Franciszek Smuda: Konia można zajechać, a nie piłkarza
Wisła Kraków nie wygrała żadnego z pięciu ostatnich ligowych spotkań i zdobyła w tym czasie tylko dwa punkty. - Nie można już wycisnąć skóry - mówi opiekun Białej Gwiazdy Franciszek Smuda.
- Już w czerwcu ubiegłego roku mówiłem, że bez generalnych wzmocnień nie jesteśmy w stanie regularnie wygrywać i utrzymać gry na najwyższym poziomie. To jest niemożliwe, tego nikt nie gwarantował. W czerwcu mówiliście: wycisnąłeś z nich wszystko. Nie można już wycisnąć skóry. Rozważcie materiał, jaki mam do dyspozycji i porównajcie wstecz. Powiecie, że dobrze, że się utrzymaliśmy - mówi "Franz".
- Jesteśmy za mało groźni w polu karnym. Gdybyśmy mieli Brożka z jesieni, gdzie w każdym meczu strzelał bramkę, to byście powiedzieli: "ale mamy drużynkę". Nie strzelamy to "nie ma drużynki". Jak ktoś ma pretensję, to proponuję eksperyment: skończy się sezon, odejdę i zobaczymy czy mój następca będzie wygrywał - dodaje były selekcjoner reprezentacji Polski.
Pod adresem Smudy pojawiły się zarzuty o przedobrzeniu w czasie zimowych przygotowań i korzystaniu ze zbyt wąskiej grupy piłkarzy. - Nie widziałem zawodowego piłkarza, który powiedziałby, że trenuje zbyt mocno - oponuje krakowski szkoleniowiec i dodaje: - On decyduje o swojej formie i jak jest za dużo treningów, to przychodzi i mówi, że prosi jeden dzień wolnego. Zdarzają się takie przypadki. Kiedyś, piętnaście lat temu, były teksty o zajechaniu. Konia możesz zajechać, a nie piłkarza.
A zbyt wąskie grono piłkarzy, którzy dostają szansę? - Te teksty olewam. W Lubinie jakbym nie zmienił Chrapka, to dogralibyśmy 1:0, a że zmieniłem to przegraliśmy. Jak nie masz na ławce tak samo dobrego zawodnika, to nie wolno zmieniać - mówi Smuda, który w meczu z Zagłębiem przychylił się do prośby Michała Chrapka o zmianę. - W naszej całej kadrze są zawodnicy na poziomie trzeciej ligi. Czasem musimy brać zawodników z rezerw. Próbujemy zrobić piłkarza z Urygi - musi dostać następną szansę, żeby coś z nim zrobić - dodaje trener Białej Gwiazdy.
Smuda zapewnia, że za słaby występ w Lubinie nie zamierza karać Michała Miśkiewicza odesłaniem na ławkę. 25-latek stanie w bramce Wisły w sobotnim meczu z Widzewem w Łodzi: - Pamiętam, jak na Widzewie prowadziliśmy 2:0, a później
Artek Sarnat puścił trzy gole, w tym jeden pod pachą. Następny mecz był z Barceloną i bronił fantastycznie. Michał Miśkiewicz dostanie szansę i musi bronić.