Niepewna przyszłość PGE GKS-u Bełchatów?

Powrót do klubu Kamila Kieresia nie był w stanie uratować Brunatnych przed spadkiem z T-Mobile Ekstraklasy. Nie wiadomo czy szkoleniowiec zostanie z zespołem.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk
Po świetnej rundzie jesiennej w wykonaniu beniaminka z Bełchatowa kilka niepowodzeń w 2015 roku skłoniło działaczy PGE GKS-u do dokonania zmiany na stanowisku trenera pierwszego zespołu. Na koniec marca Kamila Kieresia zastąpił Marek Zub, który jednak zawiódł na całej linii i nie dotrwał do końca sezonu. Jego miejsce dwa tygodnie temu zajął... Kiereś. - Z perspektywy mojej osoby na cztery kolejki przed końcem, czyli przed spotkaniem z Ruchem Chorzów, najlepiej byłoby nie wracać na ławkę do Bełchatowa i nie brać na siebie tego ciężaru - przyznał nowy-stary trener Brunatnych.
Sentyment i wiara w końcowy sukces zdecydowały jednak, że 40-letni szkoleniowiec podjął się tej piekielnie trudnej misji. - Po tym dwumiesięcznym odpoczynku i rozmowie działaczy ze mną na temat podjęcia się próby ratowania sytuacji w GKS-ie Bełchatów w samej końcówce sezonu, po jednodniowym namyśle uznałem, że będzie to możliwe, że po pewnych ruchach kadrowych będę mógł dotrzeć do zawodników. Dziś myślę, że z tą grupą, którą wybrałem sobie na te ostatnie mecze, to mi się udało - wyjawił Kiereś po wtorkowym remisie z Koroną Kielce.Podział punktów we wtorkowym spotkaniu przypieczętował spadek klubu z Bełchatowa do I ligi. Bramka decydująca o niepowodzeniu padła już w doliczonym czasie gry, doprowadzając do rozpaczy cały obóz Brunatnych. - Nie zdobyliśmy dziewięciu punktów w trzech meczach. Mamy ich tylko cztery, choć w starciu z Koroną byliśmy blisko zwycięstwa. Szkoda tej straconej w ostatniej minucie bramki, bo przed decydującym meczem w Łęcznej nabralibyśmy na pewno siły i w tym naszym finale powalczyli o utrzymanie - przyznał zawiedziony końcowym wynikiem i spadkiem z ligi trener.
Kamil Kiereś potrafił w krótkim czasie odmienić grę PGE GKS-u, ale nie wystarczyło to do odrobienia strat i utrzymania w lidze Kamil Kiereś potrafił w krótkim czasie odmienić grę PGE GKS-u, ale nie wystarczyło to do odrobienia strat i utrzymania w lidze
Niepowodzenie w walce o utrzymanie opiekun zespołu wziął na siebie i nie zamierzał uciekać od odpowiedzialności. Zaznaczył jednocześnie, że jest na tyle związany z klubem, że nie mógł odmówić pomocy nawet w tak beznadziejnej sytuacji. - Wygodniej byłoby nie wracać, ale jestem tutaj. Muszę przyjąć ten spadek na klatę. Trudno powiedzieć mi, co będzie dalej. Nie jest to odpowiedni moment na takie rozmowy. Przez ostatnie 3 lata mojej pracy włożyłem dużo wysiłku, przede wszystkim w 2013 roku, żeby ten klub nie przestał istnieć. Biliśmy się wtedy o utrzymanie i również zabrakło niewiele.

Przyszłość trenera i zespołu stanęła po spadku pod znakiem zapytania. Czy Kiereś kolejny raz, podobnie jak w sezonie 2013/2014, spróbuje odzyskać dla PGE GKS-u miejsce w elicie? - Biliśmy się morderczo w tej pierwszej lidze. W obecnym sezonie dobrze wystartowaliśmy, a teraz spadamy. Chciałem pomóc, bo nadal zależy mi na tym klubie. Wiem, że jesteśmy w pierwszej lidze. Nie mam pojęcia jak wszystko dalej się potoczy, ale chciałbym, żeby ten klub nie przepadł w pierwszoligowej otchłani. Trzeba teraz usiąść i na spokojnie porozmawiać o perspektywach - powiedział Kiereś.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×