Pierwsza połowa meczu z Koroną Kielce zadecydowała o spadku PGE GKS-u Bełchatów z ligi?
Kamil Kiereś przyznał po wtorkowym spotkaniu, że miał o czym rozmawiać z zawodnikami w przerwie potyczki ze Złocisto-krwistymi.
Marcin Olczyk
Bełchatowianie po dramatycznym spotkaniu zremisowali z zespołem Ryszarda Tarasiewicza 2:2, tracąc już nawet matematyczne szanse na utrzymanie w T-Mobile Ekstraklasie. Brunatni zupełnie przespali pierwszą część spotkania, na co zwrócił im uwagę szkoleniowiec PGE GKS-u. - Generalnie miałem mnóstwo pretensji do zawodników o pierwszą połowę. Uznałem w szatni, że ten obraz, który było widać na boisku, zupełnie mi nie odpowiadał. Nie widziałem w pierwszej połowie drużyny, która grałaby o życie, była zdeterminowana, by jak tonący chwytać się brzytwy. Tego na pewno nie było - zaznaczył Kamil Kiereś.
Bramka Kamila Wacławczyka sprawiła, że na ponad 40 minut odżyły w bełchatowianach nadzieje
Końcówka meczu okazała się wyjątkowo dramatyczna. Gol strzelony w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry przez Pawła Baranowskiego wprawił w ekstazę niemal całą (poza trybuną z licznie zgromadzonymi w Bełchatowie kibicami gości) GIEKSA Arenę. To jednak nie był koniec emocji. Ku rozpaczy miejscowych kibiców ostatnie słowo należało tego dnia do przyjezdnych, a dokładnie do byłego reprezentanta Francji Oliviera Kapo, który w doliczonym czasie gry pokonał strzałem głową Emilijusa Zubasa. Radość w obozie gospodarzy momentalnie zamieniła się w rozpacz, od której nie było już ucieczki.
- Po tym golu na 2:1 jest euforia i moc w zespole. Już na ławce czuło się, że jesteśmy w Łęcznej, w tej finałowej grze o utrzymanie. Niestety, moment nieuwagi, tracimy bramkę i to na pewno boli - przyznał niepocieszony Kiereś. - Gol na 2:2 zamyka nam kolejny rozdział w ekstraklasie. Następne spotkanie w Łęcznej dla nas wymiar mieć będzie tylko statystyczny. Jego stawka jest już dla GKS-u jedynie towarzyska - dodał.