Czołganie, bieganie z karabinem... czyli kapitan Floty w wojsku

Marek Niewiada ma przed sobą dziwną rundą. Nie może trenować z zespołem, bo przechodzi kurs. Zawodowy żołnierz opowiada, jak wygląda jego dzień i ile to wszystko potrwa.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski

Flota Świnoujście z Markiem Niewiadą poradziła sobie na inaugurację z GKS-em Katowice. Prowadziła grę, kontrolowała wydarzenia i stworzyła zdecydowanie więcej sytuacji podbramkowych. Udanym występem zasiała ziarno niepewności: czy nie została zbyt pochopnie skreślona przez ekspertów?

- Zwycięstwo jest dobrym sygnałem na kolejne tygodnie. Zależało nam na nim, zasłużyliśmy na nie. Pierwsza połowa była kapitalna w naszym wykonaniu, po przerwie trochę niepotrzebnie się cofnęliśmy. Wiadomo jednak, jaki panował upał. Trzeba było umiejętnie rozłożyć siły na całe spotkanie. Zabrakło skuteczności, bo spokojnie można było postrzelać na 2:0 albo 3:0 i byłoby po zawodach - wspomniał Marek Niewiada o największym mankamencie w grze zespołu.

- Najlepsze szanse mieli Charlie i Krzysiek Bodziony. Coś powinno wpaść. W tej drugiej sytuacji Krzysiek powinien się zapytać bramkarza, w który róg chce piłkę i strzelić. No ale wiadomo sił trochę brakło i za szybko zareagował, a mógł spokojnie położyć bramkarza i dziękuję. No ale tak jak wspomniałem zwycięstwo cieszy i nawet w tym minimalnym wymiarze jest ok. Początek sezonu jest zawsze niewiadomą, a my pokazaliśmy, że Flota zawsze będzie groźna - dodał kapitan świnoujścian. Dla Niewiady nadchodząca runda będzie specyficzna. Nie mógł on normalnie trenować z zespołem w okresie przygotowań i stan ten będzie trwał do końca tegorocznych rozgrywek. Żołnierz musi wypełniać obowiązki zawodowe w Ustce.
- Marek postrzela z karabinu, to liczę, że coś postrzela w lidze - żartuje Baniak - Marek postrzela z karabinu, to liczę, że coś postrzela w lidze - żartuje Baniak
Kapitan Floty nie jest jedynym zawodnikiem, który łączy grę w pierwszoligowym klubie z wykonywaniem innego zawodu. Szczególnie dużo mówi się o Łukaszu Kopczyku z GKS-u Tychy, który jest strażnikiem miejskim. Sytuacja, w której tak ważne ogniwo musi przygotowywać się do meczów w pojedynkę jest jednak osobliwa. - Żałuję tego, bo inaczej trenuje się indywidualnie, a inaczej z drużyną. Troszkę brakuje zgrania i kontaktu z piłką, z drugiej strony nie odstawałem w niedzielę fizycznie. Jeszcze muszę się poprawić, więcej popracować indywidualnie i myślę, że nie będę wyglądać gorzej niż koledzy. Mam rozpiski tygodniowe od trenerów, które realizuje - opowiedział Niewiada, który dobrą kondycje zawdzięcza biegom, m.in. z karabinem. Co jeszcze porabia podczas kursu?

- Zajęcia są różnorodne, to takie całościowe przygotowanie. Abym mógł zostać w wojsku muszę ukończyć ten półroczny kurs i po nim dalsza droga. Szósta rano pobudka, wiadomo zaprawa, no nawet na tych tzw. W-F-ach biegamy po dziesięć kilometrów, jest czołganie, strzelanie, musztry. Teraz mamy trochę takich bajerów wojskowych w terenie, więc te zajęcia są urozmaicone i mogę się dużo nauczyć - opowiada z uśmiechem pomocnik.

- Trzeba popracować nad sobą indywidualnie, bo to zaowocuje i dla mnie i dla zespołu. Pobyt w Ustce nie jest moim wymysłem, ale po prostu muszę zrobić ten kurs - dodał Niewiada.

Mimo specyficznej sytuacji trener Bogusław Baniak nie bał się trochę przemeblować środka pola. - W niedzielę byłem jedynym typowym defensywnym pomocnikiem, natomiast Bodziony i Szałek zostali przesunięci do przodu. Mieliśmy grać bardziej ofensywnie, więcej operować piłką, zmniejszać przestrzeń między formacjami oraz zawodnikami. Powoli nam to wychodzi, choć potrzeba jeszcze kilku meczów do zgrania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×