Bohater Jagiellonii po meczu w Zabrzu: Presja, to jest na mistrzostwach świata
Jagiellonia Białystok po nieco ponad pół godziny gry w Zabrzu przegrywała 0:3, a mogła i powinna znacznie wyżej. Fantastyczny zryw w drugiej połowie dał białostoczanom cenny punkt przy Roosevelta.
Przez większość pierwszej połowy meczu z Górnik Zabrze piłkarze Jagi na boisku prezentowali piłkarskie jaja. Zepchnięci do głębokiej defensywy białostoczanie długo z fartem się bronili. W świetnych okazjach piłki do siatki skierować nie umieli bowiem Prejuce Nakoulma, Bartosz Iwan, Przemysław Oziębała czy Robert Jeż.
Kiedy jednak zabrzanie wstrzelili się w bramkę Krzysztofa Barana w ciągu dziesięciu minut trzykrotnie zmusili golkipera gości do kapitulacji. Oblicze drużyna Piotr Stokowiec zmieniła dopiero w końcówce premierowej odsłony, strzelając bramkę kontaktową, a w drugiej części meczu odrobili dwubramkową stratę i wywieźli ze Śląska punkt.
O ile do pierwszego rzutu karnego podyktowanego dla Jagiellonii większych uwag rościć nie można, o tyle druga "jedenastka" była co najmniej wątpliwa. - Sędzia zagwizdał i podyktował rzut karny. Taka jest piłka. Sędziowskie pomyłki zawsze były wkalkulowane w ten sport. Ostatnio szczęście nam nie sprzyjało, ale teraz los się odwrócił - uśmiecha się zawodnik Żubrów.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Jagiellonia wciąż nie może być pewna miejsca w pierwszej "ósemce". - Jechaliśmy do Zabrza po trzy punkty. To było pierwsze założenie, patrząc na to jak wyniki innych meczów nam się ułożyły. Nie udało się wygrać, ale z perspektywy tego co działo się na boisku trzeba uznać ten punkt za zdobycz - puentuje gracz drużyny ze Słonecznej.