Każdą wygraną trzeba ciężko wypracować. Przecież ja miałem tyle samo przebiegniętych kilometrów z Gibraltarem i z Niemcami. To pokazuje, że musisz podejść tak samo do wszystkich.

Ktoś, kto spojrzy na wynik pierwszego meczu z Gruzją (4:0 w Tbilisi) pomyśli, że ich tam po prostu zmiażdżyliśmy.

- Ale kto oglądał mecz już będzie wiedział, że przy stanie 0:0 to oni mieli świetną szansę.

Zgadza się.

- O tyle, że mieliśmy więcej posiadania piłki, a to nie świadczy o tym, że jesteś lepszy. My trzymaliśmy piłkę a oni stworzyli szansę. Dopiero te stałe fragmenty gry otworzyły nam drogę do zwycięstwa.

We współczesnym futbolu to coraz częściej decyduje, podczas tego zgrupowania też sporo ćwiczyliście.

- I bardzo dobrze, bo jest to jeden ze sposobów na wygraną. Wiele zespołów osiąga dzięki stałym fragmentom gry wielkie sukcesy. Przecież Atletico Madryt dzięki temu doszło do finału Ligi Mistrzów. Wygrywali mecze po rożnych, wolnych. Dzisiejszy futbol jest jak livescore. Jedyne co jest ważne to wynik, sposób w jaki wygrywasz jest drugorzędną sprawą.

Czyli nie jest pan wyznawcą teorii Johana Cruyffa, że najpierw pięknie grajmy, a wyniki przyjdą.

- Gdy widzisz mnie na boisku, to masz odpowiedź na pytanie. Dla mnie liczy się wynik, bo ja jestem zawodnikiem, który gra bardzo prosto i musi powstrzymać zawodników kreatywnych. Żeby stworzyć dobra grupę, każdy musi zrozumieć swoje miejsce i dać z siebie to co najlepsze. Prosty przykład - jeśli zawodnik jest szybki, to gramy mu na wolne pole, jeśli jest wolny ale świetnie czuje piłkę, to do nogi. To jest ten klucz do stworzenia zespołu, zrozumienia przyjaciela na boisku.

Jak mówi pan o powstrzymywaniu zawodników kreatywnych, od razu kojarzy się akcja z Barceloną. Leo Messi atakuje bramkę, a za nim nadciąga "Polski Czołg".

- Ja do tego podchodzę jak do każdego wślizgu, akurat trafiłem na Messiego.

Gra z takimi zawodnikami podnosi umiejętności? Wymaga kreatywności w powstrzymywaniu?

- Jak masz takich przeciwników jak Ronaldo, Messi, stajesz się lepszym piłkarzem. Jak masz takiego rywala to wystarczy chwila nieuwagi... Jak wychodzę na boisko to interesuje mnie tylko jedno - jeśli ktoś stanie naprzeciwko mnie, to chcę udowodnić mu, że jestem lepszy.

Dla nas, dziennikarzy, kibiców, Messi i Ronaldo to piłkarze naszych czasów.

- Rozumiem, ale ja podchodzę do tego tak, że w każdy meczu musisz coś udowadniać, bez względu na to kto jest na przeciwko. Piłka nożna to nie historia. To, że zagrałeś dwa miesiące temu dobry mecz nie interesuje już nikogo poza tobą. Jesteś oceniany tylko po ostatnim meczu. Kiedy gramy z zespołami, czy tymi, które są wysoko czy tymi, które są nisko, to chcę wygrać.

To irytujące, że jest nad wami szklany sufit z napisem "Real i Barcelona"?

- Oczywiście wiem, że jest różnica, to dwa najlepsze kluby świata. My zrobiliśmy najlepszy wynik w historii Sevilli, a zajęliśmy piąte miejsce. To tylko świadczy o przepaści miedzy nami a tymi dwoma klubami. Ale moje podejście jest takie: "Jeśli coś cię irytuje, bądź lepszy".

Wcześniej powiedział pan o "zagraniu do przyjaciela". Skąd taka atmosfera w reprezentacji, czy to od tego zgrupowania przed meczem z Litwą?

- Jeśli są wyniki, to jest atmosfera. Oczywiście, żeby stworzyć grupę, trzeba znać przyjaciół, komunikacja jest niezwykle ważna, wymiana słów. To buduje zespół. Jeśli wychodzisz na boisko i w 60. minucie twój kolega straci piłkę, to nie machasz rękoma, tylko starasz się ją odzyskać i naprawić błąd kolegi.

Brak Kamila Glika...

- To ogromna strata, Kamil jest ważnym ogniwem tego zespołu, ale kadra narodowa to nie jest 11 zawodników

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×