Tomasz Hajto: Nie było łatwo sklecić jedenastkę, ale stawialiśmy opór
GKS Tychy zanotował czwartą wyjazdową porażkę w rundzie wiosennej I ligi. Ślązacy na mecz do Płocka wybrali się w mocno okrojonym składzie, ale mimo to stawili opór walczącej o awans Wiśle.
Dla GKS-u Tychy był to kolejny mecz, w którym bramkę stracił w ostatnich minutach spotkania. Rzut karny na gola zamienił Krzysztof Janus. Po zakończeniu pojedynku szkoleniowiec Trójkolorowych miał zastrzeżenia do zachowania arbitra. - Kontuzje, kartki, w ostatnim meczu bramka w 94. minucie, teraz bramka z rzutu karnego, szczerze powiem, że z tych nerwów nie pamiętam, w której minucie. Dla mnie nie wiem czy był to rzut karny na milion procent. W doliczonym czasie gry bramkarz gospodarzy kopie naszego zawodnika w tyłek, to jest czerwona kartka i rzut karny dla nas. Nieodpowiedzialne zachowanie, ale jednak sędzia taką rzecz musi zauważyć. Sam trener gości jak zobaczy co zrobił jego bramkarz, to złapie się za głowę. To była ostatnia wrzutka, Wrana gdzieś go popchnął, a bramkarz go kopnął - stwierdził Hajto.
Do zakończenia I-ligowych pozostało jeszcze osiem kolejek. GKS Tychy nadal zajmuje 16. miejsce, a strata do bezpiecznej lokaty wynosi 7 punktów. Z kolei do sklasyfikowanej na 15. pozycji Drutex-Bytovii Bytów tyszanie tracą 4 "oczka". - Wiadomo, że drużyna, która gra u siebie siłą własnego stadionu stwarza sobie sytuacje i tych dośrodkowań jest wiele. Z przebiegu meczu boli porażka, szczególnie że bramka po raz kolejny wpadła w końcówce. Nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji, ale walczymy dalej. Pozostało osiem meczów, przed nami teraz kluczowe spotkania: z Wigrami Suwałki, Bytovią Bytów, Pogonią Siedlce, Chrobrym Głogów i tam musimy szukać punktów - ocenił trener tyskiego klubu.