Wojciech Stawowy: Żałuję, że w poprzednich meczach nie było takiej ambicji

Widzewiacy pożegnali się z Byczyną remisem 1:1 z Chrobrym Głogów. Trener gospodarzy, Wojciech Stawowy, pochwalił swój zespół za ambicję i walkę, mimo degradacji w poprzedniej kolejce.

Bartosz Koczorowicz
Bartosz Koczorowicz

 - Mogę tylko tyle powiedzieć, że gratuluję drużyny serca i ambicji na boisku. Nawet gdy graliśmy w dziesięciu czy dziewięciu, to dążyliśmy do tego, żeby wygrać. Mogę tylko żałować, że w poprzednich meczach nie było takiej ambicji, bo gdyby była, to mielibyśmy lepsze wyniki. Przede wszystkim szwankowała skuteczność. Gdybyśmy wykorzystali sytuacje z pierwszej połowy, to ten mecz potoczyłby się inaczej. Oprócz ambitnej walki uważam, że także nieźle graliśmy - rozpoczął swoją wypowiedź na pomeczowej konferencji prasowej trener Widzewa, Wojciech Stawowy.

Łodzianie przystąpili do sobotniego spotkania jako zespół, który w przyszłym sezonie grać będzie na niższym szczeblu rozgrywek. Stało się tak ostatecznie z powodu nierozegrania meczu z Zagłębiem w Lubinie, na który widzewiacy nie pojechali. Zdaniem Stawowego, spadek klubu miał jednak miejsce w innym momencie. - Myślę, że spadliśmy z ligi wcześniej. To, że nie pojechaliśmy do Lubina, nie zadecydowało aż tak bardzo. Po prostu tak wyszło. Głęboko wierzę, że pojedziemy do Grudziądza i w przyszłym sezonie będziemy walczyć w drugiej lidze o powrót do pierwszej. Chociaż wiem, że sytuacja w klubie jest trudna - wyraził nadzieję szkoleniowiec łódzkiego zespołu, który o przyszłości, zarówno tej bliższej, jak i dalszej, rozmawiał z wciąż urzędującym prezesem, Sylwestrem Cackiem.

- Spotkaliśmy się z prezesem i chciałbym zostawić dla siebie to, co zostało na tym spotkaniu. Nie mam przyzwolenia, żebym mówił co tam się stało. Sytuacja jest trudna, ale każdą można pozytywnie rozwiązać. Mam nadzieję, że wszyscy zewrą szyki, żeby klub mógł zagrać w drugiej lidze - mówił Stawowy, który bronił prezesa w dalszych wypowiedziach. - Krótko znam prezesa, ale mogę powiedzieć, że jest to człowiek bardzo mocno zaangażowany w ten klub, i który chce, żeby było w nim dobrze. Wiem, jakie ma problemy. Jest tylko człowiekiem i jak każdy ma granice swoich możliwości. Mam nadzieję, że dalej będziemy realizować to, co sobie zakładaliśmy, choć braliśmy pod uwagę czarny scenariusz - dodał. Pomimo głębokiej wiary w dobrą przyszłość, szkoleniowiec Widzewa nie jest jednak niczego pewny - oprócz jednej rzeczy. - Stuprocentową pewność mam tylko taką, że kiedyś umrę - stwierdził z przekąsem.

Na sobotnie spotkanie szkoleniowiec łódzkiego zespołu wydelegował tylko szesnastu piłkarzy. W meczowym składzie nie znaleźli się m.in. Tomasz Lisowski, Rok Straus, Edgar Bernhardt, Liridon Osmanaj, Bartłomiej Kasprzak oraz Damian Warchoł. Ich brak w Byczynie oznacza najprawdopodobniej pożegnanie się klubu z tymi graczami. - Nie udało się utrzymać w dużej mierze również z powodu moich błędów i biorę odpowiedzialność na siebie. Wierzę jednak, że da się to naprawić i wrócimy do pierwszej ligi. Jednymi z błędów, które popełniłem, były te personalne. Mam swoje przemyślenia. Brak kilku zawodników dzisiaj należy traktować jako wstęp do nich - zakończył Stawowy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×